poniedziałek, 19 marca 2018

Nad Bajkał autostopem!

Czy można przemierzyć autostopem drogę z Polski na Ukrainę? Tak by dotrzeć do Rosji, a następnie do Gruzji, Turcji, Bułgarii, Rumunii, Węgier i Słowacji? Można!

Czy da się to zorganizować z niskim budżetem (studenckim!), z namiotem i w grupie? Monika Radzikowska udowadnia, że jest to możliwe…



Zapierająca dech w piersiach opowieść o pięciu szalonych podróżnikach, którzy pokonali drogę nad Bajkał i z powrotem – pieszo, trochę pociągiem, głównie na stopa. Czytając tę książkę często myślałam „wariaci”. Tak – to wymagało odwagi i determinacji – ale dzięki temu czułam się zabrana w świat, który znam tylko z opowiadań. Świat pełen ludzkich spojrzeń, ciekawych miejsc i sytuacji budzących zdumienie.
Zobaczyliśmy Bajkał idąc pod górę, w momencie, kiedy wyłonił się z nieba. I wszystko jedno, jak bardzo górnolotnie to brzmi. Tak było i cieszę się, że właśnie w ten sposób. Im dalej szliśmy, tym bardziej chmury się rozwiewały i spokojne fale Morza (bo tego w żaden sposób nie można nazwać jeziorem) objawiały się coraz wyraźniej. Rzuciłam plecak na ziemię i zaczęłam biec w kierunku skał, i chyba się śmiałam. Wspięłam się na którąś z nich, tak samo jak Gucio, i gapiłam się przed siebie. Chwilę później dołączyli do nas Ciglis, Sztuka i Bronek. Nie wiem, jak długo tak staliśmy w milczeniu.
Jedno jest pewne – i tu mogę chyba mówić za nas wszystkich: Bajkał jest jedną z najpiękniejszych rzeczy, jakie w życiu widzieliśmy. Kto raz go zobaczy, od razu zrozumie, dlaczego wokół niego kręci się cała tutejsza mitologia.
Str. 120
Monika Radzikowska jest bardzo młodą autorką (ur.1990), ciekawa byłam więc jaki będzie jej styl opowieści. Wiele nie zdradzę – nie czułam się zawiedziona, ale zaskoczona. Autorka z wykształcenia jest archeologiem i edukatorem. Z bloga (wplecakuniesione.pl) dowiedzieć się można również o jej zaangażowaniu m.in. w fundacji ”Dr Clown”. Przede wszystkim podróżniczka – co widać na kartkach jej opowieści.

Radzikowska zdradza wiele szczegółów podróży. Pisze o rozbijaniu namiotów w najróżniejszych miejscach, o tym gdzie i jak udało się zdobyć nocleg i skąd w ogóle powstał pomysł na taką wyprawę. Dla mnie jednak jest to opowieść przede wszystkim o spotkaniu – z drugim człowiekiem, z przyrodą, z samą sobą i swoimi ograniczeniami.

Było w jej opowieści wiele takich momentów, gdy otwierałam szeroko oczy. Były takie, które lekko nużyły (choć tych było bardzo niewiele!). Przy dwóch zaczęłam się głośno śmiać…
Nasi nowi znajomi wysiedli i dosłownie zablokowali drogę. Obstąpili eleganckie auto z każdej strony, ktoś zaczął rozmowę z kierowcą. Po krótkich negocjacjach Andriej podbiegł do nas, mówiąc:
– To wasi, też z Polski! Jadą na to święto, co i wy, mało miejsca mają, ale wezmą was!

Buriaci pożegnali nas wylewnie i życzyli powodzenia. Andriej przekładał nasze bagaże. W całym tym rozgardiaszu zostałyśmy niemal wepchnięte do auta, w którym siedziała… oficjalna polska delegacja z konsulatu w Irkucku.
– Dzień dobry – powiedział konsul. My zaś zostałyśmy ulokowane między dwoma posłami jednej z większych polskich partii politycznych. Życie jednak jest nieprzewidywalne. Str.146
Czytając czułam się częścią tej wyprawy. Tak jakbym słuchała jej opowieści. Wiele przygód, jeszcze więcej spotkań. Po drodze różne rodzaje problemów, dylematów, także konfliktów – ich podróż trwała wszak pięć miesięcy. Przede wszystkim jednak wiele ludzkiego dobra i bezinteresowności.
Opowieść tę można traktować jak pewne kompendium wiedzy – o tym jak jeździć dużą grupą autostopem. Też o tym jak porozumieć się bez znajomości języka (mistrzowskie opowieści!). Do tego piękne wydanie z masą powalających zdjęć.

Czy polecam tę lekturę? Zdecydowanie tak! Poczułam się częścią tej wyprawy – a to najlepsza rekomendacja.

Dziękuję Wydawnictwu Bernardinum i Monice Radzikowskiej za fajną przygodę – bez Was bym jej nie przeżyła – za bardzo kocham komfort.

Tytuł: „Bajkał tam i z powrotem”
Autor: Monika Radzikowska

Wydawnictwo: Bernardinum
Liczba stron: 276
Cena: 44,90 zł

Dopóki biegnę…

Uwielbiam czytać. Jako nastolatka potrafiłam pochłaniać książki jedną po drugiej, a paniom w szkolnej bibliotece nie musiałam się przedstawiać. Kochałam takie, w których działo się dużo i wszystko było nieprzewidywalne. Dostaję wiele dobrych książek, ale takie, które MUSZĘ skończyć czytać, bo żal odłożyć nie zdarzają się często. Teraz uśmiecham się promiennie, bo trafiło do mnie coś dla czego byłam gotowa zarwać noc… „Dopóki biegnę” Dreams wydawnictwo dołącza do super ekipy powieści nie do odłożenia!



Terri Blackstock stworzyła zbitek ludzkich tragedii, niesamowicie ułożyła w całość opowieści o traumie wielu różnych osób, dając mi wgląd w ludzie serca i psychikę. 

Casey Cox zostaje oskarżona o morderstwo przyjaciela. Na miejscu zbrodni zostawia wiele śladów. W pogoń za nią rusza były żołnierz Dylan Roberts, który został oddalony ze służby z powodu traumy.

Dylan jest doskonałym śledczym, potrafi wejść w umysł drugiego człowieka patrząc na dowody zbrodni. Widzi, że jednak nie wszystko się zgadza. Skoro Casey nie jest mordercą, to dlaczego zniknęła? Co chciała mu powiedzieć kobieta z komisariatu zanim ją zastrzelono?
Dziewczyna ucieka, nie wiedząc gdzie jechać. Poznaje w drodze starszą panią, która opowiada podczas podróży o zaginionej wnuczce. Casey postanawia jechać do miasteczka swojej towarzyszki podróży – coś ją do niej przyciąga.

Jak to się stanie, że bohaterka odnajdzie porwaną sprzed dwóch laty nastolatkę? Dlaczego zdecyduje się zaryzykować złapanie przez policję – co prawdopodobnie oznacza dla niej nie tylko więzienie, ale i śmierć? Dlaczego Casey nie wierzy w samobójstwo swojego ojca?

Wiele wątków. Jeden cel – poznać prawdę. Autorka jest mistrzem stwarzania napięcia. Momentami miałam na plecach ciarki, innym razem dziwiłam się jak można tak dogłębnie, a zarazem prosto wprowadzić czytelnika w czyjeś myśli.
 
Moje studia wiele uczyły mnie o traumie – nie potrafiłabym jednak tak prosto, a zarazem głęboko o niej pisać. Tak by każda osoba, nie znająca się na mechanizmach ludzkiej psychiki czuła się włączona w pogoń za mordercą. 

Dotykały mnie drobne wzmianki o Bogu. Dla wielu pewnie niezauważalne, dla mnie oczywiste – Wydawnictwo Dreams potrafi przemycać na pozór niewidzialne treści i wartości!

Casey nie wierzy – po śmierci ojca przestała ufać, że w jej życiu ktoś nad nią czuwa. Uważa, że przyciąga do siebie tylko ból i śmierć.

Spotkana w drodze kobieta ufa – do tego stopnia, że obnażała moje braki. Podziwiałam jej wiarę.
Śledczy Dylan Roberts leczy traumę u chrześcijańskiej terapeutki – sam szuka wskazówek podczas modlitwy.

Książka warta polecenia – dla tych, którzy lubią być wciągnięci w historię od której nie można tak zwyczajnie odejść, zanim nie pozna się jej do końca.

Jeden minus – miałam nadzieję na inne zakończenie. Teraz sama dostanę nerwicy natręctw sprawdzając na stronie Wydawnictwa Dreams kiedy wyjdzie kolejna część powieści, by dowiedzieć się jak dalej potoczą się losy Casey i Dylana.

Dziękuję Wydawnictwu za lekturę!
Tytuł: „Dopóki biegnę”
Autor: Terri Blackstock
Wydawnictwo: Dreams
Liczba stron: 320
Cena: 37,00 zł

Zdjęcie należy do Wydawnictwa Dreams

Prezent zapakowany przez Boga

Od dłuższego czasu mam wrażenie, że dziewictwo stało się tematem trudnym. Przesycone seksem i nagością reklamy, filmy, książki świadczą o tym, że jest to coś normalnego. A dziwnym i starodawnym podejściem jest zachowanie czystości seksualnej. Dlaczego?

W okresie narzeczeństwa wiele osób dziwiło się i pytało dlaczego nie mieszkamy razem, przecież przed ślubem należy się sprawdzić. Jeszcze większe zdziwienie wywołał wianek na mojej głowie podczas oczepin – gdy wodzirej przeprowadził nas przez przekazanie go w ręce mojego męża.
Mnie dziwi jednak to, że 92% małżeństw Łodzi rozwodzi się przez pierwszych kilka lat trwania związku, a młodzi nie spowiadają się już z tego, że ze sobą współżyją, ale z tego, że zdradzają narzeczonych z osobami trzecimi.* Zadaję sobie wtedy pytanie – czy to ja jestem dziwna, czy to może świat zwariował?

Niewiele jest dobrych, rzeczowych publikacji dla osób przed ślubem. Takich, które mówią dlaczego warto czekać i jak to zrobić. Takich, które potrafią przekonać…

„Prezent zapakowany przez Boga” jest właśnie taką publikacją. Gdy czytałam tę książkę, myślałam o kilku bliskich mi kobietach, do których też powinna ona trafić. Autorki kierują swoje słowa głównie do młodych kobiet przed ślubem i tych, które młode już nie są, a nadal czekają na poznanie tego jedynego mężczyzny.

Autorki tej publikacji Linda Dillow i Lorraine Pintus to mówczynie na konferencjach dla kobiet. Dzielą się doświadczeniem nie tylko z własnego podwórka, ale również kobiet, które spotkały podczas swojej pracy. Wiele ludzkich historii o tych, które dziewictwo zachowały dla męża (lub tych, które na męża jeszcze czekają) oraz tych, które oddały cząstkę siebie mężczyźnie bądź mężczyznom zbyt wcześnie i teraz tego żałują. Dotykają tematu molestowania i jego konsekwencji oraz aborcji czy chorób wenerycznych. Wszystko w taki sposób jakby siedziało się z nimi na konferencji – takiej kameralnej, z kubeczkiem kawy.

Książka inspiruje. Mimo, że mnie dotyczy już w znacznie mniejszym wymiarze, bardzo mnie poruszała. Autorki w bardzo obrazowy i przystępny sposób piszą, iż kobieta jest Prezentem, który został zapakowany przez Boga. Dziwnie brzmi, prawda? Seksualność jest jednak jak dobrze zapakowana paczuszka – jeśli otwierasz zbyt często – wygląda mało estetycznie.

Czy można znowu stać się dziewicą? Autorki pokazują, że…można. Przedstawiają wiele historii kobiet, które odzyskało to, co oddały w nieodpowiednim czasie. Jak to się stało? Czy to w ogóle możliwe? Zapraszam do lektury!

Mówczynie w bardzo przystępny sposób pokazują jak wzmocnić się w walce o czystość, pokazują na wielu prawdziwych historiach, że nie ma rzeczy niemożliwych.
W swoich rozważaniach często odwołują się do Boga – Jego słów, obietnic. Pięknie pokazują to jak bardzo On nas ukochał i nie ma rzeczy niemożliwych dla Tego, który zawsze przy nas jest.
Boże drogi są zagadkowe i nie zawsze otrzymujemy satysfakcjonującą odpowiedź na pytanie, dlaczego musimy czekać. Jednak czekanie zawsze ma jakiś cel. Kiedy czekamy, Bóg działa. Jeśli Mu pozwolimy, On:
  • wzmocni nasz charakter (Rz 5:3-5)
  • pozwoli poznać Swój charakter (Iz 64:4)
  • pokaże nam coś, co może pomóc innej osobie (2 Kor 1:3-4)
Jeśli uwierzymy, że jest to prawda i że czekanie jest częścią suwerennego planu Boga w danym czasie, okazuje się, że inaczej stawiamy pytanie. Nie pytamy już, czy powinnam czekać, ale jak powinnam czekać. Str.200
Mną bardzo wstrząsnęła opowieść kobiety, na której dokonywano rytualnych gwałtów, gdy była jeszcze bardzo małym dzieckiem. Żyła długo z ciężarem wypaczonego patrzenia na seksualność. Jak pokonać ból, lęk, wstręt? Czy się jej udało?

Swój egzemplarz książki chciałabym podarować Kobiecie, która jeszcze czeka z nadzieją, że spotka dobrego mężczyznę. Bardzo chciałabym by poznała te historie i zobaczyła, że z Bogiem nie ma rzeczy niemożliwych, że On potrafi wypełnić pustkę i jest tym, który leczy.



Polecać będę ją również wielu kobietom, które znam. Taka publikacja powinna być lekturą obowiązkową na każdym kursie przedmałżeńskim!

Dziękuje Wydawnictwu Koinonia, Wasze książki zmieniają życie…
Tytuł: „Prezent zapakowany przez Boga”
Autor: Linda Dillow i Lorraine Pintus
Wydawnictwo: Koinonia
Liczba stron: 268
Cena: 29,00 zł


*źródło danych – rekolekcje głoszone przez o.Remigiusza Recława SJ pt. „Sex przed ślubem”, dostępne na youtube.

czwartek, 8 marca 2018

Rosja poza Rosją

Bratowa wzięła leżącą na stole książkę do ręki, mówiąc „o, Rosja Rosja, o czym to? O Rosji?” Nie – choć prawie. Książka „Rosja poza Rosją” to niebywale mądra opowieść o społeczności z byłego Związku Radzieckiego. Nie tylko tereny rosyjskie – wszak słówko „poza” może robić znaczącą różnicę. Wydawnictwo Bernardinum zaprasza w podróż po Kirgistanie, Kazachstanie, Tuwie, Syberii…i Rosji.


Kinga Lityńska to wprawiona podróżniczka. Meksyk, Korea Południowa, Filipiny, Wietnam, Sri Lanka, Indie i były blok ZSRR – liczne podróże mimo młodego wieku (ma 41 lat). Z zawodu jest nauczycielką języka angielskiego – co wyczułam trochę z dokładności z jaką opowiadała fakty historyczne i obyczajowe, gdyż przebrzmiewał przez nie nieco nauczycielski ton w perfekcyjnym podaniu informacji. Laureatka literackiej Nagrody w Konkursie im. Arkadego Fiedlera, Bursztynowy Motyl, za jej debiutancką książkę Chiny nie do wiary!, która została wyróżniona, jako najlepsza polska książka 2016 roku o tematyce podróżniczej i krajoznawczej.



Kirgistan to kraj, w którym bieda, żądza dolara i skorumpowana policja przebija się przez piękne tło zachwycających widoków. Autorka opisuje wiele sytuacji, w których liczyło się to, że jest turystką, a więc na pewno ma…dolary. Oczywiście takie, które chce jak najszybciej wydać. Zdumiewały mnie opisy kirgiskich hoteli z zamkiem działającym tylko z zewnętrznej strony (łatwiej jest się wtedy włamać, gdy goście śpią) czy policji, która od mieszkańców egzekwowała niebotycznie wysokie podatki, a turystom… podkładała narkotyki. Po co? Zapewne by móc ich ukarać grzywną. Nie jest to jednak jedyny obraz tego kraju. Podróżniczka opisuje domowe SPA, orzeźwiające i bardzo pomysłowe. Moje kubki smakowe szalały, gdy czytałam o kirgiskim jedzeniu, a dołączone do publikacji zdjęcia przedstawiały zapierające dech w piersi widoki.
Spartańskie warunki panujące w turbazach w Rosji i Kirgistanie to standard: obmierzłe prycze, wiadro do nabierania wody z górskiego potoku i piec. Na terenie turbazy panuje całkowita samoobsługa, z użytkowaniem pieca włącznie. Jeśli ma się szczęście, o drewno na opał można poprosić leśniczych, zajmujących jeden z domków turbazy. Jednak często bywa, że są oni w plenerze, a baza nie posiada personelu, który zajmowałby się obsługą gości. Dlatego rosyjski turysta jest samowystarczalny, zaradny i wytrzymały. Zupełne przeciwieństwo turysty chińskiego, który z zimna, braku drogowskazów na szlaku, a przede wszystkim braku dostępu do Internetu to by chyba umarł. Str.111
Kazachstan to w jednej trzeciej powierzchni step. Powoduje to znaczne niedobory wody, z którymi mierzy się również Lityńska i jej kompani. Przez Kazachstan podróżuje z kanadyjskim znajomym – z rozbawieniem czytałam jak pytano ich o dzieci, dom, pracę – nie każdy mógł wyobrazić sobie, że można żyć samemu, podróżując. Z wypiekami czytałam o przygodach w pociągu, gdzie dochodziło do kradzieży butów, tytoniu, kubków, sztućców – dosłownie wszystkiego. Dlaczego? Zwyczajnie te przedmioty były niedostępne podczas (nawet) kilkudniowych podróży. Burza piaskowa w Bogenie, opowieści o wyschniętych jeziorach i największej stopie umieralności (nawet wśród noworodków). Wszystkie te trudne fakty autorka przeplata z codziennością żyjących tam ludzi i wydarzeniami, w których brała udział, jak np. wizyta w podziemnym meczecie w Turkiestanie czy w Jakucku, który jest najzimniejszym miastem świata (zimą -60, latem +40 stopni Celsjusza!).
Ciekawym wątkiem wszystkich tych opowieści jest ludzka mentalność, bieda, traktowanie zagranicznych turystów. Każdy żyje na swój sposób – by przetrwać. Gdy bohaterowie wynajęli lokum w ochrzczonym przez mieszkańców Komunalnym Domem Pijackim, stwierdziłam, że już mnie Lityńska niczym nie zaskoczy. A jednak…

Dlaczego Rosjanie walczyli w Tuwie z panującą tam religią (lamaizmem)? Skąd wziął się tam buddyzm? Jak to się stało, że wszędzie żądano od turystów dużych pieniędzy (podróżnik MUSI mieć dolary!), a w szpitalu w Tyndzie opatrzono ich i porządnie nakarmiono? Czym są białe noce? Dlaczego mieszkańcy spoza Rosji ufają Putinowi? Czym jest Droga Kości? Skąd w Madaganie tyle olbrzymich komarów? Co zrobili, gdy pod nosem na Kamczatce przeszedł im niedźwiedź?
Wiele przygód, postaci, faktów, pięknych fotografii – niewątpliwie warto sięgnąć po te lekturę, by doświadczyć na sobie podróży do Rosji poza Rosją.
Rozpatrując kwestię radzieckich wpływów na terenie państw Azji Środkowej w kategorii rozmiaru, sowiecki program melioracji można, a nawet trzeba, zakwalifikować jako jedno z najbardziej znaczących i tragicznych zarazem działań w historii rosyjskiej dominacji. Str.172
Opowieść Kingi Lityńskiej wciąga i zdumiewa. Dla mnie pewne opisy były zbyt szczegółowe i długie – być może dlatego, że nie jest to pierwsza publikacja o tym terenie, którą miałam okazję poznać. Polecam każdemu, kto lubi tego typu literaturę, z pewnością się nie zawiedzie.

Już w najbliższy poniedziałek (12.03.2018) można spotkać się w Sopoteka z Kingą Lityńską i jej opowieścią o przygodach w Rosji poza Rosją. Bedzie również prelegentem na gdyńskich Kolosach. Zapraszam!

Dziękuję Wydawnictwu Bernardinum za kolejną podróż – jesteście niesamowici!
Tytuł: „Rosja poza Rosją”
Autor: Kinga Lityńska

Wydawnictwo: Bernardinum
Liczba stron: 304
Cena: 44,90 zł

środa, 7 marca 2018

Miłość, która zmienia wszystko

Miłość, która otula i daje siłę, bezwarunkowa, prawdziwa. Szukamy jej wszyscy. Nie każdy powie o tym głośno, ale chcemy być ważni, potrzebni, kochani. A co jeśli ta Miłość jest na wyciągnięcie serca, a my tego nie zauważamy?
Alina Wieja napisała małą, ale bardzo treściwą i wartościową książkę „Miłość, która zmienia wszystko”. Nie spodziewałam się, że można tak mówić o Miłości. I że ona naprawdę może zmienić – wszystko stworzyć na nowo.

Autorka pisze z kobiecą delikatnością i siłą, którą ma człowiek, który doświadczył Miłości. Jest żoną i matką, więc jej serce doświadczyło bycia kochaną i potrzebną na wielu płaszczyznach. Jej opowieść staje się więc kwintesencją doświadczeń i spełnienia w Miłości, którą potrafi dać tylko jedna Osoba – Bóg.
Książeczka jest niewielka (broszurowa, 64 strony), podzielona na dziesięć rozdziałów. Każdemu, kto zaczyna lekturę zalecałabym czytać jeden rozdział dziennie i pozwolić by przeczytane treści mogły pracować i dotykać nie tylko w sferze myśli, ale również uczuć i ducha.
Alina Wieja mówi, że Miłość…
daje bezpieczeństwo, bo Jezus jest jak rodzic, który czeka byś przyszedł w trudnej chwili i się w Niego wtulił.
Niczego jednak nie robi na siłę i niczego nam nie narzuca. Oferuje miłość tym, którzy jej prawdziwie pragną i chcą ją przyjąć. Tym, którzy pozwolą się objąć najsilniejszymi, najbezpieczniejszymi ramionami na świecie. (str.13)
ożywia serce, bo Bóg chce dać pełnie życia, a tym który okrada nas ze szczęścia jest szatan.
wzbudza wiarę – pomyśl co może zmienić dziś twoje zaufanie Bogu?
nadaje wartość – masz wielką wartość! Boża miłość i bezwarunkowa akceptacja pomaga przyjąć siebie samego jako prezent.
leczy zranienia – czy wiesz, że jesteś bezcenny dla Boga, a On jest najskuteczniejszym terapeutą?

wzmacnia, bo Bóg chce byśmy byli silni Jego siłą.
obdarza błogosławieństwem, bo zobaczyć siebie w oczach Jezusa to zyskać:
poczucie bezpieczeństwa, wewnętrznego pokoju, radości w relacjach, uzdrowienia, zabezpieczenia wszelkich potrzeb i nadziei (str.45)
odbudowuje relacje

Naśladowców Jezusa Chrystusa rozpozna każdy po miłości otrzymanej z Nieba. Ona świeci w ciemności nadzieją, dobrem, pomocą, wrażliwością na krzywdę i ból. Oby każdy z nas mógł usłyszeć słowa Jezusa: Świecicie jak światła na świecie (Flp 2:15b). Taka miłość rodzi głód Boga w sercach ludzi i zmienia bieg historii. Ślepi widzą, głusi słyszą, a czyste serca dotykają serca Boga. (str.52)
nadaje życiu sens, więc korzystaj z przywilejów dziecka Bożego!
pomaga każdego dnia, bo potrzeba byśmy otworzyli Bogu nasze drzwi. Człowiek, który jest wypełniony Miłością daje życie i błogosławieństwo, jest pełen nadziei.
Gotowy jesteś na to by przyjąć taką Miłość?

Postanowiłam przekazać swój egzemplarz bliskiej osobie, by miała szansę doświadczyć życia w Miłości. Dziękuję Wydawnictwu Koinonia za książkę i piękne kartki – są wspaniałym pomysłem na prezent!


Tytuł: „Miłość, która zmienia wszystko”
Autor: Alina Wieja
Wydawnictwo: Koinonia
Liczba stron: 64
Cena: 10,00 zł
Link do książki na stronie Wydawnictwa TUTAJ

Kronika z Aleppo

W Polsce nie ma chyba osoby, która nie słyszałaby o wojnie w Syrii. Cały świat obiegło drastyczne zdjęcie rannego chłopca w karetce. Fotografia oraz film z akcji ratunkowej, który opublikowała organizacja pozarządowa Aleppo Media Center (AMC) szybko stały się symbolem wojny w Syrii. Kto pamięta o tym dziś? Czy ktokolwiek z nas zrobił coś, by poznać bardzo trudną sytuację Syryjczyków, zanim zaczął krzyczeć, że nie chce przyjmować uchodźców (nie oceniam postawy nieprzyjmowania uchodźców, chodzi bardziej o nastawienie serca)? Ja nie zrobiłam…

Trafiła do mnie trudna lektura. „Tuż przed świtem. Syria. Kroniki czasu wojny i nadziei z Aleppo” Wydawnictwa Bernardinum. Kronika to nie tylko puste określenie w tytule – jest to relacja z pierwszego frontu, którą podaje o. Ibrahim Alsabagh, proboszcz z Aleppo. Stworzył dziennik, który przeraża opisywanymi dramatami i najtrudniejszymi momentami syryjskiego konfliktu.

O. Ibrahim planował pisać doktorat, został jednak wysłany do Aleppo – na co pokornie się zgodził. Wielu ludzi dziwiła tak drastyczna zmiana w jego życiu. Dla niego ważne było jednak to, by być tam, gdzie go najbardziej potrzebują.
Franciszkanin z dużą dokładnością opisuje okrucieństwo wojny i to jak mimo bólu, strachu i wszechobecnej śmierci starał się wzbudzać w ludziach wiarę, nadzieję i miłość (skąd on brał na to siły? – twierdzi, że czuwa nad nim Opaczność).
Jako zakonnicy staramy się robić co możliwe, aby powstrzymać ten upływ krwi, wspierając na różne sposoby zarówno jednostki, jak i całe rodziny. (…) Wraz z przedłużającą się sytuacją całkowitego chaosu i braku bezpieczeństwa, prądu i wody, ropy, jedzenia, pracy, nietrudno oczywiście zrozumieć, dlaczego tak wielu decyduje się opuścić kraj. (str.47)
Proboszcz Aleppo wspomina o tym, jak wiele śmierci widział wokół siebie. Bomby, ręcznie robione pociski i kule snajperów nie oszczędzały nikogo. Zaatakowano nawet szpital pediatryczny dla małych dzieci, niszczono kościoły (w czasie sprawowania liturgii). Burzono domu cywilów, zabijano z premedytacją siejąc zniszczenie. Pomimo to zakonnik nie przestawał nieść pomocy, stworzył wokół siebie środowisko wolontariuszy, organizował spotkania dla dzieci, narzeczonych, kandydatów do bierzmowania. Nie poprzestawał na opiece duchowej, choć ta musiała być ogromnie trudna (iść wśród pocisków do wiernych z błogosławieństwem? Spowiadać pomimo ciągłego zmęczenia? Odprawiać liturgię mimo latających nad głowami pocisków?).

Nie potrafię wyobrazić sobie psychicznego cierpienia mieszkańców Aleppo – życie w ciągłej żałobie i strachu przed kolejnym atakiem. Nie zdawałam sobie jednak sprawy z tego, jak zaspokojenie wielu podstawowych potrzeb fizjologicznych uniemożliwiła im wojna. Jak można żyć przez wiele dni bez kropli wody (również tej pitnej)? Ile człowiek może wytrwać bez prądu, jedzenia, z wyrwaną przez bombę ścianą, bez lekarstw? Jak długo można patrzeć na smutek własnych dzieci, które chcą normalnie żyć, uczyć się, a nie mają takiej możliwości? Jak długo wytrzyma człowiek bez pracy, nad którym wisi widmo eksmisji z powodu długów bankowych? Jak czują się sieroty i wdowy, którym odebrano nie tylko najbliższe im osoby, ale i nadzieję?

Franciszkanie z Aleppo starali się pomagać wszystkim – bez względu na wyznanie. Dostarczali paczki żywieniowe, lekarstwa, wodę pitną, ale nade wszystko byli obok. Ramię w ramię – dając nadzieję, sakramenty, pobudzając do działania i zaufania Bogu.
Na końcu publikacji zamieszczono fotografie – coś co mocno mnie na nich uderzyło to pogodna twarz o. Ibrahima…

Lektura opowieści mną wstrząsnęła. Niewielu z nas potrafi wyobrazić sobie czym jest wojna i co ze sobą niesie. Z czasem stajemy się obojętni na kolejne wojenne doniesienia i obrazy zniszczeń. Problem w nas powszechnieje. Nie rozwiązuje to jednak problemu tych, którzy walczą w wojnie – o życie, wiarę, o bliskich i siebie. Pamiętajmy o nich, choćby w modlitwie.

Dziękuję Wydawnictwu Bernardinum za podjęcie trudnego tematu wojny. Dobrze, że kronika o.Ibrahima Alsabagh trafia na polskie stoły.

Tytuł: „Tuż przed świtem. Syria. Kroniki czasu wojny i nadziei z Aleppo”
Autor: Ibrahim Alsabagh

Wydawnictwo: Bernardinum
Liczba stron: 296
Cena: 44,90 zł


Link na stronie Wydawnictwa TUTAJ
Zdjęcia są własnością Wydawnictwa.

Boży ogrodnik

Wchodząc w czas Wielkiego Postu pomyślałam, że warto sięgnąć po lekturę, która da mi inspirację, siłę, pomoże zobaczyć coś nowego. Oczekiwania miałam duże, sił mało. Przeglądając książki na półce wzięłam to co najbardziej kolorowe – „Boży ogrodnik” Lary Casey i pomyślałam, że to dobry czas na lekturę z kawałkiem nadziei.

Za oknem szaro, buro, zimno. Podobnie jak we mnie w ostatnie dni – kolejna infekcja zamknęła w domu zarówno dzieci, jak i mnie. Książka Lary tchnęła we mnie życie. Dlaczego?
Lara Casey sama jest żoną i matką, do tego ogrodnikiem z zamiłowania. Dziś pisze poczytne poradniki, kiedyś była organizatorką ślubów. Co ciekawe – organizowała je, gdy miała ogromne problemy w małżeństwie – od tego zaczyna swoją historię.
Pragnęłam szybkiego rozwiązania, tymczasem Bóg pragnął mojego serca. Zdecydowałam się wyruszyć w nieznane i rozważyć wstąpienie na nową ścieżkę, która prowadziła poza moją strefę bezpieczeństwa. Str. 15
Lara zaczęła zmiany od pielęgnowania zwiędłej orchidei, która odżywając dała jej nadzieję na to, że wszystko w życiu może się zmienić. To co umarłe, może odżyć. Niesamowita jest jej opowieść o tym, jak potrafiła uśmiercić każdą roślinkę, a później stworzyła z córeczką ogromny, piękny ogród tętniący życiem. Nie stało się to z dnia na dzień – jej ogród był jak ona – rozwijał się i przeobrażał powoli.
Bardzo odnalazłam w tym siebie…
Jej opowieść jest poradnikiem, ale także historią jej życia i zmagań. Bardzo mnie to pociągało. Obawiałam się, że książka będzie skupiać się za mocno na opisach ogrodniczych – owszem, jest ich wiele, ale są tak wciągające, że sama zaczęłam zastanawiać się nad roślinką na balkonie (takiego konkretu się po sobie nie spodziewałam!).
Uprawa czegoś oznacza połączenie wiary z działaniem. Wdzięczność za Bożą łaskę rodziła w nas poczucie zobowiązania, by coś w tej sprawie zrobić. Często podążamy nieoznaczonymi ścieżkami, przestajemy się upierać i ulegamy, ufając i wiedząc, że to nie my będziemy dźwigać ten ciężar na barkach. Wiara w działaniu przypomina w pewnym sensie pracę w ogrodzie. Niezależnie od tego, jak ciężko pracuję na rabatach, moje wysiłki nie zmuszą roślin do wzrostu. Wykonuję swoją część zadania, sadząc je z całą starannością, podlewając, nawożąc, przycinając – a następnie czekam i ufam, że Bóg wykona swoją część i sprawi, iż urosną. Str.125
Autorka z rozbrajającą szczerością opowiada o swoich problemach i troskach. Wiele swoich rozważań przekłada właśnie na grunt życia roślin. W niezwykły dla mnie sposób porusza wiele trudnych tematów. Jak znaleźć w sobie dziedzinę, która niedomaga; dlaczego nie warto być ideałem; czy to prawda, iż jesteśmy glebą, którą Bóg chce nawozić?
Lara podaje wiele przykładów ze swojego życia, a przy tym dla mnie samej daje wiele praktycznych rad np. zrób jeden mały krok w realizacji trudnego zadania – potem kolejny i kolejny; wyznacz sobie dzień, gdy bardziej dbasz o relacje, planowanie i zajmuj się właśnie tym.
Poruszyła również temat nauki wdzięczności i dbania o innych – wszystko podając w bardzo przystępny sposób.
Szeroko uśmiechałam się, gdy wspominała o ciężkiej pracy w otwieraniu się na relacje z innymi ludźmi. Opisywała, że nie czuła się godna prawdziwej przyjaźni i podała przykład listonosza – tego jak można stworzyć międzyludzką więź. Pomyślałam o panu Piotrze, moim listonoszu – mamy bardzo podobną historię! Wystarczyło się uśmiechnąć, zaproponować szklankę wody w upał by stworzyć fajną relację – dziś pan Piotr jest przyjacielem domu. Czasem warto zrobić pierwszy (mały) krok – ta książka uczy tego na każdej stronie.
Mnie ta lektura dała ukojenie, nadzieję. Oczami wyobraźni widziałam cały ogród Lary tętniący życiem. Jej opowieść o problemach małżeńskich, bólu poronienia i walki – dały nadzieję na to, że w życiu każdego świadomego człowieka w końcu ogród zaczyna kwitnąc – trzeba tylko odpowiednio o niego zadbać…

Wydawnictwo eSPe – nie wiem jak to robicie, ale uwielbiam Wasze książki. Dziękuję!

Tytuł:„BOŻY OGRODNIK. Jak pielęgnować swoje życie, by odnaleźć równowagę, radość i wiarę
Autor: Lara Casey
Wydawnictwo: eSPe
Liczba stron: 296
Cena: 39,90 zł

Link na stronie Wydawnictwa TUTAJ
Zdjęcie poniżej z tejże strony

Czułość ks. Jana Kaczkowskiego

Jakiś czas temu otrzymałam książkę „Sztuka czułości” autorstwa Joanny Podsadeckiej. Przeczytałam ją migiem, ale ciągle mam przed oczyma pewną drastyczną scenę… Ks. Jan Kaczkowski spotkał w Australii dwoje poranionych ludzi.
Poznałam ks. Jana w puckim hospicjum. Nie była to dla mnie łatwa wizyta – nie tylko dlatego, że mój (wtedy) 1,5 roczny synek biegał po całym domu i w końcu wpadł też na księdza. Ten ledwo utrzymał się na nogach, a ja krzyknęłam „Jasiu, stój!”. Na co ksiądz Jan odpowiedział z uśmiechem „stoję przecież”. Choć nie o tego Jasia mi chodziło, w tym miejscu czułam jedno – nadzieję, miłość i troskę. Emanowała z tego miejsca i z osoby ks. Jana.
Szukałam w internecie zdjęcia księdza. Znalazłam to – autorstwa Damiana Kramskiego – autor za to zdjęcie otrzymał nagrodę Grand Press Photo 2013 w kategorii LUDZIE. Cóż dodać – sztuka czułości w praktyce…

„Sztuka czułości” to nieco inna opowieść niż te dotąd wydane z osobą ks. Jana. Dlaczego? Mimo tego, iż przytaczanych jest tutaj wiele jego wypowiedzi (z poprzednich publikacji), są to przede wszystkim historie Marka i Barbary. Historie, które zmieniły swój bieg po tym jak na drodze tych ludzi stanął ks. Kaczkowski – dostrzegł ból i wiedział jak zamienić go w czułość – do Boga i samego siebie.

Korci mnie by opowiedzieć Wam te historie. O tym jak Barbarę skrzywdziła matka i pewien kapłan. Ale nie zrobię tego – warto byś poznał tę opowieści sam.
Barbara w bardzo szczery i bezpośredni sposób opowiada o swoich zranieniach, przeżyciach i o tym, co wydarzyło się między nią, a ks. Janem, gdy miała pomagać mu jako tłumacz. On zobaczył w niej ogrom cierpienia, mówił wprost, że poczeka aż ta zechce mu o tym opowiedzieć.
Czułam, że Jan zaakceptował mnie w pełni. Nawet moje osobiste wyrzuty. Mówiłam o tym, co mnie od lat tak uwiera, o barierze między mamą a mną, której nie mogę pokonać, o tym, że zaszłam w ciążę, bo chciałam wywrzeć presję na niej, a potem stało się coś, czego jej nie umiem darować. Wylewałam przed Janem wszystkie swoje wątpliwości, żale i złość, a on nie powiedział o mnie złego słowa. Nawet momentami przerzucał się z „pani Basi” na „Basieńkę”. Str.116
Opowieść Marka zaczyna się od słów:
Nie radziłem sobie po śmierci Joli. Wszystko mi ją przypominało. Być może poznałem Jana po to, by móc wrócić do życia. str.157
Marek opowiada swoją historię i to jak zaprosił ks. Kaczkowskiego do Australii by organizować mu cykl kazań żebraczych (jak to mawiał ks. Jan, zbierając fundusze na puckie hospicjum). Mówił o tym jak spędzali razem czas rozmawiając. Opowiada wprost, że ks. Jan uratował go przed więzieniem – gdy chciał zabić człowieka, który obraził jego zmarłą żonę.
Obecność księdza zmieniła ich życie, bardzo mocno i nieodwracalnie. Warto poznać te historie, sama trochę się w nich odnajduję. Te dwie opowieści przeplatane są wspomnieniami ks. Jana co nadaje tej publikacji wyrazisty charakter – można potraktować go jak wsparcie w sytuacjach granicznych. Wiem, że ks. Jan żył tak jak mówił – miałam okazję poczuć to w jego hospicjum.
Moja wdzięczność za spokojną i bezbolesną śmierć dla mojego dziadka jest tak wielka, że nie wyobrażam sobie by puckie hospicjum miało przestać istnieć. Ks. Jana już tam nie ma, ale zostawił po sobie coś, czego nie zastąpi nic – miłość i sztukę czułości w praktyce.

Tytuł: „Sztuka czułości”
Autor: Joanna Podsadecka
Wydawnictwo: WAM
Liczba stron: 208
Cena: 29,90 zł

Link do książki na stronie Wydawnictwa TUTAJ