poniedziałek, 2 października 2017

Msza Święta z dziećmi

  • Co masz ciekawego? Ale fajna książka – mówi proboszcz do 4 letniego Jaśka – a co tu jest
  • Organy – odpowiada mój syn.
  • O, jak będziesz dorosły to pewnie zostaniesz organistą, co?
  • Nie chcę być organistą! Chcę być człowiekiem.

Książeczka miała nam pomóc przeżyć spokojną Mszę. Działało do kazania. Potem bywało różnie. Wycieranie gołym brzuchem zimnej posadzki, biegi przez przeszkody, krzyki, piski, ogólny szał.
Tak jest na Mszy z dziećmi – obojętnie czy jest to Msza dla dzieci, czy taka dla całej parafii. Są rzeczy, które się nie zmieniają.
  • Uspokój ją! – mówi z wyrzutem starsza pani do nastolatki, która przyszła z małą siostrą na Mszę dla dzieci.
  • A co ja mam zrobić? – pyta dziewczyna.
  • Za ucho ją! Niech się nauczy! – warczy kobieta.
Myślę – po co przyszła na Mszę dla dzieci skoro te jej przeszkadzają? I po co usiadła w ostatniej ławce, skoro widzi, że z tyłu maluchy wędrują? Nie wiem…

Nie jestem zwolenniczką przywiązywania dziecka do ławki. Pozwalam synom na chodzenie z tyłu kościoła, gdzie nie biegają nikomu pod nogami. Nigdy nie mieliśmy problemu z jedzeniem na Mszy – zwyczajnie od początku nic nie dawaliśmy i dzieci się o to nie upominają. Mimo to spokój jest wyzwaniem niczym wejście na szczyt góry. Gdy nadaktywność bierze górę po przydługim kazaniu mam chęć wystrzelić się w kosmos. Uciekanie, wycieranie sobą posadzki – to tylko początek długiej listy dziecięcych pomysłów.

Jaś ma etap na zadawanie pytań. Postanowiliśmy to wykorzystać. W Wydawnictwie Barnardinum znalazłam dwie bardzo fajne książeczki, które – muszę przyznać, pomagają nam bardzo.
Mała, tekturowa pozycja „W kościele” na początku mnie zawiodła. Spodziewałam się czegoś z tekstem, a tym czasem to same obrazki. Matka załamana, dziecko jednak szczęśliwe. Moim synom bardzo się ta książeczka spodobała. Jaś ogląda i pyta o każdy rysunek i jego znaczenie. Zaprowadziło to nas ostatnio do zakrystii by mógł z bliska zobaczyć komunikanty. I sprawiło, że chciał słuchać o przeistoczeniu i … w końcu możemy czasem spokojnie przeżyć ten etap mszy, bo Jaś wpatruje się wtedy w to, co dzieje się na ołtarzu.

Gdy starszak rzuca ją na mszy w kąt, przechwyca ją młodszy brat. Dwie pieczenie na jednym ogniu? (na jednej książce?:)). Tak!


Druga to „O Mszy Świętej. Rozjaśnić tajemnicę”. Podobna do pierwszej, choć wydana na miękkim papierze, więc raczej dla dzieci starszych (Wydawca sugeruje wiek odbiorcy na 3-7 lat). U nas również bardzo się sprawdza.



Starszy syn zaczął więcej rozumieć, Msza przestaje być nudnym przedstawieniem, a zaczyna być spotkaniem. Czy nie o to chodziło?
Wiem, że jeszcze długa droga przed nami…
Czasem zastanawiam się na ile dziecku pozwolić na Mszy? Ile ludzi, tyle opinii – każdy ma swoją granicę dobrego smaku, dbania o spokój innych kosztem okiełznania pomysłów małej głowy. Znam ludzi, którzy przestali zabierać dzieci na Mszę, bo nie potrafili opanować spokojnie ich nadaktywności. Czasem też dopada mnie zniechęcenie – gdy zdarzają się Msze, że Jaś cały czas marudzi i ucieka z kościoła. Nadzieją dla mnie są jednak momenty, gdy razem z innymi modli się słowami Ojcze nasz albo wpatruje się w Jezusa przy przeistoczeniu.
A Ty? Masz jakieś złote środki na dziecięce pomysły podczas Mszy?


Dziękuję za każdy pozostawiony po sobie ślad – komentarze mile widziane, również te mniej pochlebne.
Chcesz wiedzieć o nowych wpisach na bieżąco? Zapraszam na mój funpage
Biegnąc pod wiatr
Masz pomysł na kolejną recenzję na tym blogu? Daj znać o czym chciałbyś przeczytać – zobaczę co się da w tej sprawie zrobić.
Jeśli uważasz, że warto – udostępnij, puszczaj w świat. Może ktoś tego teraz potrzebuje?



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Napisz co czujesz...