środa, 27 lutego 2013

Otuleni deszczem

Czytałam ostatnio książkę "Otuleni deszczem" Charles Martin'a. Opis książki można znaleźć tutaj http://lubimyczytac.pl/ksiazka/74292/otuleni-deszczem, więc nie będę jej streszczać.
Piszę więc o niej nie po to by pisać ... o niej. Bardziej o tym co sama wyniosłam z tej lektury.
A wyniosłam głównie jedną myśl... że każdy z bohaterów miał swoje własne problemy, swój własny świat, z którym musiał sobie poradzić. Każdy walczył w swojej wojnie. Ale znaleźli siły by się połączyć. I to przyniosło wygraną.
Zastanawiam się czasami czy ja byłabym w stanie zrobić to co główny bohater - wziąć pod swój dach chorego psychicznie brata i kobietę z dzieckiem, której szuka wściekły i agresywny mąż...
Powiem tylko jedno... Coś co we mnie zostało... Mały urywek książki... Główny bohater Tucker spodziewał się, że jego chory brat może być agresywny. Poprosił go więc, że zanim kogoś uderzy - to ma mu o tym powiedzieć. Słyszy krzyk Katie i widzi samochód odjeżdżający spod jego domu. Domyślił się, że mąż Katie porwał ich wspólnego syna. Wybiega mu na spotkanie i zostaje mocno poturbowany przez porywacza. Wtem nadbiega brat Tuckera z pałą bejsbolową i mówi "Tucker, obiecałem ci, że zanim zrobię komuś krzywdę to cię o tym uprzedzę. Więc cię uprzedzam". Porywacz przegrał tę walkę...bo Tucker nie był sam. Bo to co wydawało się najgorsze (chory brat) okazało się ocaleniem.
Ten wątek we mnie pozostał. Może też dlatego, że mocno pracują we mnie teraz pewne relacje - choć może bardziej ich brak. Pracuje we mnie to, że jestem dla niektórych jak ten chory brat - z tym, że oni nie przyjęli by mnie pod swój dach. Wolą swój własny przytulny kątek. A ja chyba znów uczę się żyć, żyjąc...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Napisz co czujesz...