poniedziałek, 21 października 2013

Macierzyństwo

Ten wpis powstaje już od dawna. We mnie. Trudno wyrazić mi słowami to czym teraz żyję. Mam w sobie małego chłopca, który niebawem przyjdzie na świat. Jaś jest dzieckiem upragnionym, małym cudem, o którym lekarze mówili, że nigdy się nie przydarzy. A jednak czuję teraz bardzo mocno jak prostuje swoje kończyny sprawiając, że mój brzuch wygląda jak wzburzona tafla wody. Moje dziecko, moje wypełnienie kobiecości, bycia żoną, wypełnienie chrześcijaństwa.
Jaś w ciągu najbliższego miesiąca zapewne pojawi się na świecie (chyba że nie będzie się spieszył i przyjdzie z opóźnieniem...). Ostatnio zdałam sobie sprawę, że nie jestem w stanie odpowiednio przygotować się na ten moment. Nie chodzi mi o rzeczy materialne, ale o moją psychikę i mojego ducha. Macierzyństwo to dar, którego będę musiała się uczyć – każdego dnia. Już teraz cieszę się i dziękuję za ten słodki krzyż.
Moje ciało zmienia się z dnia na dzień. Chodzę jak kowboj, nie mogę sama zawiązać butów, prowadzić samochodu, sprzątać, schylić się do najniższej szafki w kuchni czy podnieść cięższej torby. Nie mogę zrobić wielu rzeczy, które są tak naturalne. Które były tak naturalne jeszcze do niedawna... I dziękuję Bogu za ten stan. Za to, że uczy mnie pokory wobec życia – mojego życia i życia, które jest we mnie.
Prowadzę głębokie życie wewnętrzne – bo podwójne :) tak mówi mój mąż. A ja widzę jak moje prawdziwe życie wewnętrzne się zmienia, wraz z moim ciałem. Nie wiem czy idę do przodu czy się cofam. Wiem, że nie stoję w miejscu, wiem też, że zmiany są potrzebne.
Jaś jest wielką radością. Nie tylko moją. Jest też dla mnie ogromnym wyzwaniem. Mam nadzieję, że żyjąc z nim i dla niego stanę się jeszcze bardziej dobrym człowiekiem.