czwartek, 21 grudnia 2017

„Cztery pory miłości”

Od pewnego czasu mam wrażenie, że trudniej mi w codzienności z Bogiem. Rozproszenia na modlitwie, ciągłe zmęczenie, brak chęci. Czasem wracam myślami do czasów, gdy mogłam być aktywna na spotkaniach wspólnoty. Do momentów, gdy mogłam modlić się za innych.

Ostatnio dostałam książkę „Cztery pory miłości” Beaty Agopsowicz. Czytało się szybko. Co prawda średnio odpowiadał mi styl, w jaki została napisana – trochę zbyt prosto, tak jakbym czytała wypracowanie młodej studentki. Sama fabuła jednak jest na tyle wciągająca, że nie mogłam doczekać się dalszego ciągu opowieści i sposób pisania Autorki schodził na dalszy plan.

Książka jest zbiorem ludzkich dramatów – tak na pierwszy rzut okiem. Wiele ran, brak przebaczenia, rodzinne dramaty każdego z bohaterów. I gdzieś między nimi … katolicki ksiądz. Taki ksiądz, o którym marzy każda parafia. Zaangażowany, ciepły, zainteresowany, zawsze dostępny. Ideał? Robiło mi się ciepło na sercu, gdy czytałam kolejne dialogi, gdy zobaczyłam jak sprytnie pomodlił się wstawienniczo za Marka – jednego z głównych bohaterów.

Małżeństwo na granicy rozpadu, umierające dziecko, wracający po latach rodzic, romans w pracy – to kilka wątków tej opowieści.

Opowieści, po którą warto sięgnąć by poczuć w sercu wiosnę. Mnie ta lektura pobudziła. Do bardziej ufnej modlitwy, do zaufania, do nie zamykania się w sobie. Pokazała codzienność rodzinną z dramatem w tle. Cenna dla mnie jako żony, matki, doradcy życia rodzinnego i … Jego córki.

Dziękuję wydawnictwu eSPe za możliwość przeczytania tej książki

Tytuł: „Cztery pory miłości”
Autor: Beata Agopsowicz
Wydawnictwo: eSPe
Liczba stron: 276
Cena: ok.20 zł

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Napisz co czujesz...