czwartek, 21 grudnia 2017

Kreatywna Biblia dla dzieci

Wydawnictwo WAM zaintrygowało mnie pewną pozycją dla dzieci.

Wiele jest przekładów Pisma Świętego, które dostosowane są do potrzeb dziecka. To ma jednak coś jeszcze – serie zadań do pracy dla małego odkrywcy.

Gdy dotarł do mnie egzemplarz recenzencki nie mogłam się na niego napatrzeć – piękna, błyszcząca okładka, bardzo ładne ilustracje,  ciekawe zadania. Przyznaję się – sama szukałam ślimaka na obrazku i nie było to wcale takie proste!


Biblia przeznaczona jest dla dzieci w wieku 6-12 lat. Te starsze bez problemu poradzą sobie same z lekturą biblijnych opowieści, teksty są krótkie i napisane prostym językiem.
Co można w niej znaleźć?
  • Pismo Święte – opowieści ze Starego i Nowego Testamentu – krótkie i proste
  • kolorowanki – autor proponuje do pokolorowania całe, skomplikowane obrazki (przedstawiające daną scenę biblijną) bądź litery tworzące napis
  • łączenie kropek – tak by powstał obrazek związany z właśnie przeczytaną historią
  • szukanie zwierzątek wtopionych w tło – nie zawsze łatwe, ale bardzo wciągające
  • szukanie różnic między dwoma obrazkami
Ta publikacja pomaga nie tylko poznać Pismo Święte, ale budzi też ciekawość i kreatywność. Pobudza wyobraźnie, pomaga zapamiętać biblijne opowieści, ćwiczy motorykę małą i spostrzegawczość.

Myślę, że może być dobrą propozycją jako świąteczny prezent.

Żałuję, że nie jest to wydanie dla dorosłych – wtedy sama bez krępacji złapałabym za kredki i szukała kolejnego zaginionego robaczka.

Więcej zdjęć można zobaczyć TUTAJ

Dziękuję Wydawnictwu WAM za egzemplarz recenzencki!
Tytuł: „Kreatywna Biblia dla dzieci”
Wydawnictwo: WAM
Liczba stron: 144
Cena: 24,90 zł

Książka na stronie Wydawnictwa TUTAJ

Przedadwentowe poszukiwania

Myśląc o Bożym Narodzeniu czuję zapach choinki i pierników. Widzę kolory, ozdoby, prezenty, wspólny stół. Słyszę kolędy. Gdzieś na samym końcu widzę…Jezusa.
Pamiętam Mszę zaraz po porodzie starszego syna. Poszłam do parafialnego kościoła i trafiłam na Mszę dla dzieci. Ksiądz podczas kazania zaproponował by zaśpiewać coś Jezusowi skoro ma urodziny. Jedno z dzieci uparło się na sto lat, a nie kolędę. Jakże to było piękne wyznanie wiary – dziecięce spojrzenie na to, co naprawdę ważne jest w święta. Dziś chciałabym pokazać swoim dzieciom jaki jest sens Bożego narodzenia i…
Jak sprawić, by każda z drobnych rzeczy składających się na niezwykły klimat świąt zyskała naprawdę niezwykłe znaczenie?
„Cudowne Boże Narodzenie. O radosnym przeżywaniu świąt” to kolejna pozycja z serii „pomocne elfy” wydawnictwa Promic. Jej autor Ted O’Neal to twórca kilku pozycji z tej serii. Przez wiele lat pracował w wydawnictwie religijnym, mąż i ojciec trójki dzieci. W tej małej książeczce znaleźć można wiele inspirujących tekstów o przesądach, zwyczajach, pomysłach na prezent czy reniferach. Jednak nie tylko na tym skupia się ta pozycja – jest tutaj również inspiracja do czytania opowieści biblijnych o narodzinach Jezusa, zachęta do modlitwy o pokój na świecie czy wytłumaczenie kim byli św. Mikołaj i Mędrcy ze Wschodu. Pokazuje również postać Maryi i Józefa.


Jak to bywa w „pomocnych elfach” zachwyciły nas obrazki, które są idealnie dopasowane do tekstu i urzekają swoją prostotą.


Często trudno wytłumaczyć dzieciom coś, co również dorosłym ulatuje w codziennym biegu. Ta książeczka będzie towarzyszyła nam przez cały Adwent, tak by nie przytłoczyć nadmiarem treści, ale pokazać to co najważniejsze w nadchodzącym czasie. Dla mnie jest małym kompendium, ale dużą pomocą, która ułatwia przedstawienie najważniejszych faktów związanych ze świętami. Sama wielu rzeczy nie potrafiłabym pokazać dzieciom w tak przystępny sposób.

Poza pieczeniem pierników i robieniem kalendarza adwentowego chcemy w tym czasie skupić się także na lekturze. Może choć trochę pomoże nam to w przeżywaniu świąt?

Święta są pamiątką narodzin Jezusa, wyjątkowej Osoby, Syna Bożego. Ale w obchodach Bożego Narodzenia tak naprawdę chodzi o wszystkich ludzi oraz wielką miłość, jaką Bóg ich obdarzył.
Dziękuję Wydawnictwu Promic za egzemplarz recenzencki!

Tytuł: „Cudowne Boże Narodzenie. O radosnym przeżywaniu świąt”
Autor: Ted O’Neal
Wydawnictwo: Promic
Liczba stron: 32
Cena: 14,90 zł


Biblijny świat dziecka

Pismo Święte dla dzieci w naszym domu stanowi pewien problem. Z naszych doświadczeń wynika, że często lektury te są na siłę uproszczone albo wręcz przeciwnie – napisane tak, że dziecko niewiele rozumie. Obrazki dają wiele do życzenia – ludzie wyglądają nierealistycznie i komicznie. Mieliśmy jedną Biblię, która bardzo długo nam służyła. Ostatnio jednak Jaś przestał się nią tak interesować – historie były krótkie i znał je wszystkie na pamięć. Z pomocą przyszło nam wydawnictwo PROMIC, które wydało niedawno „Opowieści biblijne na dobranoc”.

Początkowo zachwyciły nas swoją zewnętrzną formą – ładny, śliski papier, wyraziste i realistyczne obrazki komponujące się z tekstem, który nie jest za długi dla małego czytelnika (ani za krótki dla starszego). Przy każdej opowieści znajduje się okienko ze zwierzątkiem, które proponuje konkretną modlitwę przed snem.


W publikacji można znaleźć 28 biblijnych historii – 21 ze Starego Testamentu i 7 z Nowego. Każda to cztery strony (w tym 2 tekstu, który wtopiony jest w tło) plus propozycja modlitwy. Na początku książeczki znajdują się wskazówki dla rodziców – jak czytać i rozwijać przeczytane treści. Są to bardzo przydatne i kreatywne rady – my na razie z nich jednak nie korzystamy, ponieważ synowie potrafią wysłuchać przed zaśnięciem wszystkich 28 historii i tylko na nich na razie się skupiamy. Z czasem chcemy rozwinąć również opcję proponowanych modlitw.

Bardzo podoba mi się dobór i sposób przedstawienia historii – nie bez powodu proponowane są jako lektura do snu. Wyciszają, opowiadają o dobroci i opiece kochającego Boga. Każda opowieść kończy się słowami
Dobranoc, Jakubie. Dobranoc. Kolorowych snów.

Zmienia się tylko imię bohatera. Autorka z historii każdej z biblijnych postaci wyciąga najważniejsze wydarzenia i opowiada tak, że są zrozumiałe i ciekawe dla małego czytelnika, jednocześnie budząc zaufanie do Boga.

Jaś zachwycony jest zewnętrzną formą (co w zasypianiu nie pomaga). Pierwszego wieczoru siadał co chwilę z prośbą „pokaż rybę, która połknęła Jonasza” albo „jak tutaj wygląda Paweł?”. Na szczęście po kilku dniach ciekawość została w pełni zaspokojona i dziś słyszę tylko „mamo, przeczytaj jak Paweł śpiewał w więzieniu” albo „weź opowieść o Samsonie”. Tutaj pojawił się mały problem – w książeczce nie ma spisu treści. To jednak jedyna rzecz, do której miałabym zastrzeżenia. Na szczęście opowieści są ułożone chronologicznie, więc osoba, która zna mniej więcej Pismo Święte znajdzie szybko potrzebną treść.



Polecam tę pozycję dla dzieci od 3 roku życia. Świetnie odnajdą się tutaj również dzieci starsze oraz sami rodzice. W każdym z nas drzemie czasem dziecko…

Dziękuję Wydawnictwu PROMIC za egzemplarz recenzencki!

Tytuł: „Opowieści biblijne na dobranoc”
Autor: Jean E. Syswerda
Wydawnictwo: PROMIC
Liczba stron: 122
Cena: 24,90 zł

Chcesz wiedzieć o nowych wpisach na bieżąco? Zapraszam na mój funpageBiegnąc pod wiatr



Podążając szlakiem Kingi…

Razem z początkiem jesieni przyszło do mnie znienacka pewne zniechęcenie i niemoc. Potrzebowałam się oderwać, poczytać coś lekkiego przy kubku kawy. Zajrzałam więc na swój stosik książek i rzuciło mi się w oczy to…

„Szlak Kingi” – pomyślałam: powieść o miłości, tego teraz potrzebuję. Spodziewałam się, że lektury wystarczy mi na tydzień (423 strony!), lecz…przeczytałam ją jednego dnia! Lektura tak mnie wciągnęła, że pochłonęłam ją stojąc nad garnkiem z obiadem i tuląc wieczorem do snu ząbkujące dziecko.

Lektura zaczęła się niewinnie i nie zapowiadała tego, co może wydarzyć się dalej. Kinga, 35-letnia pracownica redakcji pisma dla kobiet, w związku z żonatym mężczyzną. Poznając jej historię było mi jej trochę żal. Wciąż samotna, bo tata odszedł, gdy była mała, a mama zmarła pozostawiając pod opieką Kingi małoletniego brata. Smutki i samotność topiła w alkoholu i imprezach. Aż do czasu, gdy…trafia do wróżki.

Motyw wróżki zaczął mnie podczas lektury trochę niepokoić. Dlaczego? Autorka bardzo realistycznie i wciągająco opowiada o kartach tarota. Przez moment pomyślałam, że może zbyt wciągająco? Kto jednak nie porzuci lektury, ten dowie się, że karty tarota przyniosły bohaterce tylko strach, większy ból i …problemy z elektrycznością. Co bez wątpienia nie skłoni do tego, by po nie sięgać.

W życiu zawodowym bohaterki układa się dobrze – to chyba jedyna dziedzina, którą może się pochwalić. Cóż z tego, skoro nawet tutaj nie czuje się spełniona? Dostaje propozycję wyjazdu do Krościenka, by opisać nowo powstały salon SPA.

Właśnie tutaj zaczyna się jej życiowy przełom, prawdziwa rewolucja z piorunami – i to dosłownie. Salon SPA płonie. Tak samo jak serce kobiety, która w Pieniach poznaje tajemniczych ludzi. Gracja, nastolatka w ciąży z tajemnicą, która przyciąga. Szymon, przystojny mężczyzna poznany na szlaku Kingi (okolica, która była miejscem schronienia dla św. Kingi, patronki bohaterki, o której ona sama nic wcześniej nie wiedziała). Michał, pijaczek ze spalonego SPA, który z czasem okazuje się być kimś ważnym z przeszłości kobiety… Jaki udział w tych wydarzeniach będzie miał również brat bohaterki? Do czego doprowadzą ją nowe znajomości? Czy w końcu odnajdzie spokój, którego szuka od pewnego tajemniczego wydarzenia sprzed 20 lat?

Zapraszam do lektury – wciąga, intryguje, budzi do refleksji. We mnie obudziła iskrę, której brakowało mi w ostatnim czasie. To jedna z tych książek, które czyta się szybko, a pamięta o niej bardzo długo… Bez wątpienia jest w niej iskra nadziei i wiary w to, że Bóg działa w drugim człowieku – czasem gwałtownie i niespodziewanie oraz w to, że nigdy nie jest za późno na zmianę…

Dziękuję Wydawnictwu eSPe za egzemplarz recenzencki!

Tytuł: „Szlak Kingi”
Autor: Katarzyna Targosz
Wydawnictwo: eSPe
Liczba stron: 423
Cena: 39,90 zł

Link do książki na stronie Wydawnictwa TUTAJ

Chcesz wiedzieć o nowych wpisach na bieżąco? Zapraszam na mój funpage
Biegnąc pod wiatr

Kobiety gotowe na wszystko

Pomyślcie tylko – cztery tysiące trzysta osiemdziesiąt dni nieustannego krwawienia. Zanim się to zaczęło, byłam piękną, młodą kobietą. Prawdę mówiąc, byłam atrakcyjną, radosną, normalną dziewczyną, o której względy zabiegało wielu mężczyzn. W moim domu gościło wielu kawalerów. Potem wszystko się zmieniło, a moim życiem zawładnęły smutek, ciemność, samotność, wstręt do samej siebie i brak nadziei. W skali jeden do dziesięciu oceniałam poziom mojej egzystencji na minus jeden. Moje poczucie sięgało dna. Często myślałam, że śmierć byłaby dla mnie najlepszym rozwiązaniem.

To fragment opowieści Kobiety, która z wiarą dotknęła Jezusa (str.114). Tej, która tak jak ja, żyła mając swoje bolączki, marzenia, która Go spotkała.

„Gotowe na wszystko. Kobiety Nowego Testamentu” to historie dwudziestu dwóch kobiet, które spotkać można na kartach Ewangelii. Choć w Piśmie Świętym jest często tylko jedno, dwa zdania – autor stwarza z tego historię konkretnego człowieka. Pisze w pierwszej osobie, opowiadając o uczuciach, relacjach, problemach. Każda bohaterka wprowadza w swój świat bardzo prostym i współczesnym językiem. Bez wątpienia można zobaczyć tutaj rzeczy, nad którymi zwykle się nie zastanawiamy i w tych opowieściach odnaleźć kawałek siebie. Bohaterki zadają sobie pytania, które i dziś dotyczą wielu z nas – jak odnaleźć Boga, jak dobrze żyć czy jak zdobyć i utrzymać władzę, bądź – jak uzyskać uzdrowienie? Lektura dostarcza możliwości odpowiedzi np. na to dlaczego kobieta u studni miała tylu mężów, dlaczego cudzołożnica zdradzała męża, czy z jakiego powodu Herodiada tak bardzo bała się Jana Chrzciciela, że dążyła do jego śmierci za wszelką cenę?
Autor zastosował metodę midraszu (midrasz to metoda interpretacji w judaizmie – komentowanie tekstu biblijnego za pomocą objaśnień, sentencji i przypowieści) – nie opierał się wyłącznie na Biblii. Może więc zaskoczyć czytelnika to, że Maryja (Matka Jezusa) opowiada o swoich pozostałych dzieciach, których np. w nauczaniu Kościoła Katolickiego nie ma. Mnie osobiście to nie przeszkadzało – skupiłam się na wartości dodanej tej lektury, a wciągnęła mnie tak, że trudno było się od niej oderwać. Wprowadziła mnie w świat dotąd niedotykalny – zobaczyłam swoje dylematy, dostrzegłam kobiety z ich bólem i niespełnieniem – trochę jakbym czytała opowieść zagubionej znajomej szukającej swojej drogi.
Polecam tę książkę, choć zalecam pewien dystans dla wszystkich, którzy nie dopuszczają w takich lekturach twórczości autora czy fikcji literackiej, bądź opierania się na wspomnianych już midraszach. Dała mi wiedzę o realiach życia kobiet u początku chrześcijaństwa. Coś, co niby wiedziałam, choć odkrywanie tego z barwą uczuć kobiecych i ich dylematów daje mi zupełnie nowe spojrzenie. Pobudziła mnie również do bycia Jego uczennicą w jeszcze lepszej odsłonie, szukając Jego, a nie darów, które może mi ofiarować. Życzę tego każdemu czytelnikowi tej lektury!

Dziękuję Wydawnictwu VOCATIO za książkę!

Tytuł: „Gotowe na wszystko. Kobiety Nowego Testamentu”
Autor: Robert J. Strand
Wydawnictwo: VOCATIO
Liczba stron: 160
Cena: 24 zł

Chcesz wiedzieć o nowych wpisach na bieżąco? Zapraszam na mój funpageBiegnąc pod wiatr

Przez rok bez zasięgu!

Książkę Zabrałam brata dookoła świata ” spakowałam w podróż z Pomorza do Krakowa – w obie strony to prawie 16 godzin w pociągu. Niestety zabrakło mi…lektury! Tak mnie wciągnęła, że przeczytałam ją szybciej niż się spodziewałam.

Rodzina Łopacińskich opisuje w niej kawałek swojej podróży dookoła świata – ta część (druga) to przygody w Ameryce Południowej (Peru, Boliwia, Argentyna, Urugwaj, Brazylia). Czy można wybrać się z dwójką dzieci w roczną podróż? Autorzy udowadniają, że można! Bez telefonu, komputera, ale wspólnie i rodzinnie.

Momentami się uśmiechałam, innym razem czytałam z otwartymi ze zdumienia ustami. Jak tak można ciągnąć za sobą dzieci pod most? Czy sama bym się na to odważyła? Czy porzuciłabym pracę na rzecz przygody życia? Czy zdecydowałabym się jechać wiedząc, że wiele nocy spędzę na dworcach, pod mostem, w namiocie….? Nie. Ja bym się nie zdecydowała. Dziś nie potrafię wyjść ze swojej strefy komfortu i porzucić ciepłych kapci kosztem przygody. Tym bardziej podziwiam rodzinę Łopacińskich.

„Na mnie nie liczcie, to jakieś wariactwo. Jak możecie chcieć łapać stopa w Patagonii? Prędzej nas zdmuchnie ten wiatr, niż ktoś się zatrzyma w tę pogodę” – dodała mama z wielkim pokładem „pozytywnej” energii. Str. 157

Książka wciąga, śmieszy, bulwersuje. Pokazuje wartości, które są niewidoczne w codziennym życiu. Zdjęcia zapierają dech w piersiach i budzą zachwyt i…lekkie uczucie zazdrości.

Kilka historii uderzyło mnie niezwykle mocno. Opowieści o sierotach w ośrodkach salezjańskich czy o życiu w dzielnicach biedy (brazylijskie fawele). Były też fragmenty mocno obrazujące to, jak nasze życie i postrzeganie różni się czasem od życia w innych miejscach na ziemi.
Zauroczony chyba tą odmiennością tata postanowił spróbować shakea z żaby. Ale nie takiej po francusku, pieczonej jak kurczak, tylko surowej. Tak, zupełnie surowej. (str.59).
Chcesz wiedzieć jak się to skończyło? Zapraszam do lektury!
Dowiesz się też m.in. jak wygląda przedinkaski cmentarz czy zjazd Drogą Śmierci (na rowerze!).
Publikacja wydana jest w pięknej formie – okładka ze skrzydełkami, wewnątrz której znajdują się mapy z trasą podróży. Piękne ilustracje, ładny śliski papier – to wszystko sprawia, że książkę czyta się bardzo przyjemnie. Napisana jest z czterech różnych perspektyw – każdy z bohaterów podróży pisze o swoich odczuciach, co jest dużą zaletą – poznajemy perspektywę dziecka (najmłodsza Lusia ma 12 lat) i rodzica. Troski, fochy, radości, inne spojrzenie na tę samą sytuację. Wszystko spójne i tworzące jedną całość.

Ta opowieść jest dowodem na to, że można spełniać swoje marzenia. Bohaterowie opisują jak pokonywali samych siebie (choćby wchodząc na kolejne górskie szczyty i to z rozwolnieniem!), trudności w trasie i tęsknotę. Pokazują, że można żyć bez technicznych nowinek, ale ze sobą – dostrzegając ludzi, zwierzęta i przyrodę. Są przykładem na to, że to czego człowiekowi brakuje nie znajduję się w sprzęcie elektronicznym, ale w sercu, zachwycając się tym, czego na co dzień nie widzimy.

Polecam tę lekturę nie tylko miłośnikom dalekich podróży, ale każdemu kto chciałby poczuć jak może rozwijać się rodzina i relacje z drugim człowiekiem.

Dziękuję Wydawnictwu Bernardinum za tę niesamowitą opowieść!

Tytuł: „Zabrałam brata dookoła świata
Autorzy: Lusia oraz Wojtek, Eliza i Wojciech Łopaciński
Wydawnictwo:
Bernardinum wraz z Inicjatywą Ewangelizacyjną „Wejdźmy na szczyt”
L
iczba stron: 256
Cena: 39,90 zł


Pomimo wszystko

Karen Kingsbury wprowadziła mnie swoją powieścią w niezwykły świat. Przestrzeń pełną napięcia, uczuć, zranień, rodzicielskich błędów i pomimo wszystko – wielkiej miłości i wiary.

Historia zaczyna się od opowieści 18 letniej Emily, która całe życie tęskni za matką. Ta zniknęła zaraz po jej narodzinach. Poszukiwania dziadków nastolatki nie przynoszą skutku do czasu, gdy do rąk bohaterki trafia pudło z zapiskami jej matki. Czy dziewczynie uda się odnaleźć rodziców? Jaką winę w zniknięciu swojej córki ponoszą dziadkowie Emily? Co wydarzyło się niespełna 20 lat temu, skoro matka zostawiła nie tylko niemowlę, ale całe dotychczasowe życie?

Opowieść wciąga, chce się jej więcej i więcej. Nie byłam w stanie odłożyć jej na długo. Mimo bardzo małej czcionki (co uważam za duży minus tej publikacji) i zmęczenia oczu, czytałam z zapartym tchem.

Dużą zaletą powieści są subtelne wzmianki o Bogu. Wielokrotnie odnajdywałam odniesienie do wiary, choć nie czułam by było ich za dużo – wręcz przeciwnie. Autorka wprowadza delikatnie na drogę, która prowadzi do wewnętrznej wolności i wytchnienia. Lektura zapewne poruszy i pociągnie nie tylko osoby wierzące.

Polecam na zbilżające się wielkimi krokami coraz dłuższe wieczory. Nie gwarantuję, że nie zarwiesz nocy – może i Ciebie lektura wciągnie aż nie poznasz tej historii do końca?

Książkę do recenzji otrzymałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa VOCATIO.

Tytuł: „Pomimo wszystko”
Autor: Karen Kingsbury
Wydawnictwo: Oficyna Wydawnicza VOCATIO
Liczba stron: 272
Cena: 29,90 zł

Chcesz wiedzieć o nowych wpisach na bieżąco? Zapraszam na mój funpageBiegnąc pod wiatr

„Cztery pory miłości”

Od pewnego czasu mam wrażenie, że trudniej mi w codzienności z Bogiem. Rozproszenia na modlitwie, ciągłe zmęczenie, brak chęci. Czasem wracam myślami do czasów, gdy mogłam być aktywna na spotkaniach wspólnoty. Do momentów, gdy mogłam modlić się za innych.

Ostatnio dostałam książkę „Cztery pory miłości” Beaty Agopsowicz. Czytało się szybko. Co prawda średnio odpowiadał mi styl, w jaki została napisana – trochę zbyt prosto, tak jakbym czytała wypracowanie młodej studentki. Sama fabuła jednak jest na tyle wciągająca, że nie mogłam doczekać się dalszego ciągu opowieści i sposób pisania Autorki schodził na dalszy plan.

Książka jest zbiorem ludzkich dramatów – tak na pierwszy rzut okiem. Wiele ran, brak przebaczenia, rodzinne dramaty każdego z bohaterów. I gdzieś między nimi … katolicki ksiądz. Taki ksiądz, o którym marzy każda parafia. Zaangażowany, ciepły, zainteresowany, zawsze dostępny. Ideał? Robiło mi się ciepło na sercu, gdy czytałam kolejne dialogi, gdy zobaczyłam jak sprytnie pomodlił się wstawienniczo za Marka – jednego z głównych bohaterów.

Małżeństwo na granicy rozpadu, umierające dziecko, wracający po latach rodzic, romans w pracy – to kilka wątków tej opowieści.

Opowieści, po którą warto sięgnąć by poczuć w sercu wiosnę. Mnie ta lektura pobudziła. Do bardziej ufnej modlitwy, do zaufania, do nie zamykania się w sobie. Pokazała codzienność rodzinną z dramatem w tle. Cenna dla mnie jako żony, matki, doradcy życia rodzinnego i … Jego córki.

Dziękuję wydawnictwu eSPe za możliwość przeczytania tej książki

Tytuł: „Cztery pory miłości”
Autor: Beata Agopsowicz
Wydawnictwo: eSPe
Liczba stron: 276
Cena: ok.20 zł

„Trudne wybory miłości”

Na wiele sposobów ludzie definiują miłość. Jedni mówią, że to uczucie, inni – że stan, jeszcze inni – że wybór/decyzja. Ta książka pokazuje jasno, że nie ma miłości bez…Miłości.

Opowieść jakich wiele – dziewczyna żyjąca w związku z chłopakiem, które nade wszystko ceni sobie wolność. Jej wydaje się to nie przeszkadzać do czasu, gdy orientuje się, że jest w ciąży. Zaczyna cieszyć się nowym życiem. Ale wtedy jej wyobrażenia o rodzinie legną w gruzach. Jej partner żąda aborcji. Wolność ceni sobie nade wszystko. Rozstają się, a Jola zostaje z pozoru sama. Ale tylko z pozoru. Odnawia relacje z ojcem, nawiązuje głębszą relację z koleżanką z pracy, poznaje kapłana, który wspiera ją w trudnych wyborach i na koniec łączy się z mężczyzną, który staje się nie tylko jej partnerem do zabaw, ale również wsparciem, ojcem dla jej dziecka i kimś na kim naprawdę może polegać.

Opowieść niby prosta, czasem miałam wrażenie, że w życiu nie wszystko układa się tak łatwo. Nie wszystkie przeciwności jest tak łatwo pokonać. Pytanie tylko czy głównej bohaterce było naprawdę łatwo? Wątpię. Trochę przeszkadzał mi styl pisania Autorki (podobnie jak w jej książce „Cztery pory miłości”). Mimo to ta opowieść wciąga, budzi do refleksji. Mnie dotknęła tym bardziej, że od kilku lat bliski jest mi temat aborcji –  spotkałam kobiety, który podjęły inną decyzję niż bohaterka. Ciągle mam wrażenie, że nie potrafię z nimi rozmawiać tak jak tego potrzebują. Mogłabym uczyć się od księdza z opowieści Beaty Agopsowicz. Po raz kolejny pojawia się u niej ks. Paweł – ciepły, oddany kapłan – choć w tej opowieści pojawia się też jego problem, jego rozterki – co uważam za duży plus tej pozycji.

Czy polecam tę książkę? Jak najbardziej. Myślę, że szczególnie kobietom. Ta lektura uczy…zaufania. Sobie, Bogu, innym ludziom. A uczymy się przecież wciąż na nowo jak dobrze żyć.

Dziękuję wydawnictwu eSPe za możliwość przeczytania tej książki.

Tytuł: „Trudne wybory miłości”
Autor: Beata Agopsowicz
Wydawnictwo: eSPe
Liczba stron: 288
Cena: ok.25 zł

„Medjugorie i Eucharystia”


Medjugorie to miejscowość w Bośni i Hercegowinie, gdzie od czerwca 1981 roku ukazuje się Matka Boska tzw. widzącym. Kościół Katolicki nie potwierdza ani nie odrzuca tych objawień – sprawa ta jest badana przez odpowiednią komisję.

„Medjugorie i Eucharystia” jest opowieścią człowieka pełnego wiary o tym, że Jezus jest Osobą żywą, prawdziwą, a Jego Matka kimś realnym i obecnym w naszym życiu – również w objawieniach z Medjugorie.

Wayne Weible dochodził do drogi, na której teraz się znajduje niezwykle krętymi ścieżkami. Jako zaangażowany w pracę swojego zboru protestant, ciekawy był tego co głoszą „ci katolicy” o objawieniach i Maryi. Nie potrafił zrozumieć jak można wierzyć w Jej obecność. Do czasu, gdy sam doświadczył czegoś niezwykłego i to podczas oglądania zwykłego (z pozoru) nagrania. Pojechał do Medjugorie i nic nie było już takie jak wcześniej. Nieświadomy tego, że nie powinien tego robić, przyjął Komunię Świętą. Od tej pory nie potrafił już bez Niej żyć. Za swoją życiową misję powziął opisywanie Medjugorie i cudów, które były jego udziałem.

Książka napisana jest w formie świadectwa autora i osób, które spotyka. W przystępny i prosty sposób pisze o sprawach trudnych i często nierozumianych przez wielu. Bardzo szybko ją przeczytałam – nie mogłam odłożyć jej nie kończąc danego rozdziału, by wiedzieć co napisano dalej. Pochłaniając lekturę miałam wrażenie, że inaczej powinien brzmieć jej tytuł – przestawiłabym szyk słów. Autor, mimo, że opiera się na objawieniach w Medjugorie zdecydowanie skupia się na Eucharystii.

Polecam tę lekturę wszystkim wątpiącym. Tym, którzy mają dylematy związane z obecnością Jezusa w Eucharystii i tym, którzy mają problem z kultem maryjnym.
We mnie ta książka pozostawiła pewien niedosyt – nie samej lektury. Obudziła we mnie tęsknotę za Jezusem w Eucharystii. Ogromną potrzebę serca by być bliżej Niego.

Książkę do recenzji otrzymałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa PROMIC.

Tytuł: „Medjugorie i Eucharystia”
Autor: Wayne Weible
Wydawnictwo: PROMIC
Liczba stron: 180
Cena: 22,90 zł

Chcesz wiedzieć o nowych wpisach na bieżąco? Zapraszam na mój funpageBiegnąc pod wiatr

Służebnica

„Służebnica Pańska” Adrienne von Speyr nie jest łatwą opowiastką do poduszki. Gdy wzięłam tę książkę do rąk pierwszy raz, wydobyło się ze mnie „wow”. Bardzo solidnie wykonana okładka zrobiła na mnie niesamowite wrażenie – rzadko trzymam w dłoniach książki, które są w sztywnej i fakturowanej obudowie. To był pozytywny początek do tego co doświadczyłam dalej…

Adrienne von Speyr to szwajcarska lekarka, mistyczka i stygmatyczka, która w czasie bólu i choroby zaczęła spisywać swoje pisma. Styl pisania autorki był dla mnie trudny. Nagromadzenie skomplikowanego słownictwa oraz złożona budowa zdań zmuszały mnie do ponownego czytania danego fragmentu, bywało to męczące. Gdy zaczęłam czytać kolejne strony jej opowieści przez moment myślałam, że zakończę lekturę po kilku rozdziałach. Jednak coś mnie do niej ciągnęło, nie dawało spokoju, pobudzało do refleksji. Właśnie wtedy trafiłam na fragment:

Żyła w postawie modlitwy i dlatego była zdolna we właściwym momencie ujrzeć anioła i okazać mu posłuszeństwo. (str.33)

Te słowa były pierwszą odpowiedzią, jaką dostałam (moje najbardziej nurtujące pytanie – skąd Ona miała siłę? Była taka młoda…). Pytań o Maryję od lat mam bardzo wiele. Ta książka zawiera niezliczoną ilość odpowiedzi, których nie dostałam nigdzie indziej – lecz mogłam je odkryć tylko przebijając się przez styl, w jaki autorka o Niej opowiada. A opowiada niesamowicie. Rozpatruje każdy etap Jej życia, tłumaczy co Nią kierowało, skąd brała siły, jak mogło reagować Jej serce. Skąd pojawiło się fiat w Jej życiu oraz jakie miało konsekwencje. Nigdy wcześniej nie spotkałam się z tak dogłębną analizą dziejów Matki, Józefa, czy choćby św. Elżbiety. Nigdy nie doceniałam roli tej ostatniej…

Maryja nie jest już sama ze swoim losem, lecz znajduje pocieszenie i poczucie bezpieczeństwa w wiedzy o podobnym losie jej krewnej. Anioł mówi jej o tym po to, by z tym większą ufnością poświęciła swoje życie. Albowiem żaden człowiek nie jest zdolny całkiem sam dźwigać brzemienia Bożej misji, nawet najbardziej samotny znajduje bratnią duszę. (str. 41)

Ogromnym problemem jest dla mnie polski kult maryjny, który często wydaje się zasłaniać Boga. Także w tym aspekcie po raz kolejny otrzymałam wskazówkę…:

Prowadzi do nawiązania kontaktu między grzesznikiem i jej Synem. Nie staje między nimi jako ktoś trzeci, który tak czy inaczej przesłaniałby widok Syna, lecz usuwa z drogi wszystko, co mogłoby Jego widok zasłaniać. (str.207)

Do tej pozycji z pewnością wrócę. Chcę się nią delektować kawałek po kawałku by być ciągle bliżej Niej. A tym samym bliżej Jezusa i samej siebie. Tym razem nie potraktuję jej jak książki, która ma mi coś opowiedzieć, włączę ją jednak w swoją codzienną modlitwę.

Nie polecam tej opowieści każdemu. Myślę, że to lektura dla wytrwałych, którym zależy na głębszym poznaniu Świętej Rodziny. Nie zniechęcaj się stylem, trwaj w zachwycie pierwszego wrażenia i otwórz się na to co jest jeszcze nie odkryte – a warto to poznać. Poznać Tę, która ufa, kocha i poświęca się jak żadna inna kobieta (co pięknie opisuje autorka). Warto mnie samej jako kobiecie, matce, żonie sięgać do tego wzoru, który choć niedościgniony, wart jest naśladowania.

Tytuł: „Służebnica Pańska”
Autor: Adrienne von Speyr
Wydawnictwo: PROMIC
Liczba stron: 232
Cena: 19,90 zł

Dziękuję Wydawnictwu PROMIC za lekturę!

Być jak Ona…

Moja relacja z Matką Bożą jest (delikatnie mówiąc) słaba. Zawsze odrzucało mnie to, że w Kościele traktuje się Ją często na równi z Bogiem – co jest dla mnie ogromnym zgrzytem.

Książka Judy Klein Landrieu dostarczyła kilku odpowiedzi na moje długoletnie dylematy. Pokazała mi Maryję jako moją Matkę. Poprowadziła ze rękę przez Jej życie pokazując, że Jej macierzyństwo było trudne, ale jakże piękne. Pokazała jak można żyć będąc przy Niej.

Potęga matczynej modlitwy zawiera się w tym, że kobieta oddaje siebie i swoje dziecko Panu, otwierając w ten sposób nowe przestrzenie na miłość Bożą – oto wyzwanie, które łatwiej opisać niż pojąć! (str. 15)

Właśnie… Oddawać Panu jak Matka Boża. Oddawać siebie, swoje troski, problemy, dylematy. Być blisko Niego by móc prawdziwie żyć. Autorka nie miała w życiu łatwo – pochowała pasierba, męża, walczyła z uzależnieniem syna, zawiodła się na córce, która spodziewała się nieślubnego dziecka. To wszystko sprawiało, że szukała ukojenia w Bogu. Jej ufna modlitwa, którą opisuje zaskakiwała mnie prostotą, otwartością – niby wszystko takie łatwe, tak piękne – ale jakże trudne! Jej świadectwo porusza, wciąga, obezwładnia serce. Ta książka jest jednym wielkim świadectwem!

Zawsze postrzegałam macierzyństwo jako „robienie” czegoś: zachodzimy w ciążę, przynosimy niemowlę do domu, kochamy i formujemy maleńkie serduszko i niedorosłą duszę oraz kształtujemy i ukierunkowujemy nowe życie. Teraz rozumiem, że macierzyństwo ma „zrobić” coś z nami: ma nas uformować i ukształtować, obudzić, wzbogacić, obnażyć i uleczyć oraz nauczyć roztropności, cierpliwości i wytrwałości. To wszystko jest możliwe dlatego, że jako matki doskonalimy się w sztuce mówienia „tak”. (str. 28)

Autorka zadała pytanie o to, jakiego TAK oczekuje ode mnie teraz Jezus. Od razu przyszły mi do głowy dwie rzeczy – porzucenie bólu po stracie ukochanego Teścia i zaufanie pewnej osobie w ważnych dla mnie sprawach. Zaczęłam oddawać swojego synka Sercu Maryi. Jaś bardzo cierpi po śmierci Dziadka, oddaje jego ból w Jej ręce – Ona jak nikt wie czym jest strata ukochanej Osoby.

Książka pobudziła mnie do ufnej modlitwy. Pokazała, że można mieć żywą relację z Matką kochając Jezusa i stawiając Jego na pierwszym miejscu. Polecam szczególnie matkom – wszystkim nam zabieganym, zrezygnowanym, tym bez czasu i sił na modlitwę. Ona pobudza do życia… naprawdę!
Jestem bardzo wdzięczna Wydawnictwu eSPe za podarowanie mi tej książki – dziękuję!!!

Tytuł: „BĄDŹ MAMĄ JAK MARYJA. Moc zawierzenia dziecka Bogu”
Autor: Judy Klein Landrieu
Wydawnictwo: eSPe
Liczba stron: 160
Cena: ok.20 zł

Żona muzułmanina

Jarzmo przeszłości” to kontynuacja opowieści Nadi Hamid wydana nakładem Wydawnictwa Bernardinum.

Jej pierwsza część „Gorzka pomarańcza” jest opisem początkowo wielkiej miłości Nadi i Muchara. Nadia – Polka, on – Libijczyk i muzułmanin. Zakochują się w sobie, pobierają, rodzi się Karim. Ich sielankowe życie zamienia się w piekło, gdy kobieta wyjeżdża do ojczyzny męża. Jej historię opisywałam dokładniej tutaj.

Pierwsza część opowieści kończy się w momencie, gdy bohaterka przylatuje z synami do Polski. Wyjazd ten udał się tylko dlatego, że Muchtar miał rozpocząć w naszej ojczyźnie studia doktoranckie. Nadia wróciła tu z nadzieją na to, że skończy się jej udręka – znęcanie fizyczne, psychiczne i szantaże kosztem dzieci. Nie spodziewa się w jakim jest błędzie…
Gdy w Polsce dołącza do rodziny Libijczyk, ta dostrzega, że tak naprawdę niewiele się zmienia. Muchtar wydziela jej głodowe stawki pieniężne na życie, zmusza synów do nauki Koranu, nie dba o ich podstawowe potrzeby. Z czasem również w Polsce zaczyna wszczynać awantury kończące się rozlewem krwi kobiety. Nadia cierpi również z powodu syna, który jest dyskryminowany w szkole ze względu na swoje pochodzenie. Cierpi cała, a gdy umiera jej ojciec, nie ma już sił na nic. W końcu postanawia przerwać spiralę zła. Trafia do zaprzyjaźnionego adwokata i po długiej i ciężkiej batalii sądowej udaje jej się uwolnić od męża oprawcy.
Przestałam wierzyć, że nasza rodzina może jeszcze żyć normalnie. Przestałam już być naiwna, pogrzebałam nadzieję na lepszy czas dla naszego wspólnego życia. Wiem, trwało to zbyt długo, ale kobieta posiadająca dwoje małych dzieci nie może zbyt pochopnie rozbijać rodziny, pozbawiając dzieci ojca, którego sama kiedyś im wybrała. Byłoby to egoistyczne w stosunku do nich. To niewinne istoty, które potrzebują pełnej rodziny. Próbowałam to ratować ze wszystkich sił (…). Dziś mogę powiedzieć: żałuję. (str.33)
Ta historia mną wstrząsnęła. Podobnych słyszałam już wiele, ale pierwszy raz „nieostrożną” żoną muzułmanina była Polka. W dodatku z Gdańska, tak bardzo mi bliskiego. Jej historia tak realnie i namacalnie na mnie oddziałowywała, że podczas lektury mdliło mnie z bólu. Wewnętrzna udręka, jaką musiała prowadzić Nadia jest dla mnie czymś tak nieosiągalnym, że wręcz abstrakcyjnym.

Można zarzucać jej, że jest winna sama – wybrała sobie męża, wyjechała do niego mimo ostrzeżeń wielu osób i nie wróciła szybciej do Polski. A gdy już wróciła, to dawała mężowi wciąż kolejne szanse. Łatwo jest jednak osądzać ją z perspektywy kogoś, kto tego nie przeżył, nie bał się o los swoich dzieci i o własne życie. Łatwo jest osądzić kogoś o źle ulokowane uczucia, nie patrząc na to, że samemu popełnia się na tym polu błędy. Może inne niż bohaterka, mniej drastyczne w skutkach, ale czy tak naprawdę nie jest tak, że czasem stajemy jakby bez sił i widzenia szans na jakąkolwiek zmianę? We mnie ta historia obudziła przede wszystkim współczucie. Szanuję autorkę za to, że zdołała wrócić do trudnych wspomnień i je opisać – ku przestrodze innych.

Niewątpliwie wiele rzeczy można dowiedzieć się z opowieści Nadi. Z niezwykłą dokładnością opisywała w „Gorzkiej pomarańczy” codzienność żon muzułmańskich i trudów dzieci innych niż reszta. Zachęcam do tej lektury – by poszerzyć swe pole widzenia i spotkać się z Nadią. Jej historia jest bowiem opisana tak, iż miałam wrażenie, że autorka opowiada ją specjalnie dla mnie.

Dziękuję Wydawnictwu Bernardinum za egzemplarze recenzenckie!

Tytuł: „Jarzmo przeszłości”
Autor: Nadia Hamid
Wydawnictwo: Bernardinum
Liczba stron: 164
Cena: 19,90 zł


Link do książki na stronie Wydawcy TUTAJ

Chcesz wiedzieć o nowych wpisach na bieżąco? Zapraszam na mój funpageBiegnąc pod wiatr

Gorzka miłość

Zdarza się, że otrzymuję do zrecenzowania książki, które ciężko mi przeczytać. Te właśnie takie były. Nie z powodu ogarniającej nudy przy lekturze czy trudno przyswajalnego stylu autora. Przy tej historii zwyczajnie bolał mnie brzuch, odczuwałam wewnętrzny ból.

W zasadzie cieszę się, że książki nie były bardzo długie – nie wiem czy potrafiłabym czytać je dłużej. Okrucieństwo jakie opisywała Polka, która przeszła piekło przy boku męża muzułmanina, było dla mnie bardzo mocne. Momentami zbyt mocne. Sama jestem żoną i matką. Nie potrafię wyobrazić sobie co mogła przeżywać ta kobieta. Świadomość, iż ta historia wydarzyła się naprawdę potęgowała mocne doznania.



„Gorzka pomarańcza” to opowieść początkowo o wielkiej miłości. Autorka opowieści, Nadia Hamid wprowadziła mnie w trochę nieznane rejony – opisywała swoje studia i poznanego w domu koleżanki Muchtara, w którym z czasem zakochuje się i postanawia za niego wyjść.
W drodze do małżeństwa bez wątpienia pomaga poczęcie i narodzenie syna, Karima. Po załatwieniu wielu urzędowych spraw (były to lata 80) bohaterowie zostali małżeństwem. Nadia postanawia wyjechać z synem do kraju ukochanego. Tutaj doznaje pierwszego szoku – widzi, że jej mądry, troskliwy i kochający mąż ma drugie oblicze. Twarz muzułmanina zapatrzonego w zwyczaje swojej wiary, państwa i rodziny.
Kolejne strony książki były dla mnie trudne. Bohaterka opisuje jak traktowano ją na obczyźnie. Gdyby nie teść, który jako jedyny traktował ją z szacunkiem, niejednokrotnie miałaby poważne tarapaty. Teściowa patrzy na nią jak na człowieka drugiej kategorii, nie ukrywała dużej niechęci do synowej. Wiązało się to z jawnymi prześladowaniami i brakiem wsparcia ze strony męża – ten uważał swą matkę za świętą, a żonę ze niewdzięczną.
Przemoc psychiczna i fizyczna stała się jej codziennością. Nadia w pewnym momencie zaczęła myśleć nad tym, że popełniła błąd. Ze względu na syna trwa jednak przy mężu z nadzieją, że coś jednak się zmieni… Życie odziera ją ze złudzeń. Krótki pobyt w Polsce kończy się dramatyczną sceną, gdy ojciec porywa chorego Karima i Nadia staje przed wyborem – oddaje swoje dziecko i zostaje w Polsce albo wraca z mężem i dzieckiem do Libii.
– Daję ci ostatnią szansę. Masz pięć minut – albo lecisz ze mną i będziesz żyła na moich warunkach, albo ostatni raz patrzysz na swojego syna, bo nigdy więcej go nie zobaczysz. Dam ci minutę na pożegnanie z nim na zawsze. Lepiej wykorzystaj tę minutę na pożegnanie swoich rodziców, bo więcej cię już nie ujrzą.
To były okrutne i najgorsze chwile w moim życiu. Bezwzględna decyzja, jaką musiałam natychmiast podjąć. Z jednej strony moi zrozpaczeni rodzice, z drugiej – moje małe i bezbronne dziecko. Spojrzałam na nie jeszcze raz i nie potrzeba mi było więcej czasu. Żegnaj Polsko, żegnaj mamo i tato! Wybaczcie mi. (str.54)
Nie były to jednak najgorsze chwile w życiu kobiety. Czekały na nią kolejne trudne sytuacje i upokorzenia. Ból, gniew i strach stały się jej drugim imieniem. Raz uratował jej życie teść, który wszedł do domu syna, gdy ten katował Nadię do nieprzytomności. Kolejnym razem uratowała ją…ciąża. Przez jakiś czas była bezpieczna…
Życie jednak niewiele się zmieniło i bohaterka zaczęła planować powrót do Polski. Powrót – ucieczkę. Miała nadzieję, że w Polsce będzie bezpieczna. Pomogła więc mężowi dostać się na upragnione studia doktoranckie w naszym kraju i po wielu trudnych chwilach wróciła wraz z dziećmi do ojczyzny.

Na tym kończy się pierwsza część opowieści. Nie jest to jednak koniec historii. Na recenzję drugiej części zapraszam już w najbliższą środę.
Tam autorka opisuje nie tylko swe dalsze losy (już w Polsce), ale także to, co było dla niej motywacją do opisania swojej historii. Nie jest bowiem łatwo zerwać więzy z kimś, z kim ma się dzieci i ciągłą nadzieję na uratowanie małżeństwa…
Historia trudna i bolesna. Warta jednak tego, by ją poznać.

Dziękuję Wydawnictwu Bernardinum za egzemplarze recenzenckie!

Tytuł: „Gorzka pomarańcza”
Autor: Nadia Hamid
Wydawnictwo: Bernardinum
Liczba stron: 152
Cena: 19,90 zł


Link do książki na stronie Wydawcy TUTAJ
Zdjęcia książki są własnością Wydawnictwa

Chcesz wiedzieć o nowych wpisach na bieżąco? Zapraszam na mój funpageBiegnąc pod wiatr


W podróży ku życiu…

Czytając na stronie Wydawnictwa Dreams opis książki „Tańcząc z delfinami„, pomyślałam, że szykuje się fajna powieść obyczajowa. Z nastawieniem na przeżycie czyjejś przygody zaczęłam lekturę. I nie mogłam przestać o niej myśleć… Okazała się dla mnie czymś więcej niż tylko „zwykłą” opowieścią o losach kilku chorych ludzi. Była dla mnie podróżą w czyjeś serce i duszę, bo ku memu zaskoczeniu, książka wiele mówiła o miłości i opiece Boga.

Autorką tej powieści jest Bonnie Leon, która ma na swoim dorobku już ponad 20 powieści. Jak nikt inny potrafiła opisać życie osób niepełnosprawnych i ich duchowe rozterki, gdyż sama uległa wypadkowi po którym straciła fizyczną sprawność. Znalazła jednak w swoim życiu cel – pisanie. Żona, matka, babcia, mieszka w górach południowego Oregonu.
„Tańcząc z delfinami” to historia zaczynająca się dość niepozornie. Cierpiąca na tajemniczą chorobę Claire Murray wybiera się w podróż po Stanach by móc popływać z delfinami. Jej rodzina nie jest temu przychylna. W obawie o bezpieczeństwo córki chce wyperswadować jej tę podróż, tym bardziej, że ma się ona odbyć z grupą jej niepełnosprawnych znajomych, których dziewczyna poznała na grupie wsparcia.
Tom to zrzęda i dość apodyktyczny starszy członek ekipy, który początkowo jest kierowcą kampera, którym ekipa planuje przejechać trasę. Jednak postępujące problemy ze stwardnieniem rozsianym powodują, że podróżnicy zmuszeni są zatrudnić kierowcę.
Była hipiska Willow, to osoba, która przeszła ogromną wewnętrzną przemianę. Kiedyś żyjąc ruchem hipisowskim, używała życia, krzywdząc tym swoją jedyną córkę, która nie chce z nią mieć kontaktu. Później poznała… Jezusa i jej świat się zmienił diametralnie. Jej słowa o Bożej opiece podczas podróży irytują współtowarzyszy, lecz… okazuje się, że to zwykle ona ma rację.
Taylor, osoba cierpiąca na zaburzenia psychiczne. Jej choroba dwubiegunowa daje wszystkim mocno w kość, lecz podczas podróży dzieje się z nią coś wyjątkowego… Znajduje prawdziwych przyjaciół, wsparcie i miłość.
Do tych czterech chorych podróżników dołącza przypadkowo spotkany chłopak. Autostopowicz Sean Sullivan ratuje ich w diametralnie trudnej sytuacji, gdy okazuje się, że Tom nie jest w stanie być dalej ich kierowcą. Sean nie chce jednak towarzyszyć niepełnosprawnej ekipie. Z czasem okazuje się, że uciekł z rodzinnego domu. Obwinia się za śmierć brata, którego choroba zabrała wiarę, rodziców, dzieciństwo, prawdę, wolność serca.
To, że Claire była tak daleko od domu i nie bała się, było miłą niespodzianką. W domu czuła się jak w klatce, zamknięta w swoim życiu, w którym wszystko kręciło się wokół choroby. Teraz zaczynała wierzyć, że w jej życiu może chodzić o coś innego, i nie mogła się doczekać, żeby zobaczyć o co. (str.226)
Nie będę zdradzać całej fabuły – zepsułabym efekt! A książka zdecydowanie wciąga, inspiruje i budzi z jednej strony podziw dla bohaterów, z drugiej lęk o ich los. Odkrywa przed czytelnikiem wnętrze drugiego człowieka. Wnętrze poranione, które uzdrawia przyjaźń, zaufanie, taniec z delfinami i miłość.
Zdecydowanie polecam każdemu, kto lubi książki, od których nie można się oderwać. Choć to tylko powieść, to zapewniam całą gamę uczuć i wrażeń. Wszak ma być to podróż ku spełnionym marzeniom….

Dziękuję Wydawnictwu Dreams za egzemplarz do recenzji, wprowadzili mnie Państwo w niezwykły świat…

Tytuł: „Tańcząc z delfinami”
Autor: Bonnie Leon
Wydawnictwo: Dreams
Liczba stron: 480
Cena: 44 zł


Link do książki na stronie Wydawcy TUTAJ

Chcesz wiedzieć o nowych wpisach na bieżąco? Zapraszam na mój funpage
Biegnąc pod wiatr



środa, 13 grudnia 2017

Miłość i wychowanie

„Miłość i wychowanie” Jarka Żylińskiego to książka napisana dla rodziców, których Autor wprowadza w świat małego człowieka. Jako psycholog i pedagog stara się wskazać dorosłym jak zrozumieć motywacje i metody osiągania celów przez dzieci. Ukazuje też jak wpływają na dziecko rodzicielskie reakcje. Na co dzień prowadzi warsztaty i konsultacje, tworzy również blog o wychowaniu Psychoblog Jarka Żylińskiego.

Jarek Żyliński poprzewracał mi w głowie i sercu. Dawno nie czułam w sobie takiego rozdźwięku – między byciem pedagogiem, a byciem matką. Dlaczego?

Na studiach pedagogicznych uczono mnie metod, które również proponuje Autor. W jego publikacji przedstawione są bardzo przystępnie – nie trzeba mieć kierunkowego wykształcenia by wiedzieć o czym mowa. Nie używa niezrozumiałych zwrotów psychologicznych, mówi często bardzo wprost.

Po pierwsze, dziecko to też człowiek. Po drugie, czy miło by nam było, gdyby ktoś zachowywał się wobec nas tak, jak my to robimy wobec dzieci? (str.32)

Dobrze opisane źródła zachowań, przyczyny, skutki… Momentami brakowało mi jednak konkretnych rad. Autor pisze jednak:

Czytelnikowi zostawiam odnalezienie lub skonstruowanie metod idealnie pasujących do jego własnej rodziny. On najlepiej zna swoje cele, potrzeby dziecka i wie, co jest w jego przypadku najbardziej odpowiednie. (str. 223)

Książka wydaje się być idealnym źródłem do pracy rodzicielskiej, lecz…
Jako matka widzę często w sobie słowo muszę.

MUSIMY – to słowo magiczne, które aktywuje w drugim człowieku myślenie: „Kto musi, ten musi”. Dzieci, które słyszą od rodziców, że muszą coś zrobić, choć tak naprawdę jest to potrzeba dorosłych, reagują poszukiwaniem sposobów udowodnienia, że jednak wcale nie muszą. Jest to często przyczyną silnego konfliktu potrzeb – pośpiechu dorosłego i wolności dziecka. Uczciwe powiedzenie: „Ja muszę” często ułatwia dziecku współpracę, bo nie ma ono poczucia, że ktoś wmusza weń własne potrzeby. Zamiast tego widzi prośbę rodzica. (str.27)

Jak mam sobie z tym poradzić? Pojawia się tu we mnie rozdarcie, które trudno mi załatać teoretycznymi założeniami, choćby były w moim przekonaniu idealne. Przecież tak wiele rzeczy trzeba zrobić, przecież tyle jest spraw. Trzeba uczyć się tego, że nie zawsze mam to, czego chcę. Mnie, niedospanej matce brakuje cierpliwości. Choć sposoby reakcji na dziecięce zachowania opisane w książce wydają mi się idealne – w życiu ciężki mi im sprostać. Nie jestem matką idealną.
Dlaczego tak jest? Wychowanie i miłość. Myślę, że bez jednego nie ma drugiego. Kiedy brakuje miłości do samej siebie (w tym zadbanie o odpoczynek) to trudniej sprostać codzienności. Autor skupia się w tej publikacji na wychowaniu. O miłości wspomina na końcu – co jest świetną kwintesencją lektury.

Żyliński stworzył małe kompendium wiedzy. Zaczyna swoją pracę od mechanizmów, które kierują zachowaniem dziecka – od potrzeb, emocji, reakcji na presję czy walce o kontrolę. Analizuje etapy w życiu człowieka związane z jego naturalnym rozwojem, analizując każdy kolejny krok rozwojowy. Dotyka także tematu celów wychowawczych – zarówno krótko jak i długofalowych. W przystępny sposób tłumaczy czym one są i jaki mają wpływ na wychowanie. Część poruszająca metody wychowawcze wciągnęła mnie najbardziej. Autor porusza kwestie m.in. kar i nagród. Choć mówi jakie jest jego osobiste stanowisko w tej sprawie, to nie narzuca nikomu tego punktu widzenia jako jedynego słusznego.

Tę pozycję zdecydowanie polecam. Może nie uda się po tej lekturze być rodzicem idealnym, ale z pewnością warto spróbować być choć odrobinę lepszym. Ta książka bez wątpienia może w tym pomóc.



Dziękuję Wydawnictwu W drodze za niesamowicie pouczającą lekturę!

Tytuł: „Miłość i wychowanie”
Autor: Jarek Żyliński
Wydawnictwo: W drodze
Liczba stron: 230
Cena: ok. 29,90 z
ł

Dziękuję za każdy pozostawiony po sobie ślad – komentarze mile widziane, również te mniej pochlebne.
Chcesz wiedzieć o nowych wpisach na bieżąco? Zapraszam na mój funpageBiegnąc pod wiatr
Masz pomysł na kolejną recenzję na tym blogu? Daj znać o czym chciałbyś przeczytać – zobaczę co się da w tej sprawie zrobić.
Jeśli uważasz, że warto – udostępnij, puszczaj w świat. Może ktoś tego teraz potrzebuje?


Podążając Jego szlakiem…

„Ukojone serce” to kolejna książka autorstwa Lindy Dillow, która ukazała się nakładem wydawnictwa Koinonia. Podobnie jak przy dwóch poprzednich pozycjach tej Autorki*, tak też tutaj, mam wrażenie, że odkryłam coś nowego, coś z czego sobie wcześniej nie zdawałam sprawy.

Linda Dillow to żona, matka i babcia. Prowadzi spotkania i warsztaty dla kobiet – wspomina o tym również w swojej książce. Często z narażeniem samej siebie, nauczała kobiety życia do pełni ich możliwości. Jej książki inspirują do odkrywania lepszej wersji samej siebie.


„Ukojone serce” jak sam tytuł wskazuje, skupia się na sercu. Takim prawdziwie żyjącym, kochającym, pełnym pokoju. Uderzył mnie bardzo cytat:
Dwie kobiety wyglądały przez kraty więzienia. Jedna widziała błoto, druga gwiazdy.
Mam wrażenie, iż jest to dobra kwintesencja tej książki. Bez względu na okoliczności, można nauczyć się patrzeć tak, by widzieć gwiazdy.
Pamiętaj: zadowolenie jest wynikiem właściwej relacji z Bogiem, nie reakcji na okoliczności. Pytania „A jeśli…” mogą albo przybliżyć nas do Boga i wzmocnić naszą wiarę, albo wciągnąć nas w wir zmartwień i polegania na sobie samych. Bóg oferuje ci pokój i zadowolenie; zamartwianie przynosi chorobę i cierpienie. (str. 158)
Co można znaleźć w tej pozycji? Przede wszystkim dużą dawkę wiary i Bożego zaufania. Dziewiąty rozdział nie bez powodu nosi tytuł WIARA – PODSTAWA ŻYCIA.

Autorka zaczyna rozważania od tego, że pokoju serca można doświadczyć bez względu na wszystko. Przechodzi w tym przez kolejne dziedziny życia, w których często brakuje zadowolenia – w otaczających okolicznościach, sobie samym, naszych życiowych rolach i relacjach z innymi. Mówi o trzech dużych przeszkodach: chciwości, niewłaściwych celach i troskach życia. Nie traci jednak energii na skupianiu się na brakach – przechodzi z tego do wspomnianej wyżej podstawy życia – wiary i zaufania do Boga na każdej życiowej płaszczyźnie.

Linda Dillow nazywa rzeczy wprost. Pisze bezpośrednio, obrazowo, trafiając do serca. Swoje nauczanie oraz propozycje w książce opiera na historiach wielu kobiet, które osobiści spotkała. Często mówi też o doświadczeniach z własnego życia.
Chciałabym, aby nazywano mnie „Linda, kobieta wolna od trosk”. Nieważne, kim jesteśmy – ważne, kim się stajemy! Jeśli Bóg potrafi taką kobietę jak ja – kobietę, która lubi mieć nad wszystkim kontrolę i z łatwością zaczyna się o wszystko martwić – przekształcić w kobietę ufającą Mu i wolną od zmartwień, to samo może uczynić z tobą. (str.132)
Całość wieńczy dwunastotygodniowe studium biblijne. Autorka zachęca by uczynić z zamieszczonych materiałów coś na wzór pamiętnika, tak by czytając za jakiś czas zapisane w nim myśli, cieszyć się tym, jak Bóg działa w naszym życiu. To właśnie na Nim i Jego nauczaniu Linda Dillow opiera tę książkę – nie jest to poradnik o tym jak zmienić się tylko własnymi siłami. Czytając ją miałam wrażenie, iż jest to podręcznik ku wędrówce w Bogiem. Wędrówce, którą warto podjąć… by żyć.



Droga Kobieto – polecam tę lekturę. Mężczyzno – podaruj tę książkę bliskiej ci kobiecie, sam również możesz doświadczyć jej zmiany – miłości bowiem nie da się zatrzymać…
Dziękuję Wydawnictwu Koinonia za egzemplarz książki!

Tytuł: „Ukojone serce”
Autor: Linda Dillow
Wydawnictwo: Koinonia
Liczba stron: 248
Cena: 25,00 zł (do końca grudnia w promocyjnej cenie 18,00 zł)

Dwa ostatnie zdjęcia pochodzą ze strony Wydawnictwa i są jego własnością.

Książka na stronie Wydawnictwa TUTAJ

Dziękuję za każdy pozostawiony po sobie ślad – komentarze mile widziane, również te mniej pochlebne.
Chcesz wiedzieć o nowych wpisach na bieżąco? Zapraszam na mój funpage
Biegnąc pod wiatr
Masz pomysł na kolejną recenzję na tym blogu? Daj znać o czym chciałbyś przeczytać – zobaczę co się da w tej sprawie zrobić.
Jeśli uważasz, że warto – udostępnij, puszczaj w świat. Może ktoś tego teraz potrzebuje?


Boże Narodzenie niebiańskim okiem

Do naszego domu trafiła ostatnio wręcz niebiańska książeczka… Trochę inny świat, ale jakże bliski, ciepły i wspaniały!

„Boże Narodzenie z aniołkami” to kolejna pozycja dla dzieci wydawnictwa PROMIC, która zachwyciła mnie od pierwszej chwili. Piękna tekturowa okładka, a wewnątrz niesamowicie przyciągające rysunki, które obudziły we mnie falę ciepłych uczuć.


Czytając ją z synem miałam wrażenie, że jest to nie tylko książeczka dla dzieci, ale również dla dorosłych. Bardzo dotknęły mnie słowa Boga Ojca wypowiedziane do jednego z aniołów, który zadał pytanie o to, dlaczego ludzie przestają wierzyć.
Ponieważ błędnie myślą, że moja cierpliwość, tak jak ich, ma swój kres. Kiedy popełnią błąd, od razu chcą go naprawić i znów być doskonali, a jeśli nie uda im się zrobić tego dość szybko, wpadają w rozpacz. Moja cierpliwość i miłość są jednak nieskończone. Każdemu człowiekowi zawsze dam tyle czasu, ile potrzebuje, żeby stał się święty, i nigdy, w żadnym przypadku, nie odmówię mu przebaczenia – odpowiedział Bóg, czule głaszcząc aniołka po głowie.
Publikacja zawiera pięć opowiadań:

„Płomyk miłości” o tym, że Bóg jest miłością i bardzo jej dla nas pragnie.

„Prezent dla Maryi”, którego tekst bardzo mnie zaskoczył. Widzimy tutaj… smutnego Jezusa, który cierpi z powodu tego, że ludzie nie rozumieją sensu Bożego Narodzenia i nie skupiają się na tym, że są to Jego urodziny. Aniołkowie starają się Go pocieszyć, co sprawia Maryi dużą radość.

„O aniołku, który został muzykiem” – nie każdy potrafi śpiewać. Ten problem dotyczył również aniołka, który chciał wystąpić w chórze. Jednak jego śpiewu nie można było słuchać – smutny anioł otrzymuje jednak od Boga wyjątkowy prezent…

„Dzwony na Boże Narodzenie” – o tym jak różni i jakże piękni jesteśmy. Tak właśnie zrozumiałam opowiadanie o tworzeniu dzwonów. Choć miały być takie same – każdy był inny i wydawał inny dźwięk. Bóg był nimi zachwycony…

„Roztargniony aniołek” – mały Zefirek wiecznie coś gubi. Co zrobiłby bez pomocy Matki Bożej, która się nim zajęła?

Opowiadania nie tylko przybliżają nam klimat nadchodzących świat. Odebrałam je również jako małą wykładnię wiary – idealnie dopasowaną dla małego odbiorcy. Polecam już dla dzieci w wieku przedszkolnym.

To jedna z tych lektur, które warto mieć na dziecięcej półce i po które warto sięgać nie tylko ze względu na dzieci, ale również ze względu na siebie…

Książeczka jest idealnym pomysłem na czas zbliżających się Świąt. Wydawnictwo przyjmuje zamówienia do 21.12.2017 r.Polecam również drugą książeczkę dotyczącą Bożego Narodzenia tego Wydawnictwa, o której pisałam jakiś czas temu (KLIK)

Dziękuję Wydawnictwu PROMIC za egzemplarz do recenzji.
Tytuł: „Boże Narodzenie z aniołkami”
Autor:
Ivano Argento
Wydawnictwo: PROMIC
Liczba stron: 56
Cena: 19,90 zł


Link do książki na stronie wydawcy TUTAJ

Dziękuję za każdy pozostawiony po sobie ślad – komentarze mile widziane, również te mniej pochlebne.
Chcesz wiedzieć o nowych wpisach na bieżąco? Zapraszam na mój funpageBiegnąc pod wiatr
Masz pomysł na kolejną recenzję na tym blogu? Daj znać o czym chciałbyś przeczytać – zobaczę co się da w tej sprawie zrobić.
Jeśli uważasz, że warto – udostępnij, puszczaj w świat. Może ktoś tego teraz potrzebuje?