czwartek, 21 grudnia 2017

W podróży ku życiu…

Czytając na stronie Wydawnictwa Dreams opis książki „Tańcząc z delfinami„, pomyślałam, że szykuje się fajna powieść obyczajowa. Z nastawieniem na przeżycie czyjejś przygody zaczęłam lekturę. I nie mogłam przestać o niej myśleć… Okazała się dla mnie czymś więcej niż tylko „zwykłą” opowieścią o losach kilku chorych ludzi. Była dla mnie podróżą w czyjeś serce i duszę, bo ku memu zaskoczeniu, książka wiele mówiła o miłości i opiece Boga.

Autorką tej powieści jest Bonnie Leon, która ma na swoim dorobku już ponad 20 powieści. Jak nikt inny potrafiła opisać życie osób niepełnosprawnych i ich duchowe rozterki, gdyż sama uległa wypadkowi po którym straciła fizyczną sprawność. Znalazła jednak w swoim życiu cel – pisanie. Żona, matka, babcia, mieszka w górach południowego Oregonu.
„Tańcząc z delfinami” to historia zaczynająca się dość niepozornie. Cierpiąca na tajemniczą chorobę Claire Murray wybiera się w podróż po Stanach by móc popływać z delfinami. Jej rodzina nie jest temu przychylna. W obawie o bezpieczeństwo córki chce wyperswadować jej tę podróż, tym bardziej, że ma się ona odbyć z grupą jej niepełnosprawnych znajomych, których dziewczyna poznała na grupie wsparcia.
Tom to zrzęda i dość apodyktyczny starszy członek ekipy, który początkowo jest kierowcą kampera, którym ekipa planuje przejechać trasę. Jednak postępujące problemy ze stwardnieniem rozsianym powodują, że podróżnicy zmuszeni są zatrudnić kierowcę.
Była hipiska Willow, to osoba, która przeszła ogromną wewnętrzną przemianę. Kiedyś żyjąc ruchem hipisowskim, używała życia, krzywdząc tym swoją jedyną córkę, która nie chce z nią mieć kontaktu. Później poznała… Jezusa i jej świat się zmienił diametralnie. Jej słowa o Bożej opiece podczas podróży irytują współtowarzyszy, lecz… okazuje się, że to zwykle ona ma rację.
Taylor, osoba cierpiąca na zaburzenia psychiczne. Jej choroba dwubiegunowa daje wszystkim mocno w kość, lecz podczas podróży dzieje się z nią coś wyjątkowego… Znajduje prawdziwych przyjaciół, wsparcie i miłość.
Do tych czterech chorych podróżników dołącza przypadkowo spotkany chłopak. Autostopowicz Sean Sullivan ratuje ich w diametralnie trudnej sytuacji, gdy okazuje się, że Tom nie jest w stanie być dalej ich kierowcą. Sean nie chce jednak towarzyszyć niepełnosprawnej ekipie. Z czasem okazuje się, że uciekł z rodzinnego domu. Obwinia się za śmierć brata, którego choroba zabrała wiarę, rodziców, dzieciństwo, prawdę, wolność serca.
To, że Claire była tak daleko od domu i nie bała się, było miłą niespodzianką. W domu czuła się jak w klatce, zamknięta w swoim życiu, w którym wszystko kręciło się wokół choroby. Teraz zaczynała wierzyć, że w jej życiu może chodzić o coś innego, i nie mogła się doczekać, żeby zobaczyć o co. (str.226)
Nie będę zdradzać całej fabuły – zepsułabym efekt! A książka zdecydowanie wciąga, inspiruje i budzi z jednej strony podziw dla bohaterów, z drugiej lęk o ich los. Odkrywa przed czytelnikiem wnętrze drugiego człowieka. Wnętrze poranione, które uzdrawia przyjaźń, zaufanie, taniec z delfinami i miłość.
Zdecydowanie polecam każdemu, kto lubi książki, od których nie można się oderwać. Choć to tylko powieść, to zapewniam całą gamę uczuć i wrażeń. Wszak ma być to podróż ku spełnionym marzeniom….

Dziękuję Wydawnictwu Dreams za egzemplarz do recenzji, wprowadzili mnie Państwo w niezwykły świat…

Tytuł: „Tańcząc z delfinami”
Autor: Bonnie Leon
Wydawnictwo: Dreams
Liczba stron: 480
Cena: 44 zł


Link do książki na stronie Wydawcy TUTAJ

Chcesz wiedzieć o nowych wpisach na bieżąco? Zapraszam na mój funpage
Biegnąc pod wiatr



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Napisz co czujesz...