piątek, 11 marca 2016

Nowy adres, to samo miejsce

Od dłuższego czasu prowadziłam swojego bloga na dwóch różnych platformach, lecz teraz zapraszam wyłącznie do deonu. Mój adres http://niezawodnanadzieja.blog.deon.pl Skąd ta zmiana? Czasu nie mam zbyt wiele, sił też nie. A zważywszy na to, że niebawem przyjdzie na świat drugi synek postanowiłam uprościć sobie życie. Na deonowym blogu postaram się pisać jak najczęściej - zapraszam w odwiedziny.

poniedziałek, 29 lutego 2016

Ciasteczka orzechowe

Uwielbiam piec. Uwielbiam ciasteczka. Połączyłam więc oba zdania w realizację i oto są! Moje pierwsze ciasteczka orzechowe. Przepis poniżej, jest bardzo prosty! Prawdę mówiąc największy problem był z wyłuskaniem orzechów (bo taki mały złodziejaszek podbiegał i podjadał :)).


Składniki:

25 dkg masła roślinnego
10 dkg cukru pudru
10 dkg zmielonych orzechów
30 dkg mąki pszennej
2 żółtka

Z podanych składników zagnieść ciasto i włożyć je do lodówki na pół godziny.
Nagrzać piekarnik do 200 stopni.
Ciasto podzielić na 4 części. Z każdej części formować wałek o średnicy ok 0.5 cm i odkrawać paseczki na długość 3-5 cm. Układać na blaszce z piekarnika wyłożonej papierem do pieczenia.
Można też ciasto rozwałkować i wyciąć różne kształty.
Ciasteczka układać blisko siebie z niedużymi odstępami.
Piec 10-15 minut, aż ciasteczka zarumienią się na złoty kolor.
Smacznego 😉

czwartek, 18 lutego 2016

Wielki Post

Wielki Post zaczęłam z krzykiem. Podczas porannej mszy krzyczało moje dziecko w wózku. Zaczęło niepostrzeżenie, kazanie chyba było zbyt spokojne, bo na kazaniu właśnie krzyk się zaczął… Niewiele z tej homilii pamiętam. Ksiądz mówił o tym dlaczego popiół (była to Środa Popielcowa, oczywiście), mówił o jego symbolice itd. Mówił tak, że…krzyk Jasia nie potrafił zagłuszyć we mnie tych treści. Zapadło we mnie jedno. Przytoczę bardzo nieudolnie parafrazując kaznodzieję: popiół jest ziemią daną nam w ogrodzie Eden. Ten popiół, ta ziemia. Ten popiół ma być dla nas powrotem do raju. Ma być przypomnieniem, że Bóg chcę wziąć nas za rękę i zwyczajnie w ciszy z nami pospacerować, być blisko. Przeszył mnie na wskroś, chodzę z tym cały czas i wciąż narasta we mnie pragnienie takiego spaceru z Nim.

Pierwsza niedziela Wielkiego Postu. Tutaj też kazanie, tym razem inny kapłan. Mówi o chrześcijańskich poganach. O tych, którzy co tydzień przyjmują Jego w Komunii, a nie wierzą, że zmartwychwstał. I żyją jakby nie wierzyli. Nie mogę powstrzymać się od śmiechu (wiem, wstyd się chichrać, gdy się siedzi w drugim rzędzie, ale naprawdę nie potrafiłam się nie uśmiechnąć…) – mówi o tych, którzy przyjęli go na kolędzie, a nie chcieli witać się przez próg (bo to nieszczęście), o tych, którzy w wózku dziecka mają wielką czerwoną wstążkę (bo przecież to odgania uroki) i o tych, którzy „odpukać” na razie są zdrowi. Mówi o nich ostro. Że zaprasza do konfesjonału. Mówi tak, że robi mi się gorąco. Bo choć ja w przesądy nie wierzę to robi mi się ciasno. Ciasno w mojej pogańskiej skórze. Bo czy ja zawsze i w każdej życiowej sytuacji wierzę, że On zmartwychwstał? Czy ufam Mu, że przeprowadzi mnie przez moje życiowe pustynie? Czy wierzę, że On zmartwychwstał dla mnie? No właśnie… Czy wierzę? No i mam swój Wielki Post…

A o tym co myślę o przesądach już kiedyś było… Przypominam (właśnie dlatego nie mogłam się nie śmiać…)
środa, 28 maja 2014
Zauroczenie?
Gdy wracałam dziś z krótkich zakupów z Jaśkiem pewna starsza pani zajrzała mi do wózka i z wyrzutem powiedziała:
- A gdzie czerwona wstążka? Zauroczą pani dziecko.
- On jest tak uroczy, że nic mu nie grozi - odp żartem.
Na co zbulwersowana już troszkę pani zaczęła mi wmawiać, że czerwona wstążka jest niezbędna, że zauroczenie to poważna sprawa itd...
Ja jej na to, że nie wierzę, że czerwona wstążka jest w stanie pomóc mojemu dziecku i że nie wierzę w takie rzeczy, bo jestem katoliczką.
- Ja też jestem katoliczką i co z tego? Co to zmienia? - powiedziała.
- Jak dla mnie zmienia, bo skoro jestem katoliczką to wierzę w Jezusa, a nie w pomoc wstążki. Ja nie potrzebuję czarodziejskich sztuczek, bo Bóg jest silniejszy niż zauroczenia, wstążki, przesądy. Jezus rozwala to wszystko na łopatki - tym razem stwierdziłam już poważniej.
- Ale wstążka musi być! - twardo obstawiała starsza pani.
- To chodźmy do naszego proboszcza i go o to zapytamy - zaproponowałam.
I na tym historia się kończy, gdyż pani wymiękła twierdząc, że jestem nawiedzona.

czwartek, 4 lutego 2016

Modlitwa

Od dawna chodzi mi po głowie myśl by napisać coś o… modlitwie. Miałam ambitny plan by napisać coś wzniosłego, mądrego, poruszającego etc. I właśnie dlatego tak długo nic nie napisałam. Bo tak nie potrafię. Bo jakże można pisać o czymś o czym ma się małe pojęcie?

Niby modlitwa jest ze mną od zawsze. Zawsze szukałam Boga – w sobie, w świecie, w innych ludziach. Starałam się nawiązać z Nim kontakt, relację, przyjaźń. Właśnie. Starałam się. Ja się starałam. Ciągle się staram. Na siłę. W niemocy na swojej mocy, na swoją chwałę.

Moja modlitwa to ciągła walka. O relację z Nim. Jakże chciałabym nauczyć się słuchać, a nie tylko gadać! Jakże chciałabym nauczyć się Go słuchać, a nie zagłuszać pseudomodlitwą. Jakże chciałabym iść z Nim ramię w ramię. Jakże chciałabym być cała Jego, ale w świecie. Jakże chciałabym by we mnie żył, oddychał, płynął w mojej krwi. Jakże chciałabym…

Jezu, oddaję Ci moje chcenie. Niech to będzie dziś moją modlitwą. Amen.

czwartek, 14 stycznia 2016

Odpocząć by żyć

Potrafisz odpoczywać? Kiedy ostatni raz odpocząłeś tak, że mogłeś góry przenosić? Tak, udało się? Wow! Powiedz mi jak ci się to udało – bo ja nie potrafię.

Człowiekowi do życia potrzebny jest tlen. Ten mam. Potrzebny jest sen. Tego nie mam (dziś mój Słodziak powitał dzień o 4.20…). Potrzebny jest pokarm. Mam, nawet w nadmiarze. Potrzebny jest odpoczynek. Hmmmm… A cóż to takiego?

Jakiś czas temu chciałam poruszyć temat odpoczywania – tak ważny i tak trudny dla mnie. Gdyby nie mój spowiednik, pewnie bym się nawet nie zastanowiła nad tym, że spora część moich problemów bierze się stąd, że odpoczywać nie potrafię. Nigdy nie potrafiłam – macierzyństwo wcale tutaj nic nie zmieniło, wydobyło tylko problem na powierzchnię.

Pasja? Odłożona została na boczne tory – przecież zawsze znajdzie się wymówka by nie dbać wystarczająco o swój rozwój, prawda? Zawsze znajdzie się coś PILNEGO i WAŻNEGO. Coś co nie pozwoli nam się zatrzymać i zająć sobą. Dostałam niedawno „Kwadrans Uważności” (Wojciech Werhun SJ, Wydawnictwo WAM). Radość była duża, entuzjazm ogromny. I poległam – na pierwszym ćwiczeniu. Dlaczego? Bo mój kwadrans skupienia się na ćwiczeniu trwał w rzeczywistości jedną trzecią tego czasu – resztę zajęła pogoń myśli nad tym co jeszcze jest do zrobienia na dziś. Mój mózg, ciało, duch – cała ja – nie potrafił przełączyć się na tryb spokojny, tryb wyciszenia. To przecież wydaje się takie łatwe, a jednak. I znów mogę powtórzyć - macierzyństwo wcale tutaj nic nie zmieniło, wydobyło tylko problem na powierzchnię.

Przeczytałam dziś artykuł Zuzy Kołacz, jak zawsze trafiła w sedno! Polecam przeczytać, szczególnie matkom http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/wychowanie-dziecka/art,780,jak-odpoczywac-majac-male-dzieci.html.

Nie, nie gonię za pieniądzem. Nie gonię za sławą. Moja pasja nie potrzebuje 20 godzin z mojej 24 godzinnej doby. A mimo to biegnę. Wciąż na najwyższych obrotach – nie mogąc zwolnić i pozwolić sobie na usłyszenie siebie. Bo co jeśli usłyszę coś co mój bieg zatrzyma?

piątek, 8 stycznia 2016

Dzień z życia matki

Tak, jestem matką. Nawet podwójnie choć Piotruś przyjdzie na świat dopiero za kilkanaście tygodni. Jestem matką nieidealną – pełną obaw, trosk, złości, niemocy i…szczęścia.

Dwuletnie dziecko przechodzi tzw. bunt dwulatka. Kiedyś się z tego śmiałam – ale już mnie to nie bawi. Gdy Słodziak odwraca głowę od łyżeczki z przepyszną kaszką, gdy rzuca zabawkami w telewizor, gdy krzyczy NIE, gdy chce we mnie uderzyć głową (auć! To boli okropnie!)… Zaczęłam wierzyć w bunt dwulatka.

Gdy dwulatek jest porannym ptaszkiem i lubi wstawać o 4.30 - dzień zaczyna się czasem zamazywać przed oczyma. Widzi się niewyraźnie, depresyjnie, sennie, nijako. Widzi się bardziej to co jest trudem niż to co jest radością. Czy jestem dobrą matką? Czy robię to dobrze? Czy Słodziak jest szczęśliwy, dobrze zadbany, czy dobrze się rozwija? Milion pytań na sekundę, które plują w matczyne serce niepewność i gorycz.

Ale przychodzi wtedy taki moment…że dziecko podchodzi by dać buziaka, by się przytulić, by strzelić minę, za którą dało by mu się Oskara… Przychodzi czas oliwy na poranione serce matki i pojawia się błogi pokój. Pojawia się radość, duma, miłość. Coś czego nie da się opisać. Zrozumie to tylko druga matka.

Niestraszny jest największy foch, pogryzienia, niedospanie i niemoce, gdy wiesz, że dla kogoś jesteś całym światem. Taka to miłość. Bez końca. Prosta i czysta – dziecinna. Niezastąpiona…

poniedziałek, 4 stycznia 2016

Rok Miłosierdzia

Gdy słyszę słowo miłosierdzie to mam przed oczyma wojennych oprawców i seryjnych morderców przed sądem. Ale, gdy zastanowię się choć chwilę, to myślę sobie a co wspólnego z ludzkim sądem ma prawdziwe miłosierdzie?. Chyba nic…

Trzeba mi zacząć żyć miłosierdziem przez duże M.
Nie potrafię być miłosierna dla siebie. Albo samą siebie nadmiernie chłoszczę albo nadto odpuszczam i głaszczę. Tą samą miarą łatwo przychodzi mi traktować innych – męża, dziecko, przyjaciół, znajomych i nieznajomych. Wszystkich. Boga oczywiście też. Jeszcze nie wiem jak znaleźć złoty środek. Wiem gdzie, ale jeszcze nie wiem jak. Mam nadzieję, że przez najbliższy rok trochę się tego nauczę. Z Jego pomocą. Bo tylko On to potrafi. Nikt inny…

Gdy spotkam miłość – kocham
Gdy spotkam gniew – uciekam
Gdy spotkam niemoc – przytulam
Gdy spotkam ból – milknę.
Chcę być jak On
Zawsze blisko
Zawsze z miłością
Wiecznie rozumiejący
Choć odrzucający zło.
Oddać ból i żyć
Tak jak On
Chodzić boso i dawać siebie
Nie oczekując nic w zamian
Wiecznie rozumieć
Zawsze kochać
Być…