- Co masz ciekawego? Ale fajna książka – mówi proboszcz do 4 letniego Jaśka – a co tu jest
- Organy – odpowiada mój syn.
- O, jak będziesz dorosły to pewnie zostaniesz organistą, co?
- Nie chcę być organistą! Chcę być człowiekiem.
Tak jest na Mszy z dziećmi – obojętnie czy jest to Msza dla dzieci, czy taka dla całej parafii. Są rzeczy, które się nie zmieniają.
- Uspokój ją! – mówi z wyrzutem starsza pani do nastolatki, która przyszła z małą siostrą na Mszę dla dzieci.
- A co ja mam zrobić? – pyta dziewczyna.
- Za ucho ją! Niech się nauczy! – warczy kobieta.
Nie jestem zwolenniczką przywiązywania dziecka do ławki. Pozwalam synom na chodzenie z tyłu kościoła, gdzie nie biegają nikomu pod nogami. Nigdy nie mieliśmy problemu z jedzeniem na Mszy – zwyczajnie od początku nic nie dawaliśmy i dzieci się o to nie upominają. Mimo to spokój jest wyzwaniem niczym wejście na szczyt góry. Gdy nadaktywność bierze górę po przydługim kazaniu mam chęć wystrzelić się w kosmos. Uciekanie, wycieranie sobą posadzki – to tylko początek długiej listy dziecięcych pomysłów.
Jaś ma etap na zadawanie pytań. Postanowiliśmy to wykorzystać. W Wydawnictwie Barnardinum znalazłam dwie bardzo fajne książeczki, które – muszę przyznać, pomagają nam bardzo.
Mała, tekturowa pozycja „W kościele” na początku mnie zawiodła. Spodziewałam się czegoś z tekstem, a tym czasem to same obrazki. Matka załamana, dziecko jednak szczęśliwe. Moim synom bardzo się ta książeczka spodobała. Jaś ogląda i pyta o każdy rysunek i jego znaczenie. Zaprowadziło to nas ostatnio do zakrystii by mógł z bliska zobaczyć komunikanty. I sprawiło, że chciał słuchać o przeistoczeniu i … w końcu możemy czasem spokojnie przeżyć ten etap mszy, bo Jaś wpatruje się wtedy w to, co dzieje się na ołtarzu.
Gdy starszak rzuca ją na mszy w kąt, przechwyca ją młodszy brat. Dwie pieczenie na jednym ogniu? (na jednej książce?:)). Tak!
Druga to „O Mszy Świętej. Rozjaśnić tajemnicę”. Podobna do pierwszej, choć wydana na miękkim papierze, więc raczej dla dzieci starszych (Wydawca sugeruje wiek odbiorcy na 3-7 lat). U nas również bardzo się sprawdza.
Starszy syn zaczął więcej rozumieć, Msza przestaje być nudnym przedstawieniem, a zaczyna być spotkaniem. Czy nie o to chodziło?
Wiem, że jeszcze długa droga przed nami…
Czasem zastanawiam się na ile dziecku pozwolić na Mszy? Ile ludzi, tyle opinii – każdy ma swoją granicę dobrego smaku, dbania o spokój innych kosztem okiełznania pomysłów małej głowy. Znam ludzi, którzy przestali zabierać dzieci na Mszę, bo nie potrafili opanować spokojnie ich nadaktywności. Czasem też dopada mnie zniechęcenie – gdy zdarzają się Msze, że Jaś cały czas marudzi i ucieka z kościoła. Nadzieją dla mnie są jednak momenty, gdy razem z innymi modli się słowami Ojcze nasz albo wpatruje się w Jezusa przy przeistoczeniu.
A Ty? Masz jakieś złote środki na dziecięce pomysły podczas Mszy?
Dziękuję za każdy pozostawiony po sobie ślad – komentarze mile widziane, również te mniej pochlebne.
Chcesz wiedzieć o nowych wpisach na bieżąco? Zapraszam na mój funpage
Biegnąc pod wiatr
Masz pomysł na kolejną recenzję na tym blogu? Daj znać o czym chciałbyś przeczytać – zobaczę co się da w tej sprawie zrobić.
Jeśli uważasz, że warto – udostępnij, puszczaj w świat. Może ktoś tego teraz potrzebuje?
Chcesz wiedzieć o nowych wpisach na bieżąco? Zapraszam na mój funpage
Biegnąc pod wiatr
Masz pomysł na kolejną recenzję na tym blogu? Daj znać o czym chciałbyś przeczytać – zobaczę co się da w tej sprawie zrobić.
Jeśli uważasz, że warto – udostępnij, puszczaj w świat. Może ktoś tego teraz potrzebuje?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Napisz co czujesz...