poniedziałek, 29 lutego 2016

Ciasteczka orzechowe

Uwielbiam piec. Uwielbiam ciasteczka. Połączyłam więc oba zdania w realizację i oto są! Moje pierwsze ciasteczka orzechowe. Przepis poniżej, jest bardzo prosty! Prawdę mówiąc największy problem był z wyłuskaniem orzechów (bo taki mały złodziejaszek podbiegał i podjadał :)).


Składniki:

25 dkg masła roślinnego
10 dkg cukru pudru
10 dkg zmielonych orzechów
30 dkg mąki pszennej
2 żółtka

Z podanych składników zagnieść ciasto i włożyć je do lodówki na pół godziny.
Nagrzać piekarnik do 200 stopni.
Ciasto podzielić na 4 części. Z każdej części formować wałek o średnicy ok 0.5 cm i odkrawać paseczki na długość 3-5 cm. Układać na blaszce z piekarnika wyłożonej papierem do pieczenia.
Można też ciasto rozwałkować i wyciąć różne kształty.
Ciasteczka układać blisko siebie z niedużymi odstępami.
Piec 10-15 minut, aż ciasteczka zarumienią się na złoty kolor.
Smacznego 😉

czwartek, 18 lutego 2016

Wielki Post

Wielki Post zaczęłam z krzykiem. Podczas porannej mszy krzyczało moje dziecko w wózku. Zaczęło niepostrzeżenie, kazanie chyba było zbyt spokojne, bo na kazaniu właśnie krzyk się zaczął… Niewiele z tej homilii pamiętam. Ksiądz mówił o tym dlaczego popiół (była to Środa Popielcowa, oczywiście), mówił o jego symbolice itd. Mówił tak, że…krzyk Jasia nie potrafił zagłuszyć we mnie tych treści. Zapadło we mnie jedno. Przytoczę bardzo nieudolnie parafrazując kaznodzieję: popiół jest ziemią daną nam w ogrodzie Eden. Ten popiół, ta ziemia. Ten popiół ma być dla nas powrotem do raju. Ma być przypomnieniem, że Bóg chcę wziąć nas za rękę i zwyczajnie w ciszy z nami pospacerować, być blisko. Przeszył mnie na wskroś, chodzę z tym cały czas i wciąż narasta we mnie pragnienie takiego spaceru z Nim.

Pierwsza niedziela Wielkiego Postu. Tutaj też kazanie, tym razem inny kapłan. Mówi o chrześcijańskich poganach. O tych, którzy co tydzień przyjmują Jego w Komunii, a nie wierzą, że zmartwychwstał. I żyją jakby nie wierzyli. Nie mogę powstrzymać się od śmiechu (wiem, wstyd się chichrać, gdy się siedzi w drugim rzędzie, ale naprawdę nie potrafiłam się nie uśmiechnąć…) – mówi o tych, którzy przyjęli go na kolędzie, a nie chcieli witać się przez próg (bo to nieszczęście), o tych, którzy w wózku dziecka mają wielką czerwoną wstążkę (bo przecież to odgania uroki) i o tych, którzy „odpukać” na razie są zdrowi. Mówi o nich ostro. Że zaprasza do konfesjonału. Mówi tak, że robi mi się gorąco. Bo choć ja w przesądy nie wierzę to robi mi się ciasno. Ciasno w mojej pogańskiej skórze. Bo czy ja zawsze i w każdej życiowej sytuacji wierzę, że On zmartwychwstał? Czy ufam Mu, że przeprowadzi mnie przez moje życiowe pustynie? Czy wierzę, że On zmartwychwstał dla mnie? No właśnie… Czy wierzę? No i mam swój Wielki Post…

A o tym co myślę o przesądach już kiedyś było… Przypominam (właśnie dlatego nie mogłam się nie śmiać…)
środa, 28 maja 2014
Zauroczenie?
Gdy wracałam dziś z krótkich zakupów z Jaśkiem pewna starsza pani zajrzała mi do wózka i z wyrzutem powiedziała:
- A gdzie czerwona wstążka? Zauroczą pani dziecko.
- On jest tak uroczy, że nic mu nie grozi - odp żartem.
Na co zbulwersowana już troszkę pani zaczęła mi wmawiać, że czerwona wstążka jest niezbędna, że zauroczenie to poważna sprawa itd...
Ja jej na to, że nie wierzę, że czerwona wstążka jest w stanie pomóc mojemu dziecku i że nie wierzę w takie rzeczy, bo jestem katoliczką.
- Ja też jestem katoliczką i co z tego? Co to zmienia? - powiedziała.
- Jak dla mnie zmienia, bo skoro jestem katoliczką to wierzę w Jezusa, a nie w pomoc wstążki. Ja nie potrzebuję czarodziejskich sztuczek, bo Bóg jest silniejszy niż zauroczenia, wstążki, przesądy. Jezus rozwala to wszystko na łopatki - tym razem stwierdziłam już poważniej.
- Ale wstążka musi być! - twardo obstawiała starsza pani.
- To chodźmy do naszego proboszcza i go o to zapytamy - zaproponowałam.
I na tym historia się kończy, gdyż pani wymiękła twierdząc, że jestem nawiedzona.

czwartek, 4 lutego 2016

Modlitwa

Od dawna chodzi mi po głowie myśl by napisać coś o… modlitwie. Miałam ambitny plan by napisać coś wzniosłego, mądrego, poruszającego etc. I właśnie dlatego tak długo nic nie napisałam. Bo tak nie potrafię. Bo jakże można pisać o czymś o czym ma się małe pojęcie?

Niby modlitwa jest ze mną od zawsze. Zawsze szukałam Boga – w sobie, w świecie, w innych ludziach. Starałam się nawiązać z Nim kontakt, relację, przyjaźń. Właśnie. Starałam się. Ja się starałam. Ciągle się staram. Na siłę. W niemocy na swojej mocy, na swoją chwałę.

Moja modlitwa to ciągła walka. O relację z Nim. Jakże chciałabym nauczyć się słuchać, a nie tylko gadać! Jakże chciałabym nauczyć się Go słuchać, a nie zagłuszać pseudomodlitwą. Jakże chciałabym iść z Nim ramię w ramię. Jakże chciałabym być cała Jego, ale w świecie. Jakże chciałabym by we mnie żył, oddychał, płynął w mojej krwi. Jakże chciałabym…

Jezu, oddaję Ci moje chcenie. Niech to będzie dziś moją modlitwą. Amen.