czwartek, 10 maja 2018

Małżeński labirynt

Małżeński labirynt to kolejna publikacja Wydawnictwa PROMIC, która mnie zaskoczyła…




Zazwyczaj nie lubię czytać książek o małżeństwie, które napisali księża. Nie dlatego, że o małżeństwie nic nie wiedzą – mam wrażenie, że wielu wie bardzo dużo. Myślę, że głównie dlatego, iż książki napisane przez świeckich pisane są prostszym i bardziej „ludzkim” językiem. Ks. Piotr Kieniewicz MIC zaskoczył mnie mocno i pokazał, że można nie tylko o małżeństwie wiedzieć, mówić wprost i tak, że chce się to czytać, ale również tym małżeństwem żyć – mimo, że wybrało się inny stan.

Autor jest bioetykiem, gdy zobaczyłam stopień naukowy przed jego nazwiskiem (dr hab.) spodziewam się lektury trudnej. Tak jednak nie było. Mimo, że porusza wiele tematów ważnych i trudnych, opisane są przez człowieka nie oderwanego od codzienności życia. Myślę, że zasługą tego może być m.in. to, że pracował z małżeństwami w Licheniu. Choć niewątpliwie świadczy to o wielkim sercu, otwartym umyśle i patrzeniu przede wszystkim na drugiego człowieka – o czym przekonywałam się nieustannie podczas lektury.

Często rozmawiam z ludźmi o wartości chrześcijańskiego małżeństwa. Lubię rozmawiać o nim z moją niewierzącą koleżanką, która twierdzi, że logiczne argumenty potrafią złamać jej niewiarę. Gdy opowiadałam jej o tym co czytam, stwierdziła, że sięgnie po Małżeński labirynt mimo swoich kościelnych antypatii – czuję, że nie zawiedzie się ani trochę…

Ks. Piotr Kieniewicz MIC zaczyna wprowadzać nas w małżeńską codzienność od zdefiniowania podstawowych pojęć i odwołania się do encykliki Humanae vitae. Szczerze mówiąc pierwszy raz czuję, że rozumiem… Czytałam już kilka innych odniesień do tej encykliki i zawsze miałam wrażenie, że albo nijak ma się to do mojego życia małżeńskiego albo napisane jest tak, że nadal nic nie rozumiem, bądź stawia się mnie w roli kobiety – inkubatora. Można jednak mówić i tłumaczyć inaczej – tak, że pojawiają się nie tylko wspomniane już logiczne argumenty, ale także głębokie przeświadczenie, że Humanae vitae niczego mi nie zabiera – wręcz przeciwnie.

Dalsza część książki była dla mnie…ekscytująca! Tak, opowieść o małżeńskim dialogu, w którym autor mówi o mowie ciała, zrozumieniu drugiej strony, szukaniu kompromisu i zamykaniu się fochem. Niezwykłe były dla mnie przykłady domowych rytuałów i choćby wytłumaczenie tego jaką wartość ma obrączka (którą założyłam ponownie po tej lekturze!).

Ksiądz podejmuje trudne tematy małżeńskich finansów, różnic między kobietą i mężczyzną czy poszanowania kobiecych „gorszych” dni. Można zrozumieć PMS? Autor udowadnia, że można!
Wspólna modlitwa, pragnienia i potrzeby, różnice między seksem a współżyciem, pornografia – tematy, o których trudno mówić ze smakiem, a jednocześnie jasno i subtelnie. Autorowi bez wątpienia się to udało.
Wspólnota małżeńska nie jest dziełem przypadku, nie jest czymś, co się „uda albo nie uda”, w zależności od tego, czy zgrają się charaktery i indywidualne upodobania. Jest natomiast owocem ciężkiej pracy, która tak naprawdę zaczyna się od rezygnacji z nieustannej autopromocji na rzecz budowania wspólnoty. Wbrew pozorom nie chodzi o fatalistyczne porzucenie pięknych ideałów i zgodę na szarą, smutną i pozbawioną perspektyw koegzystencję, ale na wejście całym sercem w komunię z drugim człowiekiem, by wspólnie stworzyć nowe, wspaniałe dzieło.
Str. 90
Nie ukrywam, że dla mnie najbardziej wartościowe były jednak dwa ostatnie rozdziały – o rodzicielstwie i niepłodności. Od płodności, po wychowanie i odejście dziecka z domu – również odejście związane z jego śmiercią. Dla mnie są to tematy trudne, o których chętnie słucham bądź czytam, jeśli ktoś potrafi mówić o nich tak, bym nie czuła się oceniona z góry. Tutaj oceniona się nie czułam, choć były takie momenty, że byłam lekturą mocno dotknięta.




Cieszę się, że trafiłam na tę książkę – uważam, że powinna być lekturą obowiązkową na kursach przedmałżeńskich i chętnie będę polecać ją znajomym małżeństwom. Idealny prezent dla nowożeńców! Dziękuję Wydawnictwu PROMIC za lekturę!

Tytuł Małżeński labirynt
Autor Piotr Kieniewicz MIC
Wydawnictwo PROMIC
Liczba stron 264
Cena 25 zł

Niczego nie musisz udowadniać

Czy jestem wystarczająco dobra? Czy jestem…?
Pytania sięgające do zamkniętego dotąd zakamarka serca wydzierały ze mnie bolesną prawdę – tak, nie czuję się wystarczająco dobra.
To pytanie było pierwsze, wracało od czasu do czasu, bym o nim zbyt szybko nie zapomniała…
Jennie Allen to żona pastora, kobieta bardzo doświadczona i pracująca nad sobą i swoimi lękami, oczekiwaniami, patrzeniem na świat. To ona zadała mi to i wiele innych pytań w książce Wydawnictwa WAM Niczego nie musisz udowadniać – dlaczego możesz przestać tak bardzo się starać.


Przeczytałam wiadomość z Wydawnictwa WAM o książce stojąc w korku. Zobaczyłam tylko tytuł publikacji, musiałam odłożyć telefon by jechać dalej. Przez głowę przeszły mi myśli w stylu: tytuł bardzo do mnie, ciekawe jednak o czym jest ta książka. Myślałam, że to poradnik jakich wiele – trochę o wszystkim, trochę o niczym… Gdy przeczytałam jednak całą wiadomość, postanowiłam to sprawdzić – zapowiedź była bardzo przekonywująca…

„Próbujesz sprostać oczekiwaniom za wszelką cenę?” – to tylko początek… Zapewniano mnie, że uwolnię się od presji, która mnie tłamsi i nie będę musiała ciągle żyć w biegu ku ogarnięciu chaosu. Obiecano mi, że uda mi się zaakceptować swoje pragnienia i nauczę się je zaspokajać w Bogu. Sugerowano cel – jedyny, słuszny: poznać i pokochać Jezusa.
Czy lektura tej książki rzeczywiście mi to dała? Nie, nie dała.

Czytając tę publikację bardzo mocno poczułam, że żadna książka mi nie pomoże. Pomocy szukać muszę w innym miejscu. Ta lektura pokazała mi gdzie jej szukać, jak to zrobić i…czego tak właściwie mi potrzeba.

To nie jest zwykły poradnik. To podróż przez życie Jennie Allen, która opowiadając o swoich doświadczeniach, prowadziła mnie przez moje własne ograniczenia, lęki i oczekiwania. Choć wydawać by się mogło, że polska katoliczka i amerykańska żona pastora mają ze sobą mało wspólnego… Okazało się jednak coś zupełnie odwrotnego.
Często stajemy się odrętwiałe, bo myślimy, że nie poradzimy sobie z ciemnością: ciemnością w nas samych, ciemnością wokół nas. Nasze serca zmęczyły się dźwiganiem bólu i zaprzestanie wszystkiego wydaje się łatwiejsze. Wierzymy w kłamstwo, że pełne życie to życie bez bólu. Ale gdy tkwimy w ciemności, rozpaczliwie szukamy Boga – nie Jego wyobrażenia, ale Jego samego. On tam jest, zaraz za naszą wizją o doskonałym, wygodnym życiu. Str.217
Autorka w nietypowy sposób odwołuje się do Biblii. Słowami i jakby spojrzeniem biblijnych postaci opowiada np. spotkanie Samarytanki z Jezusem (z jej perspektywy), czy Marii (siostry Łazarza). To właśnie opowieść Marii dotknęła mnie najbardziej. Opowiada o swoich uczuciach, o tym jak zwątpiła, gdy umarł jej brat. Po tym rozważaniu autorka prowadzi czytelnika przez myśli o strachu i nadziei. Prowadzi przez doświadczenia swoje i swoich najbliższych, stając mi się bliska i „swoja”. Każdy taki rozdział kończy modlitwą, pytaniami obok których nie da się przejść obojętnie, zachętą do rozmowy z przyjaciółką i zadaniem, którego wykonanie może stać się kamieniem milowym ku większej wolności. To jednak jeszcze przede mną…



Nie da się przeczytać tej lektury szybko i bez refleksji. Ona potrzebuje czasu – jak każda zmiana w życiu. Czy damy sobie ten czas – zależy od nas. Pojawiła się jednak publikacja, która może być w tym niezwykle pomocna. Będę do niej wracać, gdy wrócę z rekolekcji. Polecam każdej kobiecie, która potrzebuje spełnienia; połączenia, by nie czuć się samotną; odpoczynku; zakończenia bierności, by podjąć ryzyko; zamiany strachu na nadzieję; zastąpienia wstydu łaską i pustki powołaniem. Sięgając po nią po raz kolejny, będę o tym mówić – uważam, że warto!

Dziękuję Wydawnictwu WAM za książkę, po lekturze której nie będę już taka jak przedtem.

Tytuł Niczego nie musisz udowadniać – dlaczego możesz przestać tak bardzo się starać.
Autor Jennie Allen
Wydawnictwo WAM
Liczba stron 304
Cena 36,90 zł (obecnie 33,21 zł u Wydawcy)

Zaginiona

Z zapartym tchem poznawałam ostatnio pewną policjantkę. Nazywa się Nikki Boyd i prowadzi śledztwa mające na celu odnajdywanie osób zaginionych. Spotkałam ją w fantastycznej powieści Zaginiona autorstwa Lisy Harris. Choć jest to drugi tom z serii „Akta Nikki Boyd”, a o pierwszym wcześniej nie słyszałam, czułam się porwana jej treścią i fantastycznymi splotami wydarzeń.
Wcześniejszy tom pt. Wendeta jest odrębną historią, choć gdy czytałam jego opis zauważyłam, że obie historie są ze sobą połączone.

Spokojnie można jednak sięgnąć po Zaginioną, bez obaw, że któryś z wątków będzie niejasny czy niespójny z całością.




Lisa Harris stworzyła opowieść niesamowitą. Weszłam dzięki niej w świat poszukiwań, przestępczości zorganizowanej, ludzkiej zachłanności, ale również nałogu, żałoby, bólu, strachu i … miłości. Wszystko to stworzyło jedną wspaniałą i niebagatelną przygodę, która wciągała mnie jak magnez i nie mogłam się od niej oderwać. Wydawnictwo Dreams bez wątpienia wiedzie u mnie prym w powieściach trzymających w napięciu, a przy tym niosących głębokie, szczere przesłanie – o tym, że Bóg jest i się o nas troszczy. 



Choć odniesień do Boga w tej powieści na pozór nie widać. Czasem tylko agentka Boyd pyta Boga „czy to właśnie tak mam umrzeć?”. Wielokrotnie stawała twarzą w twarz ze śmiercią – chciano ją zastrzelić, wysadzić na łodzi, porwano ją i grożono uduszeniem. Straszne prawda? Tak się tylko na pozór wydaje. Każda z tych sytuacji miała dla reszty powieści i samej postaci ogromny sens.
Agentka Nikki nie bez powodu pracuje w dziale poszukiwań osób zaginionych – przed laty Łowca Aniołków uprowadził jej siostrę, której dotąd nie odnaleziono. Czy policjantka trafi na jego trop?

Choć żyje w ciągłym poczuciu straty i winy, jest idealnym śledczym.
Opowieść krąży głównie wokół zaginionej Lucy Hudson – w jej domu znaleziono zwłoki, później zabito również jej męża. Wszystko to zatacza ogromny krąg – mąż Lucy zostaje zamordowany na łodzi należącej do przyjaciela policjantki. Czy mężczyzna ma z tym coś wspólnego? Dlaczego jego teść porywa łódź, a potem zostaje zamordowany? Czy agentka jest obiektywna?
W powieści pojawia się bardzo wiele barwnych postaci. Każda z nich wnosi coś wartościowego i intrygującego do fabuły. Dużym plusem publikacji jest to, że wszystko jest niesamowicie spójne, pełne, wciągające, intrygujące.

Czytając o kolejnych wydarzeniach wchodzimy też w głąb ludzkiej psychiki – przedstawionej w sposób mistrzowski! Lęki, brak wiary i nadziei, miłość, przemiana – w każdej postaci można odnaleźć kawałek swojej historii.

Mnie ta powieść zachwyciła. Mam nadzieję sięgnąć kiedyś po inne publikacje Lisy Harris – spodziewam się, że mogą być równie dobre i intrygujące. Idealna lektura na wolny wieczór! Zapewniam, że wieczór ten będzie długi – sama nie zdołałam odkleić się od książki.

Dziękuję Wydawnictwu Dreams za kolejną przygodę pełną niewiadomych i wodzącą mnie za nos, aż do ostatniej strony lektury!

Tytuł Zaginiona
Autor Lisa Harris
Wydawnictwo Dreams
Liczba stron 368
Premiera 17.04.2018
Cena 34,90 zł


Pierwsze zdjęcie jest własnością Wydawnictwa.
Chcesz wiedzieć o nowych wpisach na bieżąco? Zapraszam na mój funpage
Biegnąc pod wiatr

Białoruskie kontrasty

„Podróż na Karaiby będziecie wspominać przez pół roku. Wizytę na Białorusi – przez całe życie” – to jedno z pierwszych zdań, które przeczytałam w książce Białoruś imperium kontrastów i pomyślałam, że zapowiada się bardzo ciekawa podróż. Jak zwykle się nie zawiodłam…



To opowieść z czterech podróży napisana przez Artura Zygmuntowicza. Nie jest to pierwsza publikacja autora – ma na swoim koncie książkę poświęconą Polsce Wschodniej Ziemia o ludzkiej twarzy oraz Piłeczki w palcach żonglerów, która odsłania kulisy funkcjonowania korporacji farmaceutycznych w Polsce. Kilka dni temu na rynek trafiła białoruska historia, w planach wydawniczych autora jest również cykl reportaży z Mołdawii i Zanzibaru. Przyznam, że z wielką chęcią sięgnę po inne publikacje Zygmuntowicza.

Autor jest mistrzem wprowadzania dygresji, co zwykle bardzo irytuje mnie podczas lektury. Tutaj było zupełnie inaczej. Podróżnik pisze w taki sposób, że każdą kolejną stronę pochłaniałam z lekkością i nieukrywaną przyjemnością. Wiele książek podróżniczych wydanych przez Bernardinum jest dobrych, tą zaliczyłabym do najlepszych.

Skąd taki tytuł? O jaki kontrast chodzi?
Kiedy poznawałam kolejne strony opowieści widziałam ją jednak bardzo wyraźnie. Białorusini zarabiają mało, a wydają wiele (nie zaciągając długów!); państwo jest opiekuńcze, a zarazem nie znosi sprzeciwu i pokazuje swą władze za pomocą pałek; prezydenta jedni kochają, drudzy nienawidzą; kontrast stanowi wygląd stolicy w stosunku do wiosek przypominających dwudziestolecie międzywojenne; urzędnicy białoruscy zawsze mają rację i potrafią to udowodnić, a przeciętny obywatel odda swoją ostatnią koszulę, kiedy tylko zaufa przybyszowi.

Wiele różnych aspektów – przyroda, zabytki (i sposób o ich dbanie, a raczej brak dbałości białoruskiej władzy), ludzie, białoruskie święta, środki transportu, typowe dla Białorusinów patrzenie na świat i wyjątkowe fast foody – o tym wszystkim dowiedziałam się z kartek opowieści.



Autor porusza wiele dziedzin opisując je w krótkich reportażach, których dopełnieniem jest wiele fantastycznych fotografii.
Cztery podróże, w tym dwa na rowerach. Wciągające opowieści o przygodach na przejściach granicznych (w tym również takim ze złamaniem prawa i okłamaniem granicznika). Opowieści o ludziach, z którymi podróżuje autor – niezwykle szczere, proste, wciągające. Chce się więcej i więcej – czułam się trochę jak kolejna uczestniczka tych wypraw.

Do tej pory Białoruś kojarzyła mi się tylko z silną władzą Łukaszenki. Po lekturze książki jest zupełnie inaczej. Nie tylko na Łukaszenkę patrzę teraz inaczej. Poznałam Białoruś jako państwo pełne kolorów, pięknych miejsc, niesamowitych postaci i władzy, która ma ogromny wpływ na społeczeństwo (nikt się temu nie przeciwstawia, a KGB wie o wszystkim i wszystkich bardzo wiele!).
W Areszcie Śledczym nr 1 w Mińsku wyrok śmierci wykonuje się strzałem z pistoletu w tył głowy. Rodzina straconego nie jest informowana o miejscu pochówku, a jedynie o fakcie stracenia skazanego. Wokół budynku Aresztu Śledczego panuje spokój. Nikt nie protestuje, nikt nie manifestuje poparcia. Ludzie przechodzą obok aresztu, rozmawiając przez komórki lub jedząc lody. Miejsce jak inne. Str. 184
Wiele opisywanych sytuacji mocno mnie rozbawiło. Autor bardzo barwnie opisuje również to co widział, słyszał, a nawet to co jadł (śmiałam się w głos czytając o piwie nazwanym „szczochami szatana”). Pewna lekkość, pasujące do reszty dygresje, duże poczucie humoru – wszystko to sprawiało, że często i chętnie wracałam do lektury.
Czy jest jakiś minus? Tak, jeden. Opowieść się szybko skończyła, a szkoda…

 

Dziękuję Wydawnictwu Bernardinum za kolejną fantastyczną podróż!
Tytuł Białoruś imperium kontrastów
Autor Artur Zygmuntowicz
Wydawnictwo Bernardinum
Liczba stron 304
Cena 44,90 zł

Grafika należy do Wydawnictwa, pozostałe zdjęcia są mojego autorstwa.
Chcesz wiedzieć o nowych wpisach na bieżąco? Zapraszam na mój funpage
Biegnąc pod wiatr