niedziela, 9 października 2011

Bieg slalomem

Biegnę slalomem swojego życia. Biegnę choć to maraton i wiem jak bardzo mnie wykańcza. Ale postanowiłam, że  nie zrezygnuje z walki w tym biegu - nie tym razem.
Biegnę i ślizgam się na zakrętach. Znowu się przewróciłam, obiłam sobie nogi. Nie mam siły już biec, wszystko boli tak potwornie, że czuję każdy swój ruch. Ale chcę biec - nie zatrzymuj mnie. Ktoś rzucił mi ręcznik bym otarła sobie twarz. Chciał dobrze. Ale zrobił to tak niefortunnie, że ręcznik upadł mi pod nogi, przewróciłam się zaplątawszy się o niego. Czuję ból.
Potem rzucono mi butelkę z wodą. W końcu chwila wytchnienia. Strumienie żywej wody popłynęły mi po twarzy, ludzie mówią, że zachowuję się jakbym była zakochana. Bo jestem... W strumyku żywej wody.
Biegnę dalej. Coraz bardziej doskwiera mi skwar- parzy, piecze, swędzi... Mam juz dość, padam na kolana. Klęcząc czuję jak wracają mi siły - może to jest najodpowiedniejsza poza dla zmęczonego biegacza?

1 komentarz:

  1. Można też biec i odzyskiwać siły wcześniej - wtulając się w ramiona Tego, który daje moc w starciu, podając wodę i rzucając ręcznikiem. :-)

    Czasem warto też zatrzymać się i zastanowić: po co ja w ogóle biegnę? Slalom życia... OK. Ale jaki jest jego cel? Kiedy się go odkryje, już nic nie może stanąć na przeszkodzie - nawet rzucony ręcznik: bo Ktoś niesie na ramionach :-)

    OdpowiedzUsuń

Napisz co czujesz...