środa, 16 kwietnia 2014

Post?

Kiedy cztery miesiące temu przyszedł na świat mój syn Jasiu byłam najszczęśliwszą osobą na świecie. Patrząc teraz na niego – nadal się tak czuję… Choć moje życie zmieniło się tak diametralnie, że czasem zastanawiam się gdzie ja jestem?.
Za mną kolejna nieprzespana noc. Dzień z tych trudniejszych, gdy Jaś nie śpi i płacze co jakiś czas. Gdy nie chce jeść i gdy moja bezradność sięga zenitu. I choć znam przyczynę tego stanu – nic nie mogę na to poradzić. Ból w sercu matki jest wtedy tak silny, że łzy bezsilności stają się być najlepszą formą ekspresji.
Przychodzi wtedy myśl o tym jak było kiedyś. Kiedyś było spokojnie… Ale było pusto. Było głucho. Było smutno. Teraz każdy uśmiech, każdy dotyk, każde karmienie piersią jest czymś co daje siłę i niedające nic innego pokłady siły i spełnienia.
Kiedy patrzę na moje ostatnie cztery miesiące życia widzę jak bardzo się zmieniłam. Jak wiele w moim życiu się dzieje. Jak bardzo odmieniona wewnętrznie jestem. I choć czasem przychodzi dół – fizyczny, psychiczny, duchowy – wiem, że będzie lepiej. Wiem, że przyjdzie czas uśmiechu.
Tegoroczny Wielki Post jest dla mnie czasem wyjątkowym. Pierwszy raz od wielu lat nie udało mi się wziąć udziału w rekolekcjach stacjonarnych w parafii. I choć skorzystałam z wersji internetowej to czuję, że to jednak nie to samo. I choć karmiłam się lekturą duchową widzę, że to nadal nie to. Ale wiem, że Pan Bóg jest tak blisko jak nigdy dotąd – jest w spojrzeniu Jasia…
Gdy patrzę na śpiące niemowlę widzę jak wielki wydarzył się cud. Gdy czuję jego dotyk – ten cud staje się realny. Staje się promieniem słońca w pochmurny dzień. Staje się spełnieniem w każdej sekundzie matczynego życia.
Ostatnio mi raczej pod górkę. Ale pomógł mi pewien filmik. Za zgodą jego autora pozwalam sobie go pokazać. Dzięki Rafał :)
https://www.youtube.com/watch?v=tLGa1D8Zt

środa, 2 kwietnia 2014

Trąd

Wracając w weekend pociągiem SKM do domu usiadłam na wprost pewnego młodego mężczyzny. Na pozór zwyczajny, zlewający się z tłem... Gdyby nie to, że ciągle się drapał pewnie nawet bym nie zwróciła na niego uwagi...
Pojawił się lęk. A co jeśli on mnie czymś zarazi? Dlaczego ma taką skórę?
Złapana na swojej własnej myśli, zbeształam sama siebie. Naszła mnie refleksja... Ile osób pomyślało podobnie jak ja? Ile osób odsuwało się od niego, bo jego skóra była inna? Ile osób traktowało go jak trędowatego?
Biję się w pierś - ja też chciałam uciec.
Ucieczka... Temat rzeka. Od ilu osób, z rożnym trądem już uciekałam? Trąd przyzwyczajeń, zranień, charakteru, który wydawał mi się trudny? Ile osób już odrzuciłam z lęku, że się czymś zarażę? Od ilu osób, sytuacji, szans uciekłam? Ile...?
Może to ma być właśnie mój Wielki Post? Może mam się nauczyć nie uciekać?