środa, 6 czerwca 2018

Imigrant na Wyspach – jak odnalazłem się w UK

Trzynaście lat temu, zaraz po maturze zaproponowano mi wyjazd do pracy na Wyspach Brytyjskich. Pamiętam swoje obawy. Zdecydowałam się na niego, by zarobić na studia. Do wyjazdu jednak nie doszło, z niezależnych ode mnie przyczyn. Pamiętam jednak jak mocno szarpałam się wewnętrznie myśląc o imigracji.

Tym bardziej ciekawa byłam opowieści Marcina Kowala. Wydawnictwo Bernardinum kilka tygodni temu wysłało mi zapowiedź Imigranta na Wyspach. Od razu serce zabiło mi mocniej, wróciły dawne wspomnienia. Dziś nie żałuję, że zostałam w Polsce. Pomyślałam jednak, że fajnie zobaczyć co straciłam i czy warto się smucić z tego powodu…


O smutku nie było jednak mowy od pierwszy stron opowieści. Nie dlatego, że Marcin Kowal pisał o brytyjskim świecie w sposób, który budził lęk. Momentami nie mogłam powstrzymać śmiechu – Autor jest dla mnie numerem jeden jeśli chodzi o dystans do siebie, świata, wydarzeń, innych ludzi. Jego opowieść czyta się nie tylko lekko, ale w ciągłym półuśmiechu. Nie da się inaczej, nawet będąc mrukiem.

Lekki styl, duża dawka zdrowej złośliwości, fantastyczne przypisy (również od znajomego Autora, zwanego Mańkiem, który starał się chyba w pewien sposób odgryźć za to, co o nim napisano). Wszystko spójne, logiczne, okraszone dużą ilością pięknych, wyrazistych fotografii (jakby mogło być inaczej u tego wydawcy?).

Można zapytać – a wady? Przykro mi, nie znalazłam…

Marcin Kowal opisał świat zupełnie inny niż sobie wyobrażałam. Jako imigrant przeżył wiele, jeszcze więcej zobaczył. Podczas lektury odczuć można, że jest bardzo dobrym obserwatorem, a czytając jego komentarz do opisywanych ludzkich zachowań – zwyczajnie dobrym, przyzwoitym człowiekiem. Takiego go poznałam z kartek książki.

Wspomnianemu Mańkowi zarekwirowano na lotnisku świnie. Tak! Świnie, a właściwie mięso. Ta historia zostanie we mnie jeszcze jakiś czas, śmiałam się przy niej długo. Autor w fantastyczny sposób połączył tą opowieść z przedstawieniem różnic na lotniskach poszczególnych państw. Jeśli szukasz wskazówek przed wyjazdem – tutaj je znajdziesz.
Dowiedzieć się można również o szczegółach ruchu lewostronnego. Także o tym, że Anglicy widząc kilka milimetrów śniegu, nie wychodzą z domu, czy o tym, że potrafią cały dzień chodzić w piżamach (również do sklepu!).
Wiele zabawnych historii mężczyzny przeplata się z opowieściami o ludziach – ich historii, sposobie patrzenia na świat. Szczegółowo (choć bardzo ciekawie, nienużąco) opowiada o tym, jak szukać mieszkania na Wyspach i dlaczego nie warto pić lokalnego poteen – czegoś w rodzaju irlandzkiego bimbru.
Z lekkim napięciem czytałam o językowych potyczkach i o tym, jak słowo „masło” mało nie doprowadziło do ostrej bijatyki w zakładzie pracy.
Autor wskazuje na wiele różnic między naszą, a brytyjska kulturą i mentalnością. Tam łatwo jest oskarżyć kogoś o molestowanie, trzeba uważać na wypowiadane słowa. Niepotrzebne jest prawo jazdy, by jeździć samochodem – jak to zrobić? Kowal wyjaśnia szczegółowo.
Czym Brytyjczycy zastępują chleb? Dlaczego mają w słodyczach sam cukier i mdłe jedzenie? O tej stronie codziennego życia też wiele się dowiedziałam.
Dobra, przyznaję się. Angielska kuchnia nie przypadła mi do gustu. W ogóle! Próbowałem bronić jej przed Mańkiem. Przed innymi. Nawet przed samym sobą. Nic z tego. Wyspiarze również zdają się to rozumieć i nawet otwarcie przyznają, że można angielskich przysmaków nie lubić. Czego, na przykład, żaden Polak na Wyspach nie powie o polskiej kuchni. Każdy rodak stanie w jej obronie i każdy będzie zachwycał się i tęsknił za chlebem, kiełbasą, pierogami czy bigosem. Str. 216
Ze zdziwieniem pochłaniałam strony z opisami warunków mieszkaniowych – pogoda deszczowa sprzyja…pleśni. Czy łatwo jest znaleźć mieszkanie bez tego niechcianego lokatora? Opis pięknych krajobrazów i pogodowych anomalii może budzić zachwyt – we mnie obudził. Wyspy wydają się mi bardzo bliskie jeśli chodzi o odległość – nie spodziewałam się, że tak wiele może się różnić między nimi, a Polską.

Ostatni rozdział opowieści wydawał mi się bardziej poważny. Choć wcześniej autor poruszał bardzo wiele trudnych, mało śmiesznych spraw, to robił to z dużą dawką humoru. Jak jednak pisać z uśmiechem o tym, że w Irlandii Północnej na ulicy wybuchają bomby i jest się tego naocznym świadkiem? Pisząc o konflikcie na Wyspach, nie pomija rzeczy naprawdę trudnych, również tych, w których niestety zmuszony był brać udział.

Mam wrażenie, że ta publikacja jest trochę jak kompendium wiedzy. Osobista, zabawna, szczera, ale również bardzo praktyczna i rzeczowa. Jeśli myślisz o wyjeździe – zajrzyj koniecznie. Jeśli chcesz dowiedzieć się trochę o kulturze zupełnie innej niż nasza, mimo, że wciąż europejskiej – przeczytaj. Na pewno się nie zawiedziesz. Osobiście długo będę się zachwycała nie tylko lekkim piórem autora, ale również tym, że świat niby bliski, a tak różny i daleki…

Dziękuję Wydawnictwu Bernardinum za lekturę!
Tytuł Imigrant na Wyspach – jak odnalazłem się w UK
Autor Marcin Kowal
Wydawnictwo Bernardinum
Liczba stron 288

Książkę można nabyć na stronie wydawnictwa (ksiegarnia.bernardinum.com.pl) w cenie 39, 90 zł. Dostępny również w salonach Empik.

Ewangelia oczami zwierząt

Czy masz czasem dylemat jak opowiedzieć dziecku o dobrym, kochającym Bogu? Szukasz odpowiednich słów, przykładów, opowieści?
Po raz kolejny polecam książkę dla dzieci wydaną przez Wydawnictwo PROMIC – mojego faworyta wśród wydawców dziecięcych publikacji z nutką chrześcijańskiego nauczania.


Piękna oprawa – sztywna okładka, pięknie ilustrowana każda z dwunastu opowieści. Pierwsze wrażenie było bardzo dobre.
Gdy pierwszego wieczoru zaczęliśmy czytać Zwierzęta z kart Ewangelii sama mocno poczułam się przytulona przez dobrego, kochającego i troskliwego Boga – opowieści napisane są w taki sposób, że serce łagodnieje i wycisza się w Bożej obecności.

Dla mojego zasypiającego pięciolatka była to też lekcja wartości – choćby bycia troskliwym jak wół i cierpliwym jak wróbelek, któremu czegoś zabrakło. Synek chętnie rozmawiał o tych historiach kolejnego dnia. Napisane są w bardzo obrazowy i przystępny sposób – idealnie dla przedszkolaka.





Każda opowieść to inne zwierzątko, które spotyka Jezusa. Pies, wół, baranek, rybka, lis, wróbelek, owieczka, wielbłąd, troskliwa kwoka, osiołek, kogut, gołębica – każde z nich ma swoją historię.
Choć każda z dwunastu opowieści napisana jest bardzo prosto, niesie za sobą wierne odzwierciedlenie nauczania Pisma Świętego – oddane jednak w sposób przystępny i bardzo zrozumiały dla dziecka.

Mały czytelnik i jego rodzic – każdy z nas może spotkać w nich Jezusa, który kocha, zauważa i się troszczy. Publikacja jest warta uwagi i wspólnej lektury, nie tylko na dobranoc.
Dziękuję Wydawnictwu PROMIC za egzemplarz do recenzji.

Książkę można nabyć na stronie Wydawcy (wydawnictwo.pl) w cenie 15,21 zł.

Tytuł Zwierzęta z kart Ewangelii
Autor
Bénédicte Delelis, Éric Puybaret
Wydawnictwo PROMIC
Liczba stron 32

Wiara w cuda

Czy są na świecie rzeczy niemożliwe? Mawia się czasem, że jedyna pewna rzecz, która nas spotka to… śmierć. Czy można z nią wygrać? Ta historia pokazuje, że wiele przed nami i nie wszystko w życiu potrafimy pojąć rozumem…


Wiedziałam, że czeka mnie kilka godzin jazdy do Łodzi i kilka dni później – powrót. Pomyślałam, że warto zabrać ze sobą książkę, która skróci czas podróży. Szczerze mówiąc nie spodziewałam się, że ta historia okaże się dla mnie tak mocna.

John postanowił powygłupiać się na krze lodu razem z dwoma przyjaciółmi. Chłopcy nie przewidzieli tego, że zabawa może skończyć się tragicznie. Wszyscy troje wpadli do zimnej wody. Dwoje z nich wydostało się z niej w miarę szybko. Johna wyciągnęły służby ratownicze. Był pod wodą 20 minut. Mimo tego, że nie było szans na jego uratowanie, służby medyczne podjęły reanimację. Bezskutecznie.

Przewieziono nastolatka na odział ratunkowy. Lekarz chciał podać godzinę jego zgonu, czuł jednak, że powinien poczekać z tym, aż pojawi się matka chłopca. Kobieta, która wierzyła w to, co mówi Bóg, stanęła nad swoim dzieckiem ze słowami
Wierzę we wszechmocnego Boga,
który potrafi czynić cuda.
Panie, proszę, przywróć Johna do życia. Ześlij swojego Świętego Ducha i uzdrów tego chłopca.
Jej modlitwa została wysłuchana. Na sali rozległ się dźwięk – serce czternastolatka zaczęło bić. To jest początek cudów, jakie opisuje ta historia. Cudów niezwykłych – od typowo ludzkiej jedności i wrażliwości, gdy cała społeczność łączyła się na modlitwie i oddawała swoje życie Jezusowi. Poprzez cuda nadzwyczajne – gdy modlono się o to, by mózg chłopca nie został uszkodzony (co z medycznego punktu widzenia było niemożliwe!), a ten zaczął mówić zaraz po odłączeniu od respiratora.

Rodzina spędziła kilkanaście trudnych dni w szpitalu. Codziennie toczyła się walka z ludzkim myśleniem o tym, że nic nie da się zrobić. Matka chłopca uparła się jednak, że w sali, w której leżał, mówić będą tylko językiem życia. Walczyła jak lwica, narażając się pracownikom szpitala. Miała wsparcie w pastorze i wielu innych osobach. Modliła się o każdy chory kawałek ciała nastolatka. Wbrew wszystkiemu – chłopiec nie poniósł żadnych trwałych urazów. Wrócił do sportu.
Czy z medycznego, ludzkiego punktu widzenia to wszystko jest możliwe? Nie. Potwierdzają to również lekarze, których słowa zacytowane są na końcu publikacji. Fakt jest taki, że chłopiec nie żył, a jest w pełni zdrów. Modlitwa matki nad jego ciałem była początkiem wielu innych cudów, które działy się na oczach wielu osób.
Widziałam wiele różnych niewytłumaczalnych zjawisk – mniejszych bądź większych. Nie wiem jednak czy mam w sobie taką wiarę jak Joyce Smith. Nie wiem czy potrafiłabym zaufać Bogu w tak dramatycznej sytuacji. Jednego jestem pewna – Jezus daje nam siłę i moc do tego, by żyć. Wielką siłę, której po ludzku zdobyć nie można…

Dziękuję Wydawnictwu eSPe za możliwość poznania tej niesamowitej historii.
Książkę można nabyć na stronie Wydawnictwa w cenie 27,90 zł.

Tytuł Niemożliwe
Autor Joyce Smith oraz Ginger Kolbaba
Wydawnictwo eSPe
Ilość stron 368

Ile lat ma twoja dusza?

Ile masz lat? Jesteś przed trzydziestką? A może podobnie jak ja – już dawno nie? Łatwo jest określić wiek biologiczny, ale czy można policzyć ile lat ma…dusza? Czy dusza, której nie widać starzeje się wcześniej niż ciało? Czy da się ją jakoś uchwycić? Zważyć, zmierzyć, obliczyć wiek?



Trzech autorów, trzy spojrzenia na etapy w życiu człowieka.

Piotr Kropisz SJ – zakonnik, kapłan, autor bloga multimedialny.blog.deon.pl, którego kojarzyłam wcześniej wyłącznie ze strony na facebooku (Piotr Kropisz Blog Multimedialny www.facebook.com/kropiszblog). Jezuita, więc miał gram mojego zaufania na start.
Ewa Bartosiewicz RSCJ – siostra zakonna, która prowadzi blog „Spojrzenie Serca” (siostraewa.blog.deon.pl), którego czytam od czasu do czasu, gdy moje siedzenie przy łóżeczku dziecka wydłuża niemiłosiernie wieczór.
Maja Komasińska-Moller – żona, mama dwójki dzieci. Aktywna zawodowo, autorka bloga „Chrześcijańska Mama” (mamma.blog.deon.pl). To jedyny blog w internecie, który śledzę na bieżąco. Od dawna dotykają mnie rozważania „Chrześcijańskiej Mamy”, ciekawa byłam jej spojrzenia na duszę. Miałam ogromne oczekiwania – wszak z całej trójki autorów jako jedyna jest żoną i mamą – podobnie jak ja.



Gdy wzięłam do ręki książkę Ile lat ma twoja dusza?, moje wrażenie było bardzo pozytywne. Choć liść na okładce niewiele mi mówił i pewnie sama okładka nie zwróciłaby mojej uwagi np.w księgarni, to bardzo podobał mi się wytłoczony napis.

Co prawda okładka okazała się niezbyt trwała – po 5 minutach nasłonecznienia (czytałam książkę głównie na urlopie) powyginała się nieodwracalnie. Uff. Na szczęście nie jestem estetą i ważniejsze jest dla mnie to co znalazłam w środku.

Wnętrze publikacji zapowiadało się bardzo obiecująco. Krótkie rozważania każdego z autorów podzielone na cztery etapy życia: dzieciństwo, młodość, dojrzałość, starość.

Po każdym z etapów test – taki ala psychotest, który mnie bardziej kojarzył się z duszo-testem. Uwielbiałam rozwiązywać takie testy jako nastolatka, również tutaj dały mi ogromną radość, choć dwa z nich wyszły bardzo niejednoznacznie, a w jednym z nich wyszło, że jestem…marudą. Cóż, zderzenie z prawdą potrafi boleć, na szczęście swoje marudzenie dostrzegłam już przed lekturą książki.

Nastawiłam się na ekstremalnie mocne doznania duchowe. Zderzenie z rzeczywistością było twarde. Jakże dobrze, że tak się stało! Każdy z autorów urzekał mnie czymś zupełnie innym, zobaczyłam ich z nowej perspektywy (osobiście nie poznałam żadnego z autorów, ale miałam o nich jakieś wyobrażenie czytając ich wpisy w internecie).

Pierwsze dwa rozważania, w formie krótkich opowieści należały do s.Ewy i Majki. Niestety właśnie te dwa pierwsze mocno mnie zawiodły. Jestem bardzo przewrażliwiona, gdy ktoś opisując relacje z Bogiem, drugim człowiekiem lub samym sobą używa formy „my” (np. „ku naszemu zdziwieniu”, „zupełnie niepotrzebnie próbujemy…”). Dlaczego? Ciężko czyta mi się stwierdzenia, w które ktoś mnie wkłada, patrząc na większość. Nawet jeśli są o mnie, wolę, gdy ktoś mówi o życiu wyłącznie własnymi oczami, gdy opowiada o swojej relacji. Nie jeżę się wtedy wewnętrznie i łatwiej mi przyjąć takie stwierdzenia. Forma ma dla mnie ogromne znaczenie.

Postanowiłam się jednak nie zniechęcać i już na kolejnej stronie śmiałam się do łez, czytając historię o.Piotra, który opisał sytuację, gdy czytał encyklikę dwulatce. Tak, o to mi chodziło!
Tak już zostało do końca lektury książki – wbrew moim wcześniejszym oczekiwaniom najbardziej poruszały mnie opowieści Jezuity. Choć obie panie pisały później również z perspektywy „ja” i nie powtórzył się mój problem z początku lektury – to najmocniej dotykało mnie to co zobaczył i opisał zakonnik.

Jak czytałam tę książkę? Na urlopie, na wsi – po kawałku. Ci, którzy mnie znają, wiedzą, że potrafię pochłonąć grubą książkę w dwa dni. Ta lektura była wyśmienita, ale pochłonąć jej nie potrafiłam. Dlaczego? Jedno z rozważań s.Ewy wywołało moje łzy – musiałam odłożyć książkę na kilka godzin. Innym razem opowieść Majki dotknęła mnie tak mocno, że chciałam przemyśleć dłużej to, co przeczytałam. Wróciłam z wakacji i lekturą zaczynałam dzień – czytałam po kilka opowieści, aż któraś z nich mnie dotknęła i z nią zostawałam na dłużej. Aż do kolejnego poranka…
Moim zadaniem jest pomoc i towarzyszenie na drodze rozwoju. Czasem wyrywam się, by wyręczyć w czymś dziecko. Najgorsze jednak, co mogę zrobić, to powtarzanie: „Zostaw, daj, zrobię to lepiej”. Pełne usamodzielnienie się nadejdzie w przyszłości, ale już teraz, przy okazji codziennych wyzwań, mogę pokazywać dziecku, że umie, potrafi, da sobie radę, nawet jeśli przy okazji nabije sobie siniaka albo zrobi coś źle. To lekcja dawania wolności – uwalniania drugiego z moich ramion, które chcą otoczyć go troską i miłością, ale nie tak, by dusić i więzić.
Str.250 (z rozważań o dojrzałości, Maja Komasińska-Moller)
Oczywiście można czytać ją na wiele sposobów. Nie jest to książka ala podręcznik do medytacji. Rozważania są bardzo życiowe, bardzo osobiste (nawet jeśli pisane ze znienawidzonej przeze mnie pozycji „my”). Krótkie (max 3 strony), dopasowane tematycznie do wieku – rozdziału. Bardzo przejrzyste, estetyczne, zwyczajnie dobre. Bez względu na wyznawane wartości można w nich znaleźć kawałek siebie.

Czy polecam? Zdecydowanie tak! Nie radzę jednak nastawiać się na czytanie jednym ciągiem i ostrzegam przed zostawianiem książki na słońcu 🙂

Podobno celem autorów była pomoc w tym, by być bliżej Jezusa. W moim przypadku cel został osiągnięty – dziękuję całej trójce za to, że daliście mi kawałek swojej historii, swojego serca, swoich przemyśleń. Chciałabym wrócić do lektury za jakiś czas – myślę, że wtedy mogę spojrzeć na nią inaczej niż odczuwam teraz. Wszak życie płynie, zmienia się nasz wiek i nasza dusza…młodnieje? Oby!


Dziękuję raz jeszcze Autorowi i Wydawnictwu WAM za egzemplarz książki!
Tytuł Ile lat ma twoja dusza?
Autor Piotr Kropisz SJ, Ewa Bartosiewicz RSCJ, Maja Komasińska-Moller
Wydawnictwo WAM
Liczba stron 360
Cena na stronie Wydawnictwa WAM (wydawnictwowam.pl): 31,42 wersja papierowa oraz e-book w cenie 25,13 zł.

Jak powiedzieć: kocham cię?

Jak to – jak kochać? Proste pytanie, prawda? Przecież nie jest trudno wypowiedzieć słowo „kocham” – szczególnie, gdy emocje niosą w górę i dodają skrzydeł. Gorzej, gdy samo słowo nie wystarczy…

Josh McDowell stworzył bardzo dobry poradnik, nauczając małżonków tego, jak nie tylko mówić, ale żyć miłością do drugiej osoby na co dzień. Autor jest mówcą i pisarzem chrześcijańskim (w publikacji wspomina o swoich trudnych doświadczeniach z wystąpieniami publicznymi). Napisał i współtworzył ok. 145 książek, w tym fenomenalną Więcej niż Cieśla, którą czytałam jakiś czas temu. Jest mężem, ojcem i dziadkiem. O swoim doświadczeniu małżeństwa z Dottie pisze często i bardzo szczerze. Jak powiedzieć: kocham cię jest lekturą wyjątkową – napisaną w sposób bardzo przejrzysty, głęboki, szczery.



Współczynnik rozwodów ciągle rośnie, również w Polsce. Czy można więc być pewnym drugiego człowieka? Nie, nie można. Tak samo jak nie można być pewnym samego siebie…
Ta publikacja nie jest tandetnym poradnikiem, która proponuje szybkie rozwiązanie problemu bez wkładania w to wysiłku. Jest raczej poprowadzeniem przez drogę trudną i wyboistą. Daje jednak nadzieję na to, że droga ta nie będzie pokonywana w pojedynkę – towarzyszyć będzie w niej Bóg i żona/mąż.

Nie jest to poradnik w stylu jak zmienić partnera, by stał się lepszy. Jest to książka, która przeprowadza przez meandry własnego serca, umysłu, sumienia. Zmiany warto zaczynać od siebie i ta publikacja pokazuje to bardzo dobitnie.

Dlaczego Bóg ma być na pierwszym miejscu? Jak dokonać tego by moja miłość była świeża i żywa? Czy istnieje szybkie (i dobre!) rozwiązywanie konfliktów? Czym jest sztuka porozumienia oraz uważne słuchanie i jak się ich nauczyć? Jak być wspaniałym kochankiem i czy namiętność może rozbudzać się wciąż na nowo mimo upływu lat?

Te i wiele innych pytań pojawia się na stornach tej publikacji. Autor odwołując się do doświadczeń zarówno swoich, jak i ludzi wokół siebie, odpowiada szczerze i prosto – odwołując się przy tym często do nauczania Pisma Świętego. Czułam się trochę jakby poprowadzona krok po kroku – w drodze ku prawdziwej miłości.
Małżeństwo to podróż, to przygoda tworzenia z drugą osobą więzów miłości na całe życie. Zostałeś stworzony, by kochać i być kochanym. Niech to będzie twój wybór, by kochać osobę, którą Bóg ci darował, i świadomie podejmować decyzje miłości każdego dnia. Jeśli będziesz tak postępować, zobaczysz, jak stajesz się ukochanym, któremu nie sposób się oprzeć, osobą, która odkryła prawdziwe sekrety miłości. Str. 211
Autor podzielił swoje założenia na dziesięć wyzwań. Mnie najbardziej dotknęły te, które dotyczyły sztuki komunikacji – sztuka porozumienia i uważnego słuchania nie jest prosta, gdy dzieci wokół robią gwar, a każde z małżonków ma na głowie miliony spraw do załatwienia. Autor pokazuje jak dokonać tego w codzienności – bardzo urzekały mnie jego opowieści o tym, jak musiał zmieniać podejście do rozmów telefonicznych z żoną, czy jak ona uczyła się opowiadać bez zbytniej dramaturgii i dygresji. Żywe przykłady prawdziwych ludzi, którzy miewają problemy we własnej relacji – takie podejście przekonuje mnie bardzo mocno.

Ważnym elementem tej książki było dla mnie też mówienie o finansach – widzę czasem różnice poglądów na ten temat. Jak planować wydatki i dbać o to, by nie mieć zadłużenia?
Pamiętam opowieści mojego wykładowcy (studiowałam wtedy poradnictwo rodzinne) o tym, że różnice związane z wydatkami są bardzo szkodliwe i wiele małżeństw rozpada się z tego powodu. Josh McDowell udziela tutaj bardzo praktycznych rad, które mogą okazać się bezcenną pomocą dla skłóconych małżonków.

Określenie swoich oczekiwań w relacji i nauka komunikacji – to zadania, które ciągle przede mną. Nie ukrywam, że ta publikacja nie zmieniła zbyt wiele, bo tak naprawdę żadna nie zmieni. To ode mnie zależy na ile będę chciała pracować nad sobą – ta książka podpowiada jednak jak to zrobić i w moim odczuciu rady te warte są tego, by z nich skorzystać.

Dziękuję Wydawnictwu Koinonia za egzemplarz książki – stawiają przede mną Państwo lektury, obok których nie można przejść obojętnie, dziękuję!

Książkę można nabyć na stronie wydawcy (koinonia.org.pl) w cenie 25 zł.
Tytuł Jak powiedzieć: kocham cię
Autor Josh McDowell
Wydawnictwo Koinonia
Liczba stron 224