poniedziałek, 2 października 2017

Sztuka przebaczenia

„O wybaczaniu. Jak mądrze uzdrawiać serce” to mała książeczka dla najmłodszych z serii Pomocne Elfy wydawnictwa PROMIC.
Gdy zaczynaliśmy z synem lekturę tej pozycji czułam się trochę zawiedziona. Spodziewałam się bajki z tematem przebaczenia w tle, jakby od niechcenia. Dostałam jednak bardzo przystępną opowieść – pisaną bezpośrednio, tak by trafić do umysłu i serca małego odbiorcy. Choć moje nadzieje na bajkę okazały się płonne, Jaś wcale zawiedziony się nie czuł. Książka bardzo mu się spodobała, a następnego dnia…

Usłyszałam słowo PRZEPRASZAM. Wcześniej trudno było nam nauczyć go przepraszania i wybaczania małemu bratu, który jest mistrzem psot. Po lekturze książki zaczął się starać. Moje matczyne serce zobaczyło, że nie bajka była ważna, ale to co dostał – przystępne wytłumaczenie tematu, którego sama w taki prosty i przystępny sposób nie potrafiłam mu przekazać.

Książeczka uczy o tym, że każdy z nas potrafi przebaczać i że musimy ćwiczyć się w tym, by stać się mistrzem przebaczania. Dziecko dostaje tu wskazówki m.in. jak wybaczać, dlaczego nie warto chować w sobie urazy, jak patrzeć na daną sytuację z perspektywy drugiego człowieka czy co zrobić kiedy inni źle nas traktują. Pokazuje również, że wybaczenie uwalnia, że uczucia są zmienne i mijają. Autorka odwołuje się do Osoby Chrystusa i Jana Pawła II opisując jak wyglądało przebaczenie w ich historii życia. A co zrobić kiedy sam mały czytelnik popełnia błąd? Autorka wspomina również o tym, pokazując przy tym, że wybaczenie samemu sobie jest równie ważne jak wybaczenie innym.

Jeśli coś bardzo cię zabolało, musisz coś z tym zrobić. Powiedz drugiej osobie, że cię rani i żeby przestała. Jeśli tego nie uczyni, odejdź. W razie potrzeby zwróć się po pomoc do kogoś starszego i mądrzejszego. Nie spędzaj czasu z ludźmi, którzy cię krzywdzą. Możesz zachować swoją moc wybaczania i… zwyczajnie odejść.(fragment książki)
Lektura posiada bardzo ładne, komponujące się w całość obrazki autorstwa R.W. Alley




Książkę polecam dla dzieci w wieku przedszkolnym i starszym. Idealna do wspólnej lektury i rozmowy w rodzinnym gronie.
Dziękuję Wydawnictwu PROMIC za inspirującą lekturę!
Tytuł: „O wybaczaniu. Jak mądrze uzdrawiać serce”
Autor: Carol Ann Morrow
Wydawnictwo: PROMIC
Liczba stron: 32
Cena: 14,90 zł

Dziękuję za każdy pozostawiony po sobie ślad – komentarze mile widziane, również te mniej pochlebne.

Chcesz wiedzieć o nowych wpisach na bieżąco? Zapraszam na mój funpageBiegnąc pod wiatr

Masz pomysł na kolejną recenzję na tym blogu? Daj znać o czym chciałbyś przeczytać – zobaczę co się da w tej sprawie zrobić.


Autosugestia?

Autosugestia. Chrześcijańska sztuka pozytywnego myślenia” – nie jest zwykłym poradnikiem o tym jak dobrze i efektywnie żyć. Choć tytuł książki na początku mocno mnie zniechęcał, do sięgnięcia po lekturę przekonało mnie nazwisko jej autora.

Autosugestia, pozytywne myślenie – nie kojarzy mi się z chrześcijaństwem. Słysząc to, czuję raczej: samodoskonalenie, złudne myślenie, utopia, oszukiwanie siebie. Czy myślenie pozytywne zawsze jest myśleniem prawdziwym? A przecież tylko prawda wyzwala i pomaga dobrze się rozwijać. Autosugestia to nic innego jak powtarzanie sobie pewnych zdań o sobie samym czy wzorców zachowań, nie zawsze prawdziwych. Co więc autosugestia ma wspólnego z chrześcijaństwem?
Choć w książce Anselma Grüna znaleźć można wiele cennych rad, ta pozycja ma w sobie coś wyjątkowego. Sięga do źródeł – do Boga i mądrości Ojców Pustyni. Autor to mnich benedyktyński, z solidnym wykształceniem psychologicznym. Wcześniej natknęłam się na kilka jego publikacji, ciekawa więc byłam tego co chce powiedzieć o autosugestii.

Grün traktuję temat bardzo poważnie i kompleksowo. Pisze, że negatywne myślenie wpływa na całą naszą codzienność – postrzeganie siebie, sposób tworzenia relacji, poczucia bezsensu i nieszczęścia. Nieuporządkowany stosunek do uczuć ma wpływ na smutek, gniew i apatię. Nie jest to jednak traktat o magicznym myśleniu „będzie dobrze”, bo co jeśli jednak tak nie będzie? Autor nie zostawia czytelnika bez pomocy – sięga do doświadczeń starożytnych mnichów. W książce znalazłam wiele przykładów i sposobów na zmianę autosugestii w codziennym życiu. Autor udowadnia, że istnieją możliwości na zmianę życia, relacji, postrzegania Boga, dając radość i uzdrowienie.

Anselm Grün urzekł mnie twierdzeniem, iż należy dotrzeć do korzeni swych złych humorów:
Wszystkie nasze wewnętrzne postawy – nasza zazdrość, nasza złość, nasze użalanie się nad sobą, nasze lęki, nasza wściekłość, nasza radość, nasza cierpliwość, nasze zadowolenie, nasza miłość – wyrażają się w zdaniach, które sobie wciąż powtarzamy. (str. 11)

Od wielu lat walczę o pozytywne myślenie. Sięganie do źródeł myśli wydaje mi się niezwykle cenne i niezbędne w drodze po pozytywną autosugestię. W książce znalazłam wiele przykładów i propozycji na zmianę myślenia.

Magdo! Wypowiadaj słowa błogosławieństwa w trudnych chwilach. Odetchnij i wyrzuć z oddechem chęć do sięgnięcia po osąd. To dotknęło mnie najbardziej. Dlaczego? Żyję w wielu trudnych relacjach, w których nie czuję się komfortowo. Osąd przychodzi mi szybko i wkrada się w serce jak jad. Wypowiadanie w tym czasie słów błogosławieństwa jest dla mnie jak zasłonięcie oczu. Pozwala spojrzeć inaczej. Daje wewnętrzną wolność. Podobnie jak powtarzanie w trudnych chwilach fragmentów Pisma Świętego (jak robili to Ojcowie Pustyni).

Zakonnik dużą wagę przywiązuje do tego, iż dobrym sposobem na radzenie sobie z negatywnymi myślami jest ujawnianie ich swojemu ojcu duchownemu. Mam taką możliwość już od kilkunastu lat i wypowiedzenie na głos swoich wątpliwości jest dla mnie jedną z najbardziej cennych rzeczy w rozwoju. Daje to nie tylko inne spojrzenie – osoby bardziej doświadczonej duchowo i stojącej gdzieś obok, bez zbędnej emocjonalności w danej sytuacji. Zwerbalizowanie myśli i usłyszenie własnych słów wydaje mi się być bezcenne.

Autor pisze również o tym by pozytywnie reagować na negatywne myśli. Możemy wpływać na siebie – pozytywnie lub negatywnie, w zależności od myśli, które do siebie dopuszczamy.
Nie powinniśmy ich dusić, ale mądrze się z nimi obchodzić, walczyć z nimi. (str.75)

Grün sięga również do psychologii zachowań. W przypadku natręctw nakazuje się zastopowanie myśli. Gdy nie ma w nich potrzeby, tęsknoty, gdy pojawiają się w sposób wymuszony i są bezowocne – trzeba je odciąć i nie zajmować się nimi. Niestety miałam okazję sprawdzić to na sobie. W moim epizodzie z nerwicą pomogła konsultacja lekarska. Jego rada była taka sama. Odciąć, powiedzieć STOP. Walka była ciężka i długa, ale przyniosła błogosławione skutki.

Można zadać sobie pytanie – który sposób jest najlepszy dla mnie? Wymaga to dobrego daru rozeznania. Często pomocna jest przy tym osoba ojca duchownego. Można zapytać też które myśli są dobre, a które nie? Zakonnik powołuje się na słowa św. Pawła, który kieruje się kryterium miłości, radości, otwartości, cierpliwości, pokoju, dobroci, przyjaźni i wierności.

Z doświadczenia osoby walczącej o siebie, mogę tę lekturę polecić osobom, które czują się nękane i ściągane w dół przez swoje myśli. Moim zdaniem nie zaszkodzi nikomu duchowo ani emocjonalnie, napisana jest z dużą wrażliwością. Starożytni mnisi mieli w sobie mądrość, której brakuje dziś w pędzie życia i patrzenia na efektywność ludzkich działań, nie zaglądając w ludzkie serce.


Dziękuję Wydawnictwu WAM za kolejną wartościową lekturę!


Tytuł: „Autosugestia. Chrześcijańska sztuka pozytywnego myślenia”
Autor: Anselm Grün OSB
Wydawnictwo: WAM
Liczba stron: 112
Cena: 19,90 zł

„Rozwój. Jak współpracować z łaską”

Gdy szukałam lektury na Wielki Post Krysia i Piotr przywieźli mi książkę Gajdów. Przyznaję, że nie zawsze dobrze kojarzyłam tych autorów – miałam wrażenie, że to o czym mówią jest albo bardzo górnolotne albo wręcz przeciwnie, że trąci infantylnością. A tym czasem nic bardziej mylnego! Przekonałam się o tym czytając „Rozwój. Jak współpracować z łaską”.

Książka jest bardzo wciągająca, choć w moim przekonaniu nie powinno się jej czytać jednym tchem. Warto dać sobie czas na przemyślenie i przetrawienie przeczytanych treści, bo warto by żyły w czytelniku, a nie tylko zachwyciły sobą na ulotny moment i odeszły w zapomnienie.

Choć lektura jest z pogranicza psychologii i duchowości zachęcam do przeczytania jej również osoby niewierzące. Dlaczego? Jest na tyle uniwersalna, że może przynieść dobro każdemu…. I choć autorzy używają języka psychologii każdy zdoła się w niej odnaleźć choć warto czytać ją w dużym skupieniu. Osobiście bardzo polecam!

Oto kilka moich ulubionych fragmentów (mówią same za siebie i dla mnie są potwierdzeniem, że warto sięgnąć po tę książkę):
„Stawiamy wymagania nie pomimo tego, że kochamy, ale dlatego, że kochamy. Niestawianie wymagań to częsty brak w miłości.” (s. 29)

„Ważne, aby pamiętać, że sama motywacja do podjęcia rozwoju powinna wynikać z miłości, a więc: rozwijam się dla dobra innych, a nie tylko po to, by zadowolić swoje ego. Pracując nad sobą można nie zauważyć, że kręcimy się wokół siebie.” (s. 33)

„Weź to, co było dobre i odejdź w swoją stronę! Aby to uczynić, trzeba przede wszystkim zrezygnować z sądzenia rodziców. Zdarza się, że nasi rozmówcy uczestniczą w różnego rodzaju modlitwach uzdrowienia, polegających na przebaczeniu rodzicom. Oczywiście, samo w sobie może to być pożyteczne i uzasadnione. Można modlić się o przebaczenie ojcu lub matce, jednak trzeba zwrócić uwagę na to, aby ta modlitwa nie płynęła z pozycji dziecka, który wydaje werdykt: „Rodzice są winni, a ja wspaniałomyślnie im przebaczam”. Owszem, jeśli dokonała się jakaś krzywda: bicie, molestowanie, odrzucenie, zaniedbanie lub cokolwiek innego, to jest coś „do przebaczenia” w porządku moralnym. Dziecko jednak nie powinno zajmować się sądzeniem rodzica lub rozliczaniem go. To, co ma zrobić, to przyjąć to, co było dobre i odejść.
Gdy dzieci zaczynają sądzić rodziców, przypominają ludzi, którzy mają pretensję do daltonisty, że nie maluje obrazów, lub ganią głuchego za to, że nie komponuje symfonii. Jeśli ktoś nie miał rąk, nie mógł nas przytulać.
Rodzice dali nam tyle, ile sami mieli. Nie dzieciom oceniać, czy mogli dać więcej!
Tak funkcjonowali, jak potrafili lub może lepiej byłoby powiedzieć: jak nie potrafili. Nie ma co stać i narzekać, nie ma już na co oczekiwać. Nie wolno rodzicami pogardzać ani ich odrzucać. Trzeba po prostu z szacunkiem pochylić się nad nimi w geście pożegnania i, z wdzięcznością za życie, odejść ku własnej drodze.
To właśnie rezygnacja  z jakichkolwiek roszczeń pozwala odejść. Gdy dziecko porzuci swoje pretensje i żale, a przyjmie to, co jest do przyjęcia, choćby to było „tylko” życie biologiczne, zaczyna dojrzewać, opuszcza Nazaret i staje się emocjonalnie odrębne. W pewnym momencie może spojrzeć na swoich rodziców ze zrozumieniem: „Mój ojciec. Moja matka. To było dobre, a to było trudne. To było piękne, a to było okropne!” „(s.106-107)

„Jeśli nie możemy zapanować nad czymś upokarzającym (nie robić „czegoś”), zawsze możemy bezinteresownie wyświadczyć dobro innym (robić „coś”). Owocność naszego życia mierzy się miłością, a nie opanowaniem emocjonalności. Oczywiście i to drugie zadanie jest ważne (bo umożliwia jeszcze większą miłość!), ale byłoby błędem myśleć, że skoro ciągle upokarzają nas słabości, to nie możemy miłować. Postanowienia do pracy nad sobą mogą oczywiście przybierać formę negatywną: „nie będę tego, nie będę tamtego…”, jednak o wiele istotniejsze są postanowienia dotyczące miłości: „będę to lub tamto…”. W życiu nie chodzi tylko o to, by nie czynić zła, lecz przede wszystkim idzie o uobecnienie dobra! Nie udaje się ugotować zupy  z przepisu negatywnego, w rodzaju: „Nie wrzucaj tam pietruszki, nie wrzucaj śliwek itd.”. Podobnie jest z miłością – nie tyle chodzi, by czegoś nie robić, ale o to, by robić COŚ!” (s. 184)

Myśli poukładane

Jezus mówi coś bardzo oczywistego: że w każdej chwili na każdego z nas może się zwalić jakaś wieża, jak ta w Siloam (Łk 13,4), że mordercy przychodzą niespodziewanie, że każdego może dopaść zawał serca – więc nie można zwlekać z przynoszeniem owoców. Chwilę, która nam jest dana, trzeba wykorzystać. (str.62)

Ten i wiele innych fragmentów towarzyszą mi po lekturze książki ks. Adama Bonieckiego MIC „Powroty z bezdroży”.

Książka krótka, można ją pochłonąć w kilka godzin. Można też wziąć ją i czytać fragmentami – na cały Wielki Post. Bo tak właśnie jest napisana – by towarzyszyła w poście. Ale nie tylko post jest dobrym czasem na tę lekturę.

Według mnie daje światełka, myśli. Co z nimi zrobi czytelnik – tylko od niego zależy. Ja osobiście polecam. Wrócę do niej nie raz. Po to by dotykały mnie „kawałeczki”. Po to by móc się oderwać od pewnych oczywistości w rozumieniu Pisma. Po to by stawać się lepszym.

Wolność!

Znam niewiele książek z psychologii i duchowości, które mogłabym polecić bez wahania.

Zaskoczona jestem pozycją wydawnictwa eSPe „Odzyskaj swoje życie”. Dawno nie czytałam czegoś tak…dobrego!

Książka zapowiadała się jako pozycja trudna. Gdy zaczęłam pobieżnie ją przeglądać zobaczyłam ile w niej psychologicznego słownictwa. Pomyślałam, że czeka mnie powrót do czasu studiów. Owszem – uwielbiam te klimaty – pomyślałam jednak jak czytałoby się to osobie, która z psychologią nie ma zbyt wiele styczności? Muszę przyznać jednak, że sama treść napisana jest w tak przystępny sposób, że czyta się łatwo i…przyjemnie? Nie do końca przyjemnie – lektura dotyka ważnego tematu.

Dotyka staje się tu słowem – kluczem. Porusza te obszary ludzkiej psychiki i duchowości, które na co dzień zakryte wstydem i bolesną przeszłością zakopujemy na potem bądź na nie dotykaj, bo zaboli. Ilość moich notatek i poprzyklejanych fiszek jest tego dowodem. Mnie ta lektura poruszyła niesamowicie i nie mogłam się od niej oderwać.

Autorzy zaczynają od opisu życia reaktywnego (czyli takiego, gdzie nie ma się wyboru, ale reaguje się automatycznie, gdzie brak zaufania do innych, Boga i siebie oraz ucieczka przed własnymi uczuciami i emocjami jest czymś tak mocno wdrukowanym, że nie sposób żyć inaczej). Opis oparty na autentycznych przykładach z życia autorów i spotkanych przez nich ludzi sprawia, że lektura staje się bliższa sercu. Jak rozmowa z przyjacielem, który czuje tak jak ja, który zna moją historię. Dużym plusem tej pozycji jest to, że autorzy podeszli do problemu kompleksowo. Opisując mechanizmy działania naszych życiowych dramatów i niedoborów sięgnęli do czasu dzieciństwa czy do spraw często pomijanych – jak np. mechaniczne uszkodzenia mózgu. Dlaczego tak reagujemy? Dlaczego jesteśmy nieszczęśliwi w relacjach? Dlaczego Bóg nas opuścił?

Nie są to zdrowe reakcje, nie prowadzą do uzdrowienia, raczej oddalają od nadziei i szansy na zmianę. Wypracowaliśmy je jako środek przetrwania, jednak teraz powstrzymują nas od życia w pełni. Ponieważ wydają się nam naturalne, nie jesteśmy w stanie (albo nie chcemy) zobaczyć, że nie są czymś jedynym, co nam pozostało. (str.79)

Książka zawiera wiele opisów różnych mechanizmów. Warto dokładnie się z nimi zapoznać, by móc odnaleźć w nich kawałek swojej historii. W jakim celu? By móc skorzystać z drugiej części książki, w której autorzy szukają skutecznej recepty na dotychczasowe życie pełne bólu.
Leczenie rozpoczyna się wtedy, kiedy możemy zidentyfikować i zrozumieć swoje zranienia (str. 58)

Lektura uczy mówić NIE bądź TAK wtedy, gdy tego naprawdę chcemy, a nasze chcenie jest rezultatem zdrowego podejścia. Autorzy zachęcają do znalezienia sobie zaufanej osoby, która będzie nam towarzyszyła w drodze ku uzdrowieniu. Opisują jak krok po kroku wyjść ze starych przyzwyczajeń, które prowadzą do pełni życia.

Czy ta książka jest dla każdego? Myślę, że tak. Być może nie przeżyłeś w swoim życiu żadnej traumy i nie masz problemu w nawiązywaniu relacji. Ale nie sposób nie zgodzić się z autorami, że każdy z nas ma jakieś braki – często ukryte i nieuświadomione. Mnie ta lektura pomogła poukładać to co po wielu latach pracy nad sobą już wiedziałam. Ale dostrzegałam w trochę innym świetle niż teraz. Przede mną długa droga – ale chcę ją podjąć. By żyć więcej i bardziej niż dziś, niż jutro – każdego dnia bardziej – z samym sobą, Bogiem i drugim człowiekiem.

Teraz jednak rozpoczęliśmy odzyskiwać nasze życie, które, jak kiedyś uważaliśmy, było bezpowrotnie stracone. Poszukiwanie strategii przeżycia zostało zastąpione przez szukanie czegoś więcej. Obecnie poszukujemy prawdy i mądrości Boga, który prowadzi nas we wszystkim, co robimy. To właśnie one będą charakteryzować nasze życie. Zostaliśmy umocnieni, by szukać prawdy o nas samych. Chcemy rozumieć, dlaczego wybieramy to, co wybieramy, oraz dlaczego pozwalamy na to, na co pozwalamy. Chcemy wiedzieć, co stoi za uczuciami, których każdego dnia doświadczamy. Szukamy prawdy bez zniekształceń czy manipulacji. Nigdy nie przestajemy tego robić, bo chcemy, aby nasza historia stała się częścią dziejów królestwa Bożego. (str. 243)

Dziękuję wydawnictwu eSPe za możliwość przeczytania tej książki

Tytuł:„Odzyskaj swoje życie”
Autor: Stephen Arterburn, David Stoop
Wydawnictwo: eSPe
Liczba stron: 264
Cena: ok.35 zł

Msza Święta z dziećmi

  • Co masz ciekawego? Ale fajna książka – mówi proboszcz do 4 letniego Jaśka – a co tu jest
  • Organy – odpowiada mój syn.
  • O, jak będziesz dorosły to pewnie zostaniesz organistą, co?
  • Nie chcę być organistą! Chcę być człowiekiem.

Książeczka miała nam pomóc przeżyć spokojną Mszę. Działało do kazania. Potem bywało różnie. Wycieranie gołym brzuchem zimnej posadzki, biegi przez przeszkody, krzyki, piski, ogólny szał.
Tak jest na Mszy z dziećmi – obojętnie czy jest to Msza dla dzieci, czy taka dla całej parafii. Są rzeczy, które się nie zmieniają.
  • Uspokój ją! – mówi z wyrzutem starsza pani do nastolatki, która przyszła z małą siostrą na Mszę dla dzieci.
  • A co ja mam zrobić? – pyta dziewczyna.
  • Za ucho ją! Niech się nauczy! – warczy kobieta.
Myślę – po co przyszła na Mszę dla dzieci skoro te jej przeszkadzają? I po co usiadła w ostatniej ławce, skoro widzi, że z tyłu maluchy wędrują? Nie wiem…

Nie jestem zwolenniczką przywiązywania dziecka do ławki. Pozwalam synom na chodzenie z tyłu kościoła, gdzie nie biegają nikomu pod nogami. Nigdy nie mieliśmy problemu z jedzeniem na Mszy – zwyczajnie od początku nic nie dawaliśmy i dzieci się o to nie upominają. Mimo to spokój jest wyzwaniem niczym wejście na szczyt góry. Gdy nadaktywność bierze górę po przydługim kazaniu mam chęć wystrzelić się w kosmos. Uciekanie, wycieranie sobą posadzki – to tylko początek długiej listy dziecięcych pomysłów.

Jaś ma etap na zadawanie pytań. Postanowiliśmy to wykorzystać. W Wydawnictwie Barnardinum znalazłam dwie bardzo fajne książeczki, które – muszę przyznać, pomagają nam bardzo.
Mała, tekturowa pozycja „W kościele” na początku mnie zawiodła. Spodziewałam się czegoś z tekstem, a tym czasem to same obrazki. Matka załamana, dziecko jednak szczęśliwe. Moim synom bardzo się ta książeczka spodobała. Jaś ogląda i pyta o każdy rysunek i jego znaczenie. Zaprowadziło to nas ostatnio do zakrystii by mógł z bliska zobaczyć komunikanty. I sprawiło, że chciał słuchać o przeistoczeniu i … w końcu możemy czasem spokojnie przeżyć ten etap mszy, bo Jaś wpatruje się wtedy w to, co dzieje się na ołtarzu.

Gdy starszak rzuca ją na mszy w kąt, przechwyca ją młodszy brat. Dwie pieczenie na jednym ogniu? (na jednej książce?:)). Tak!


Druga to „O Mszy Świętej. Rozjaśnić tajemnicę”. Podobna do pierwszej, choć wydana na miękkim papierze, więc raczej dla dzieci starszych (Wydawca sugeruje wiek odbiorcy na 3-7 lat). U nas również bardzo się sprawdza.



Starszy syn zaczął więcej rozumieć, Msza przestaje być nudnym przedstawieniem, a zaczyna być spotkaniem. Czy nie o to chodziło?
Wiem, że jeszcze długa droga przed nami…
Czasem zastanawiam się na ile dziecku pozwolić na Mszy? Ile ludzi, tyle opinii – każdy ma swoją granicę dobrego smaku, dbania o spokój innych kosztem okiełznania pomysłów małej głowy. Znam ludzi, którzy przestali zabierać dzieci na Mszę, bo nie potrafili opanować spokojnie ich nadaktywności. Czasem też dopada mnie zniechęcenie – gdy zdarzają się Msze, że Jaś cały czas marudzi i ucieka z kościoła. Nadzieją dla mnie są jednak momenty, gdy razem z innymi modli się słowami Ojcze nasz albo wpatruje się w Jezusa przy przeistoczeniu.
A Ty? Masz jakieś złote środki na dziecięce pomysły podczas Mszy?


Dziękuję za każdy pozostawiony po sobie ślad – komentarze mile widziane, również te mniej pochlebne.
Chcesz wiedzieć o nowych wpisach na bieżąco? Zapraszam na mój funpage
Biegnąc pod wiatr
Masz pomysł na kolejną recenzję na tym blogu? Daj znać o czym chciałbyś przeczytać – zobaczę co się da w tej sprawie zrobić.
Jeśli uważasz, że warto – udostępnij, puszczaj w świat. Może ktoś tego teraz potrzebuje?



"Bajki kameruńskie"

„Bajki kameruńskie” to, jak głosi napis na okładce, najpiękniejsze opowieści dzieci afrykańskich. Zebrała je i spisała s.Tadeusza Frąckiewicz, misjonarka pracująca w Kamerunie od 18 lat.

We wstępie siostra pisze o pochodzeniu tych opowieści. Mnie z trudem przychodzi nazywanie ich bajkami – nie są to teksty do poduszki dla małych dzieci. Są historiami, które ukazują kulturę i sposób myślenia plemienia żyjącego w Kamerunie.
Bajki te poruszają i pokazują wartości, jakimi należy się kierować – prawdę, miłość, poświęcenie, szacunek. Bohaterami są ludzie, zwierzęta, duchy, zjawiska przyrody. Często są to rzeczy, których małe dziecko w Polsce nie doświadcza. W Afryce jednak dzieci żyją inaczej i inaczej postrzegają otaczający je świat. Te różnice kulturowe wyczułam czytając opowieści mojemu synowi – wielu z nich nie zrozumiał. Myślę, że niejeden 4latek miałby z tym podobny problem.
W naszym społeczeństwie nie siedzimy przy ognisku słuchając opowieści starszych. Nie widzimy jak tato wraca z polowania, nie żyjemy w namiotach wśród zwierząt, doświadczając różnych zjawisk przyrody. Dzieci afrykańskie mają to szczęście! To zasadnicza różnica. Może być przeszkodą w rozumieniu tych treści. Może też być jednak bramą do innego świata – bajkowego, to prawda. Mój 4latek znalazł w książce kilka opowieści, które bardzo polubił. Traktują o przyjaźni i szczęściu. Uczą jak należy żyć wśród innych. A przede wszystkim – w nich zawsze zwycięża dobro! Gdy dorośnie – dojrzeje do reszty książki. Na razie jest to dla niego świat bajkowy.
Książka wydana jest pięknie – bardzo ładna sztywna okładka zachwyca przy pierwszym kontakcie. Obrazki wewnątrz są dopełnieniem tego zachwytu. Jestem pod ogromnym wrażeniem tego jak została wydana.
Polecam dorosłym (w szczególności) i dzieciom, które ciekawe świata są w stanie dotknąć czegoś, czego na co dzień nie doświadczają.


Dziękuję Wydawnictwu Esprit za lekturę!
Tytuł: „Bajki kameruńskie”
Autor: s. Tadeusza Frąckiewicz
Wydawnictwo: esprit
Liczba stron: 128
Cena: 27,90 zł



Chcesz wiedzieć o nowych wpisach na bieżąco?
Zapraszam na mój funpage Biegnąc pod wiatr


Katastrofa na plaży

Wydawnictwo PROMIC wydało kolejny, siódmy tom z serii „Twój Anioł z Nieba” – tym razem pod tytułem „Katastrofa na plaży”. Rodzina Dobrzyńskich (rodzice z trójką dzieci) wybrała się na wspólny urlop nad morze. Jednym z głównych bohaterów jest Antek.



Mimo wakacji nie wszystko układa się po myśli chłopca. Jest bardzo smutny, ponieważ musi bawić się sam. Rodzice zajmują się głównie najmłodszym dzieckiem – małą siostrzyczką bohatera. Na pomoc przyjacielowi przylatuje jego Anioł Stróż. Czy to będzie oznaczać koniec kłopotów chłopca? Antek wpada na pomysł, że będzie wyręczał wszystkich w obowiązkach – tak by rodzice znaleźli dla niego czas. Niestety nie wychodzi mu to zbyt dobrze – katastrofa to idealne określenie jego działań. W końcu przyznaje tacie, że brakuje mu towarzystwa rodziców. Ten obiecuje mu lody tylko we dwoje, co zmienia diametralnie nastrój Antka. Bajka kończy się opisem wspólnej budowy fortu przez całą rodzinę na plaży.
Dla mnie ta opowieść niesie ze sobą bardzo ważne przesłanie – każde dziecko potrzebuje zainteresowania i chwili z rodzicami na wyłączność. Myślę, że jest to szansa dla każdego rodzica – spojrzenie na świat oczami dziecka.
Mój 4 letni synek chętnie słuchał opowieści, choć nie wszystko z niej rozumiał. Polecam lekturę bardziej dla dzieci w wieku wczesnoszkolnym. Nas zainspirowała ona do kolejnej rozmowy o aniołach, którzy są dla nas pomocą w trudnych sytuacjach.
Dużą zaletą tej publikacji są obrazki – bardzo ładne i współgrające z tekstem. Duże litery mogą być też pomocne początkującym czytelnikom w samodzielnej lekturze. Tę pozycję bez wahania polecam!




Dziękuję Wydawnictwu PROMIC za lekturę!
Tytuł: „Katastrofa na plaży”
Autor: Edmond Prochain
Wydawnictwo: PROMIC
Liczba stron: 64
Cena: 14,90 zł


Chcesz wiedzieć o nowych wpisach na bieżąco? Zapraszam na mój funpage
Biegnąc pod wiatr

Dziecięce opowieści o Bogu

Na rynku wydawniczym wiele jest pozycji dla dzieci, które miałyby przybliżyć im wiarę. Przyznam jednak, że większość z nich nie sprawdza się w naszym domu. Napisane są albo zbyt infantylnie, albo zbyt trudno jak dla małych dzieci. Trafiłam jednak na dwie pozycje, które moi synowie uwielbiają. Obie wydane są przez wydawnictwo Jedność.
„Arka Noego” przybyła w nasze progi już trzy lata temu jako prezent na chrzest starszaka. Jaś od kiedy sięgam pamięcią godzinami potrafił oglądać tę książeczkę, do znudzenia (bardziej mojego, niż jego…). Dziś przeszła na własność młodszego brata, który od razu szuka strony z pieskiem (po co? By poudawać szczekanie i bić sobie brawo – a jakże!). Samą książeczkę też bardzo chętnie ogląda oraz słucha historii, którą recytuję już nawet wyrwana ze snu. Historia jest prosta, rymowana – bardzo wpada w ucho, przyjemnie się jej słucha. Jest wystarczająco krótka by nawet roczne dziecko nie nudziło się i nie przerwało czytania w trakcie. Twarde, mocne strony – mimo używania jej już trzy lata niewiele jest oznak eksploatacji. Zdecydowanie polecam na prezent – na chrzest, roczek, inne okazje. Myślę, że dla dziecka do dwóch lat jest zdecydowanie wystarczająca, a zarazem uczy o dobroci Boga.



Druga pozycja to „Biblijne historie o tym, jak Bóg pomaga ludziom”. Szukałam w księgarni Pisma Świętego dla 3,5 letniego syna. To, które miał niezbyt go interesowało. Teraz wieczorami prosi „poczytaj mi nową Biblię” – i od razu wiemy co ma na myśli. Historie są krótkie, napisane prostym językiem. Ilustracje wyraziste i sugestywne. Bardzo dobrze dobrana treść do szaty graficznej sprawia, że po każdej przeczytanej opowieść Jaś prosi by opowiedzieć mu również co jest na obrazku. Niektóre z opowieści stały się już jego ulubionymi. Zdecydowanie polecam dla dzieci w wieku 2-5 lat.



Tytuł: „Arka Noego”
Autor: Barbara Żołądek
Wydawnictwo: Jedność
Liczba stron: 32
Cena: ok. 6 zł

Tytuł: „Biblijne historie o tym, jak Bóg pomaga ludziom”
Autor: Juliet David
Wydawnictwo: Jedność
Liczba stron: 104
Cena: ok. 26 zł

Prezent dla dziecka

Nie wypada nie cieszyć się z prezentu, prawda? A co jeśli ten prezent jest tak nietrafiony, że nie wiesz czy go wyrzucić, sprzedać czy nie wiadomo co jeszcze? A co jeśli nie ty go dostałeś, ale twoje dziecko? O, zgrozo! Przecież zabawki dziecka nie oddasz, prawda? Nie twoje?! Nie ruszaj!!
No właśnie… Niebawem urodzę po raz drugi. Stąd ten post – prośba o litość. Przeczytaj proszę do końca. Jeśli jesteś rodzicem, dopisz czego ty też nie chcesz i/lub co bardzo chciałbyś dostać dla swojego dziecka. Wypowiedzmy to głośno, a nóż ktoś usłyszy?
5 ZAKAZANYCH PREZENTÓW
  1. Pluszaki – mam całą armię stojącą w pokoju pod ścianą. Służą do łapania kurzu. Sporadycznie do siedzenia lub leżenia na nich. Jaś lubi tylko psa od ojca chrzestnego, reszta stoi i …kurzy.
  2. Skoro mowa o pluszakach to… spójrz na wielkość prezentu zanim go kupisz. Czy chciałbyś w domu quada? Postaw go sobie na środku pokoju i próbuj omijać po pijaku – bo tak często chodzą małe dzieci. Da radę? No to kupuj! Nie zapomnij tylko, żeby zmieścił się w drzwiach, bo cię razem z nim na balkon wystawią.
  3. Lubisz dźwięk syren alarmowych? Nie? Oj… To sprawdź jak głośno i piskliwie grają zabawki, które chcesz komuś wręczyć.
  4. Masz słabość do poduszeczek, kocyków i innych słodkich gadżetów? Zanim kupisz – zastanów się czy sam chciałbyś to dostać. I zapytaj czy rodzicom domyka się szafa, bo pewnie jakąś kolekcję już mają…
  5. Lubisz gryźć plastik? A dzieci gryzą – wszystko. Zanim kupisz grzechotkę, autko, cokolwiek – sprawdź czy się nie rozpadnie po zderzeniu z podłogą (bo zderzy się na bank i to nie raz) i czy nie ma elementów łatwych do połknięcia. Lepiej nie kupić nic niż dać bubel, który może i ładny, ale…niebezpieczny.
Miało być 5, no dobra… Ale powiem jeszcze jedno – słodycze. Zanim dasz je do ręki dziecku zapytaj rodzica czy małemu nie zaszkodzi. Jaś nie może jeść czekolady. Kończy się późniejszym płaczem. Jak dasz – pomyśl, że ta słodka przyjemność nie dla wszystkich może być taka słodka.
5 PREZENTÓW, KTÓRE UCIESZĄ DZIECKO I MNIE
  1. Coś na pamiątkę – my przechowujemy kartki Jaśka w pudle. Te z urodzin, chrztu. To zostanie na lata. Fajna kartka – duża radość. Podobnie fajne zdjęcia, albumy (ale może niekoniecznie takie, które wypełniać musi mama?). Co kto lubi…
  2. Książeczki – mamy ich cały karton, ale mają to do siebie, że dziecko do nich wraca. Jaś kocha takie gadające. Kilka dni temu wygrzebał w bibliotece coś takiego (http://www.wydawnictwoolesiejuk.pl/katalog/363141/?tx_mzksiegarniaklient_pi1[temat]=12 ) i się z tym nie rozstaje – do kupienia w każdym supermarkecie. A swoją drogą – nasza biblioteka jest the Best!
  3. Zabawki adekwatne do wieku. Jaś ma fazę na kredki, tablice magnetyczne, puzzle, autka, kolorowanki z naklejkami. Mamy mądrych i fajnych Przyjaciół – Jaś dostaje właśnie to! Ostatnio tak długo męczył kolorowanki od Cioci Krysi i Wujka Piotrka aż już nie było ani naklejek ani rysunków do kolorowania. I wiesz co? Stwierdził, że jak nie da się nic zrobić, to trzeba zanieść do śmieci… Mądre dziecko, co? Prezent, który nie zagraca – bezcenny! A kosztuje tak niewiele…
  4. Zabawki interaktywne – też adekwatne do wieku. Gadający (uwaga! Gadający, nie wrzeszczący!) telefon, który uczy liczyć? U nas hit!
  5. Niby oczywiste, ale najmniej spotykane – pieniądze, karty podarunkowe (Smyk, Empik…). Rodzice wiedzą czego potrzeba ich dzieciom – naprawdę…
A może tak jeszcze??? Ubrania, kosmetyki, pieluchy, ręcznik z imieniem? Warto zapytać rodziców czego im trzeba – by tak jak ja nie błagali o litość bądź nie wyganiali na balkon. A że chciałam wyganiać – to już niektórzy wiedzą – doświadczyli na własnej skórze.
I jest coś jeszcze… Bardzo ważne!!! ŻADEN prezent nie da tyle co spotkanie – dzieci tak jak i dorośli potrzebują przede wszystkim zainteresowania. A bawić mogą się garnkami, tak jak Jaś, ot co! Ciociu Agato (zwana Atą) – prawda, że można bawić się wszystkim, nie?  A i mama da ci mega buziaka jak choć na chwilę zajmiesz się jej najcenniejszym skarbem

Rodzicem być

Miał być wpis o chrzcie. Był – teraz o byciu rodzicem. Nie tylko biologicznym.
W Polsce przyjęło się, że dzieciom się nie odmawia. Jest moda, że jak poproszą cię byś został rodzicem chrzestnym to wypada się zgodzić. Nawet jak nie wierzysz Bogu, nawet jeśli nie planujesz pomóc w chrześcijańskim wychowaniu, nawet jeśli w ogóle nie chcesz pomóc w wychowaniu dziecka – zgadzasz się. Bo dziecku się nie odmawia.
Biedne są dzieci, które swoich chrzestnych znają tylko z pierwszej Komunii, ślubu i ewentualnie bierzmowania (choć to już rzadziej). Zdarzają się tacy rodzice, którzy zjawiają się raz do roku – w urodziny bądź w święta. Są tacy rodzice, których dziecko nie zna bądź nie pamięta. Pytanie – dlaczego??
Przecież bycie rodzicem chrzestnym to zobowiązanie. To przywilej. To obowiązek i obietnica złożona Bogu, dziecku i jego rodzicom.
A jakim chrzestnym ja jestem?
Mam dwoje chrześniaków. Za oboje się modlę. Chcę być obecna w ich życiu. Czasem są pewne trudności – np. gdy rodzice dziecka nie chcą utrzymywać z nami kontaktu albo gdy czekają TYLKO na prezenty nie czekając na nas. To są realne przeszkody i problemy z którymi trzeba się zmierzyć. Nie zostawić dziecka. Czasem można dać tylko i aż modlitwę. Czasem można dać całego siebie.
Chciałabym być rodzicem obecności. A Ty?
P.S. Nic tak dobrze nie podsumuje jak słowa Bernadki (dziękuję Ci za nie!).
„A co do bycia rodzicem chrzestnym. To fajna sprawa. Trzeba przyznać że jest to też odpowiedzialna rola, bo bycie chrzestnym nie ma być dbaniem o sprawy materialne dziecka, jak większość uważa, lecz nauczaniem o Bogu ( oczywiście tylko jako pomoc rodzicom, bo na nich spoczywa najbardziej ten obowiązek) i kształtowaniem duchowości młodego człowieka w kierunku Jezusa. „

Modlitwa dziecka

W ostatnim „Szumie z nieba” trafiłam na bardzo ciekawy artykuł Hanny Szalińskiej o modlitwie i wierze dziecka („Abrakadabra – czy wielka obietnica” z numeru dostępnego tutaj http://odnowa.jezuici.pl/sklep/2017/968-Pliki-Szum-z-NIeba-nr-2017-1.html). Z każdym kolejnym zdaniem dostrzegałam jak modlitwa mojego trzylatka jest bardziej prosta, ufna i bezpośrednia niż…moja modlitwa.
Mnie dorosłemu nie wypada przecież krzyczeć, że chcę ładną pogodę by iść na spacer. Ja dorosła nie pomodlę się by dziadkowi odrosła ręka. Ja dorosła będę liczyła na siebie jadąc zatłoczoną ulicą, gdy moje dziecko mówi a poprosimy Jezusa żeby przestał padać deszcz?.
Mój jakże ufny trzylatek bardzo długo modlił się Ojcze nasz, któryś jest na ziemi. Nie mogłam mu wytłumaczyć i wtłoczyć wersji „poprawnej”, „który jesteś w niebie”. W końcu zapytałam „o co ci Jaśku chodzi z tym jesteś na ziemi?”. Odpowiedź jakże prosta – mówiłaś, że Jezus jest zawsze ze mną, a ja jestem przecież na ziemi, a nie w niebie. W niebie są anioły. I dziadek. A ja jestem tutaj z Jezusem przecież. No przecież….
Ostatnio częściej modliliśmy się spontanicznie. Jaś prosił o zdrową rękę dla dziadka, o zdrowie dla babci (i żeby mogła do nas przyjechać i się ze mną bawić – co by nie było). Ale jedna prośba rozbawiła mnie do łez i żeby Pan Jezus był zdrowy i Jego Mama Maria też. No więc czego mogę Wam życzyć? I sobie też?
Módlmy się z dziećmi. Może czegoś się od nich nauczymy?