poniedziałek, 30 lipca 2018

„Mój pomysł na życie”

Kilka dni temu trafiła do mnie książka Elżbiety Kosobuckiej Mój pomysł na życie. Nie ukrywam, że tym razem kolejność była inna niż zwykle – najpierw poznałam Autorkę, później dzieło. Gdy Ela powiedziała mi o swojej powieści, byłam jej bardzo ciekawa. Po przeczytaniu recenzji na stronie Subiektywnie o książkach – jeszcze bardziej. Skoro Wioli się podoba, to warto – pomyślałam!



Przyznam jednak, że czuję się zaskoczona. Jestem trochę rozdarta pomiędzy niczym nie zmąconym zachwytem, a stwierdzeniem, że nie wszystko mi się podobało. Dlaczego?

Pierwszy rozdział powieści czytałam bardzo długo i ciężko było mi przez niego przebrnąć. Zbyt wiele epitetów, szczegółowych opisów – wszystko to wydawało mi się jakoś nad wyraz, naciągane. Z przeczytanych wcześniej recenzji wiedziałam jednak, że warto czytać dalej.

Cieszę się, że nie rzuciłam książki w kąt! Mimo tego, że czasem odnosiłam wrażenie, że czytam erotyk (przez, jak dla mnie, zbyt rozbudowane opisy zbliżeń intymnych bohaterów), to fabuła wciągała mnie niezwykle mocno.

Główna bohaterka, Melody Sawicka, początkowo mnie irytowała. Miałam wrażenie, że zachowuje się jak rozkapryszone dziecko w sklepie z zabawkami. Z czasem okazało się, że nic nie jest oczywiste… Melody to wzięty bankowiec, kobieta sukcesu, z zewnątrz – osoba bardzo wyzwolona. Ale to tylko pozór. Wewnątrz jest kobietą spragnioną miłości i bezwarunkowej akceptacji. Kobietą, która w życiu kieruje się twardymi zasadami nie pasującymi do wyzwolonego świata.
Bohaterka w nietypowych okolicznościach poznaje Pawła. Tutaj akcja nabiera niesamowitego tempa, każda kolejna strona opowieści była dla mnie zaskoczeniem. Były momenty, że nie mogłam (i nie chciałam!) się od niej oderwać. Wiele wątków, zdarzeń, ludzkich historii.

Gdy wydawało się, że Melody i Paweł stworzą związek sielsko anielski pojawił się problem. To przewartościowuje każde wydarzenie, zmienia bohaterkę, pokazuje świat z innej perspektywy.
Co ma z tym wspólnego realizacja marzeń z dzieciństwa i dlaczego Melody zostaje wolontariuszem dziecięcego hospicjum? Czy ona i Paweł będą razem? Jak potoczą się losy bohaterów? Jakie wartości będą wyznawać?

Książka pełna zaskoczenia. Mimo drażniących mnie opisów, pełna głębi i spojrzenia tam, gdzie na pozór mało kto patrzy. Tęsknota, za tym co nieosiągalne. Miłość tam, gdzie najmniej się jej spodziewamy.
Na okładce książki widnieją słowa:
Powieść, która zaprasza kobiece serca do podążania własną drogą, odkrywania siebie
Czy w moim sercu coś się zmieniło? Tak. Jest mocne przesłanie, które zapewne jeszcze wiele dni we mnie zostanie.

Polecam!
Dziękuję Autorce i Wydawnictwu Videograf za egzemplarz recenzencki!

Tytuł Mój pomysł na życie
Autor Elżbieta Kosobucka
Liczba stron 352
Wydawnictwo Videograf

„Hazo Mena. O marzeniach z Czerwonej Wyspy” – misjonarz na Madagaskarze.


Hazo Mena. O marzeniach z Czerwonej Wyspy Daniela Kasprowicza to dla mnie najtrudniejsza książka ostatnich tygodni.

Czy można powiedzieć, że opowieść o umierających z głodu i niedostępności leków dzieci jest fajna? Czy można choćby pomyśleć, że super jest opowieść o tym, jak się zabijają, oszukują, porzucają? Nie można.

Mimo to książka Kasprowicza jest fenomenalna. Piękna w prawdzie i szczerości, które przebijają się w każdym zdaniu. Mocna w opisach tak realistycznych, że miałam wrażenie, że jestem razem z nim na Madagaskarze. To historia, która poruszała moje serce, mój umysł, moje pragnienia. To historia walki – świeckiego misjonarza, który wyjechał na Czerwoną Wyspę i oddał serce temu co robił, a robił wiele.



Na kartach książki znajdziemy wiele postaci, które pojawiły się w życiu podróżnika – często są to podopieczni domu dziecka i ich rodziny. Jeszcze częściej chorzy, którzy pojawiają się w ośrodku, który współtworzył i w którym pomagał chorym na np. malarię, tyfus czy umierające ze skrajnego niedożywienia niemowlęta.

Gdy wzięłam tę książkę do ręki pierwszy raz – płakałam. Oglądałam zdjęcia wygłodniałych dzieci (Wydawnictwo Bernardinum wiedzie prym w bardzo porządnym i estetycznym wydaniu książek z porządnymi fotografiami!). Po przeczytaniu wstępu zgadzałam się z Autorem – nie każdy powinien tę książkę czytać.


Dlaczego?
Opowiada o niezwykle trudnej rzeczywistości – pełniej bólu, choroby, śmierci. Nie każdy ma w sobie tyle sił by te historie udźwignąć i nie rozpaczać nad losem „tych tam, daleko”. Czy nie jest tak, że czasem rzeczywiście rozpaczamy patrząc na wygłodzone afrykańskie dzieci, a tak naprawdę mijamy je obojętnie? Kasprowicz nikogo z obojętnością nie mijał i to mocno przebija się w tej historii.
W ciągu pięciu dni medycznego posługiwania mieszkańcom Ankiripika przebadałem trzysta dwadzieścia sześć osób. Chorowały przede wszystkim dzieci – na malarię, zapalenie płuc, dur brzuszny i zakażenia pasożytnicze. Wykonałem ponad sto zastrzyków i kilkanaście opatrunków oraz podłączyłem dwie kroplówki (coś zupełnie nowego dla tej ludności). Rozdałem blisko dwadzieścia kilogramów lekarstw. Po raz pierwszy od dłuższego czasu poczułem, że zrobiłem w życiu coś naprawdę dobrego.
Str. 306
Ta książka nie jest jednak zestawem ludzkich dramatów – pojawiają się tu też opowieści typowo podróżnicze, poznajemy autora od prywatnej strony – choćby wtedy, gdy opisuje tęsknotę za domem, czy malgaskie przyjaźnie. Wielkim szokiem i podziwem było dla mnie to, że autor nauczył się lokalnego języka by móc być bliżej drugiego człowieka. I we wszystkim co robił szukał sensu i Boga – tak przynajmniej odczytywałam wzmianki, które tego dotyczyły.
Pragnę patrzeć szeroko otwartymi oczami. Pragnę doświadczyć całym sobą. Pragnę czerpać z życia pełnymi garściami.
Str. 348
Uwierzyłam Kasprowiczowi, jego opowieść jest bardzo szczera i autentyczna. Czasem miałam wrażenie, że podawał nam na tacy swoje serce – wtedy, gdy opowiadał o swojej tęsknocie za Polską, za rodziną i przyjaciółmi, czy wtedy gdy płakał po śmierci przyjaciela.

Historia Stephano, który zmarł z powodu nowotworu była dla mnie jedną z najbardziej przejmujących. Tutaj zderzyło się pragnienie życia z niedostępnością możliwości leczenia. To co było wykonalne w Europie, na Madagaskarze było niedostępne. Chłopak umierając pytał medyka czy wróci do szkoły. Kasprowicz mnie zaskoczył tym, że go…okłamał. Nie chcąc zabierać mu reszty nadziei, skłamał. To wyznanie i powiedzenie o tym wprost ujęło moje serce. Więcej nie potrzebowałam. Choć autor opowiada, że wtedy jego serce zamknęło się na ludzki ból – widziałam, że nadal oddawał się bez reszty swojej służbie.

O tym jest ta opowieść – o życiu, śmierci, bólu i radości. O utraconych szansach i szukaniu dróg wyjścia. Wszystko to napisane lekkim i przystępnym stylem, pochłaniałam stronę za stroną.
Ostrzegam, by po tę książkę nie sięgały osoby zbyt wrażliwe. Nie wszystko dla wszystkich… Tych, którzy się odważą zapewniam, że nie pożałują – moje serce po tej lekturze jest inne. Mam nadzieję, że lepsze. Kasprowicz stworzył rzetelny reportaż, który warto poznać.

Dziękuję Wydawnictwu Bernardinum za możliwość lektury!

Tytuł Hazo Mena. O marzeniach z Czerwonej Wyspy
Autor Daniel Kasprowicz
Wydawnictwo Bernardinum
Liczba stron 320

Książkę można nabyć na stronie Wydawnictwa Bernardinum w cenie 39, 90 zł.
Autor we wstępie do książki wspomniał o tym, że część z marży zostanie przeznaczona na dalszą pracę misyjną oraz pomoc głodnym i potrzebującym na Madagaskarze.

„Małe grzechy dużo znaczą”

Czasem sięgam po książkę z poczuciem, że zapowiada się trudna walka. Nie dlatego, że mi się nie chce – raczej dlatego, że tytuł, okładka, biografia autora wręcz do mnie krzyczą: nastaw się na trudny tekst!



Tak też było w tym przypadku. Nastawiłam się na zawiłe teologiczne rozważania, dostałam jednak świadectwo życia i codzienności. Spodziewałam się trudnego języka, dostałam przystępną, codzienną, wciągającą narrację. Dałam się nabrać i zaskoczyć. Jakże pozytywne było to zaskoczenie!



Elizabeth Scalia mówi o własnym doświadczeniu, ze swojej perspektywy. Gdy przeczytałam na okładce, że jest oblatką benedyktyńską, pomyślałam, że mamy ze sobą niewiele wspólnego. Tutaj też byłam w błędzie! Bardzo mocno czułam to o czym kobieta pisze i jak patrzy na świat. Jej szczerość, prostolinijność i sposób w jaki opowiada sprawił, że pochłonęłam tę lekturę bardzo szybko – choć po każdym rozdziale robiłam sobie przerwę na osobiste przemyślenia.

Czy sam tytuł nie odstrasza? Co oznacza termin „małe grzechy”? Na samo słowo grzech często budzi się we mnie niechęć. Postanowiłam jednak zobaczyć co chce powiedzieć autorka i czy rzeczywiście przekona mnie do tego czy wie jak skończyć ze złymi nawykami, zanim one wykończą nas?
Elizabeth wskazuje na trzynaście różnych rzeczy – możemy nazwać je wadami, skłonnościami, nawykami – wszystkie jednak prowadzą do grzechu.
  • Lenistwo i marnowanie darów, gdy wszystko odkładam na później.
  • Nadmierne skupianie się na sobie, przy którym autorka proponuje Ignacjański Rachunek Sumienia, który jest mi osobiście bardzo bliski. Opowiedziała też mocną historię tego jak przechwalała się w towarzystwie i do czego to doprowadziło.
  • Niedbanie o siebie – a przecież jesteś dziełem Boga – wyglądaj więc jak dzieło! Pięknie i mocno mówi tutaj o tym, że nie czuła się godna tego, by „reklamować” samą siebie. Z drugiej strony opowiada historię kobiety, którą oceniła ze względu na jej niechlujny wygląd i później okazało się, że być może straciła szansę na piękną i głęboką relację.
  • Dopieszczanie się drobnymi przyjemnościami, które prowadzą do zacierania granic. Autorka zachęca tu do rozmowy ze swoim Aniołem Stróżem – poczułam, że dostałam kuksańca w nos. Kiedy sama z nim ostatnio rozmawiałam?!
Pozwólmy sobie na jedną słabostkę, a szybko skusimy się na kolejną, aż wreszcie nie będzie pośród nich miejsca na łaskę. Str. 63
  • Plotkowanie – dlaczego wszyscy czasem plotkujemy i jakie to ma skutki?
Plotka odczłowiecza tych, o których rozmawiamy, sprzedając ich godność za kilka tanich uwag rozdymających nasze ego. W efekcie jednak ta transakcja odczłowiecza także nas. Str.71
  • Osądzanie i podejrzliwość. Elizabeth opowiada bardzo trudną, osobistą historię. Mieszkała w rodzinnym domu z osobą, która tyranizowała ją swoimi podejrzeniami. Czegokolwiek by nie zrobiła – osoba ta doszukiwała się w jej ubiorze i zachowaniu seksu, zarzucając kobiecie wyuzdanie i erotyczne zamiary.
    Zastanowiłam się w czym ja bywam podejrzliwa, kogo i jak osądzam?
  • Ponuractwo, które bardzo trafnie opisują słowa:
    Jeśli wydaje się nam, że w życiu nic nie jest „dobre”, wtedy Bóg nie może być żywy w naszym sercu i umyśle. Jeśli zawsze wszystko jest dla nas „złe”, wtedy rzeczywiście żyjemy w czymś w rodzaju piekła na ziemi, ponieważ właśnie do piekła zmierzamy, aby być z dala od Boga. Piekło to wielka nicość, gdzie nie ma Boga. Str. 98

  • Mściwość bądź bierna agresja. Czy potrzeba bycia zauważonym i wysłuchanym nie objawia się czasem mściwością i agresją? Autorka przekonała mnie swoją odpowiedzią…
  • Nadmierne przywiązanie do własnych narracji – może tak w końcu przyjmuj komplementy? Może spójrz poza swoje myślenie? – to pytania do mnie, zadawałam je sobie ciągle przy lekturze tego rozdziału.
    Umniejszanie własnej osoby przestaje być zdrowe i zaczyna stawać się grzeszne, kiedy służy tworzeniu narracji podkreślającej nikczemność i nędzę, do której się przywiązujemy. Str. 121

  • Robienie wielu rzeczy po łebkach. Ten rozdział mocno kłuł moje sumienie! Autorka wprost mówi, że obowiązki spoza pracy wydają się mniej ważne i pilne, ale zadanie które przed nami stoi (choćby np.zmiana pieluchy dziecku) jest tylko na ten moment, jest ważne, bo to zadanie od Boga dla nas na ten konkretny czas. Podaje tutaj też przykład matki, która niby zajmuje się dzieckiem, ale jest zupełnie gdzie indziej. Bardzo mnie ten przykład dotknął! 
  • Oszukiwanie – czyli kilka słów o tym jak łatwo jest zmylić własne sumienie i popełniać drobne grzeszki, które prowadzą do zacierania granic i poważniejszych spraw.
  • Zaniedbanie, bo to co zaniedbuję jest zdecydowanym „nie” do Boga, siebie i innych.
  • Samooskarżenie – nie zwróciłam na to nigdy uwagi, ale czy czasem nie jest tak jak mówi autorka, że oskarżając siebie przed innymi ludźmi i przypisując sobie całą winę, przypisujemy sobie także prawo do całego pocieszenia dla siebie? Jak walczyć z oskarżaniem siebie samego za dawne winy?
Każdy rozdział (czyli powyższa wada) jest podzielony na trzy części. Osobiste przemyślenia autorki, słowa z Pisma Świętego/świętych/ Katechizmu Kościoła Katolickiego i praktyczne rady jak nie dać podejść się nawykom.

Przyznam, że ta lektura wywarła na mnie ogromny wpływ. Nie jest to materiał na rachunek sumienia, choć sama osobiście wiele rzeczy w sobie zobaczyłam. Nie jest to też poradnik, choć wiele cennych rad można w nim znaleźć. Nie jest to też modlitewnik, choć może prowadzić ku głębokiej modlitwie.

Czy i komu polecam?

Polecam przede wszystkim katolikom – tym bardziej i tym mniej zaangażowanym. Może to być odkrycie siebie na nowo do tego stopnia, że zaprowadzi do spotkania w spowiedzi.
Nie polecam osobom spoza Kościoła Katolickiego, które reagują alergicznie na wzmianki wprost o spowiedzi – tutaj mogą się zawieść.

Choć uważam, że każdy, bez względu na wyznanie, może spokojnie sięgać po tę lekturę by odkryć jakie mechanizmu rządzą naszym życiem.

Tytuł MAŁE GRZECHY DUŻO ZNACZĄ. Jak skończyć ze złymi nawykami, zanim one wykończą nas
Autor Elizabeth Scalia
Liczba stron 192

Książkę można nabyć na stronie Wydawnictwa boskieksiążki.pl w cenie 29,90 zł (aktualnie w promocji – 20, 90 zł)

Dziękuję Wydawnictwu eSPe za egzemplarz recenzencki!

„Ziarna na wietrze” Rick Wienecke

Rick Wienecke to Kanadyjczyk, który stacza się na dno w nałogu i życiu bez celu. Tak zaczyna się jego historia w książce Ziarna na wietrze, która jest opowieścią niezwykłą. Biografią, którą czyta się jak najlepszą powieść. To książka, która przybliża dzieje Izraela, Żydów, Holokaustu, a dla mnie – uczy słuchania Boga w codzienności. Publikacja, która sprawiła, że poznałam kawałek historii, wiele ludzkich dramatów i opowieści o tym jak Bóg wkracza w nasze życie – i to bardzo namacalnie.



Rick pracuje jako taksówkarz. Jego życie wydaje się być szare i pozbawione głębokiego sensu. Odurza się często narkotykami i pewnego dnia jest z nim bardzo źle…

Potem przechodzi przełom, zupełnie niespodziewanie! Niezwykłe było dla mnie to, że jakby przypadkowo sięgnął po książkę, która zaczęła być początkiem wielkich zmian. Zaczyna czytać o Holokauście i jego życie zmienia bieg. Widzi sens, czeka tylko aż skończy pracę by móc dalej czytać. Z czasem dzieje się jeszcze więcej…

Wbrew rozsądkowi jedzie do Izraela, żyje w kibucu. Poznaje tam wielu Żydów, ich historię. Dzięki swojej matce czyta również Nowy Testament i z czasem spotyka chrześcijan, którzy nieodwracalnie wpłyną na jego losy. W kibucu uczy się rzeźby.

Rick w pewnym momencie swojego życia zaczyna odczytywać znaki jakie daje Mu Bóg. Bardzo namacalnie słyszy Jego słowa. Często chce przed nimi uciec, nie chce słyszeć tego, czego Bóg od niego oczekuje. W końcu zawsze jednak poddaje się Jego woli.

Poznaje też Dafne, która zostaje jego żoną. Oboje zaczynają żyć misją tworzenia.
Można z wielkim sceptycyzmem podchodzić do jego historii. Można mówić: jaki Bóg? Jak on Go mógł słyszeć? A jednak… Kolejne polecenia od Boga układają się jak puzzle w historię, której człowiek by się nie spodziewał.
– Skąd wiedziałeś? Skąd wiedziałeś, że dźwigam to brzemię w moim sercu przez wszystkie te lata? Skąd mogłeś wiedzieć?
Nie wiedziałem, co jej odpowiedzieć, choć pytanie było proste i jak najbardziej na miejscu. Skąd wiedziałem? Na pewno nie z osobistych doświadczeń. Nie mogłem ich mieć, biorąc pod uwagę kontekst mojego życia. Wszystko, co jej byłem w stanie powiedzieć, to: Nie wiedziałem, ale Bóg wiedział. A ja, gdybym tylko miał wybór, nigdy bym się nie tknął tego projektu, tylko że On nie pozwolił mi od niego uciec. Str. 191
Gdy Rickowi zaczyna brakować pieniędzy na życie – dostaje niespodziewany czek. Kiedy nie ma gdzie mieszkać słyszy: tutaj będzie twój dom i zdobywa odpowiednią sumę na jego kupno.

To co wydaje się najtrudniejsze, a jednocześnie najważniejsze w tej opowieści to powstanie Fontanny Łez. To ogromne rzeźby wykonane przez artystę, które są połączeniem dialogu cierpienia – Holokaustu i Ukrzyżowania Jezusa. Jej oryginał znajduje się w Arad w Izraelu, replika w Polsce – w Brzezince, obok byłego obozu Auschwitz.

Historia niezwykła – o upadku i powstaniu. O słuchaniu Boga i własnego serca. O śmierci i życiu. O Żydach i chrześcijanach. O zestawieniu Holokaustu z Ukrzyżowaniem. O byciu na zawołanie Boga i Jego opiece pomimo ludzkich niedostatków i wątpliwości.



Mnie ta opowieść bardzo poruszyła. Dotychczas znałam Izrael głównie z opowieści Estery Wieja (1), teraz poznałam go jeszcze bardziej, dotykając również tragedii jaka spotkała Żydów.

Mocnym doświadczeniem było dla mnie również czytanie o posłuszeństwie Ricka słowu, które otrzymywał od Boga.

Polecam tę lekturę każdemu kto chce poznać bardziej historię i człowieka wielkiej przemiany – na pewno się nie zawiedzie!

Dziękuję Wydawnictwu Koinonia za tę niezwykłą podróż po świecie i ludzkich sercach!
Tytuł Ziarna na wietrze
Autor Rick Wienecke
Liczba stron 256
Wydawnictwo Koinonia

(1) Estera Wieja, Ludzka twarz Izraela, Wydawnictwo Koinonia

sobota, 14 lipca 2018

Sanatorium doktora Kramera – recenzja powieści

Kilka ostatnich dni spędziłam na wsi u rodziców. Pomyślałam, że warto zabrać ze sobą coś lekkiego do czytania, więc zajrzałam na mój książkowy stosik.

Książki Katarzyny Targosz są wciągające, pomyślałam więc, że to świetna opcja. Zrobiłam jednak pewien błąd… Zaczęłam czytać przed wyjazdem. „Tylko kilka stron” – myślałam naiwnie. O ja nierozsądna! Przecież takich książek nie da się czytać w ratach! Zaczniesz – przepadniesz! Nie mogłam się od niej oderwać.

W listopadzie zeszłego roku pisałam o innej powieści tej autorki, o Szlaku Kingi TUTAJ. Czytając ją mogłam się przekonać, że mimo codziennych obowiązków i dwójki dzieci w domu, można wciągnąć jednego dnia całą powieść. Spodziewałam się, że teraz może być podobnie…
Sanatorium doktora Kramera różni się od poprzedniej publikacji, fabuła nie ma z nią żadnego związku.

Łączy je jednak pewna lekkość w narracji, po mistrzowsku skomponowane postaci, których losy niespodziewanie łączą się w opowieść, która intryguje, zaskakuje, wciąga.

Sanatorium to kolejna książka Wydawnictwa eSPe z serii „opowieści z wiary”. Niech jednak nie będzie to przeszkodą do tego, by osoby niewierzące wzięły ją w dłoń – mogą bowiem wiele stracić! Mimo, że główną bohaterką powieści jest siostra zakonna – nic nie jest tu nachalne, naciągane, pchające w schematy. Wręcz przeciwnie! Katarzyna Targosz dała mi pod nos zakonnice detektywa! Swoją drogą… Serial „Ojciec Mateusz” bił rekordy oglądalności, nie tylko wśród wierzących… Tutaj może być podobnie – nie z Mateuszem, ale z Krescencją.

Zakonnica zostaje skierowana do sanatorium by wyjaśnić zagadkę… duchów. Czy to pacjenci z zaburzeniami psychicznymi wpadli w grupową psychozę? A może rzeczywiście coś tam straszy? Tego dowiadujemy się krok po kroku, s.Krescencja bowiem bawi się w detektywa (a ma ku temu predyspozycje!).

Duchy okazują się jednak nie być tutaj na pierwszym planie. Pojawiają się pacjenci – każdy inny, każdy łaknący czegoś więcej w życiu, każdy na swój sposób zagubiony. Tak naprawdę okazuje się, że w sanatorium nie do końca leczono ich właściwie. Dlaczego? Nie powiem!
Kasia Targosz pokazuje nam również postać potomka tytułowego dr Kramera, który prowadzi rodzinny dom dziecka i ma kłopoty, z którymi sam nie jest sobie w stanie poradzić. Czy zakonnica będzie mogła mu pomóc?

Wiele postaci, spójnie ze sobą połączonych. Kilka ludzkich dramatów, masa zmartwień i styl, w którym zakochałam się od pierwszych zdań.

Książkę czyta się niezwykle lekko i szybko. Od pierwszych stron budzi dreszczyk grozy, czasem śmieszy, innym razem zaskakuje.

Nie wiem jak udało się uchwycić autorce tyle dobra w jednym miejscu – jest wątek kryminalny, miłosny, jest też Bóg i poszukiwanie Go w zagubieniu.

Polecam tę lekturę na letni wieczór. Ostrzegam jednak, że łatwo nie da się jej odłożyć. Warto zaplanować czytanie tak, by móc czytać do końca (bo nie zaśniesz!). Polecam!

Dziękuję Wydawnictwu eSPe za egzemplarz recenzencki!
Tytuł Sanatorium doktora Kramera
Autor Katarzyna Targosz
Ilość stron 408
Książkę można nabyć na stronie Wydawnictwa w promocyjnej cenie 25, 80 zł.

piątek, 13 lipca 2018

„Oderwij się od technogadżetów” – recenzja

ilka miesięcy temu brałam udział w rekolekcjach dla kobiet. Usłyszałam tam przy obiedzie zdanie rzucone przez jedną z prowadzących, jakby od niechcenia: „dziś często jest tak, że matka uspokaja dziecko filmikiem z telefonu, zamiast szukać innych sposobów”.

Nie słyszałam całej rozmowy, to zdanie mocno jednak we mnie zapadło, bo dotyczyło także mnie…
Wydawnictwo PROMIC wydało publikację dla dzieci Oderwij się od technogadżetów. Jak się bawić w realnym świecie,  to kolejna książeczka z serii Pomocnych Elfów, która znalazła miejsce w naszym domu. Seria jest fantastyczna, warto po nią sięgnąć – nawet w ciemno.

Nie jest to traktat moralizatorski. To opowieść o świecie – tym wirtualnym i realnym. Bardzo podoba mi się, że nie narzucano tu myśli, że korzystanie z elektroniki to najgorsze zło. Nie ma tu wpadania w skrajności. Już na wstępie, w wiadomości do rodziców autorka pisze
Ustanawiając rozsądne granice i tworząc warunki sprzyjające otwartemu dialogowi z naszymi dziećmi, możemy pomóc im stać się świadomymi i przezornymi użytkownikami cyfrowych mediów.
To opowieść dla dzieci, pisana jest więc językiem przystępnym już dla starszego przedszkolaka. Autorka zaczyna od tego, że Bóg dał nam 24 godziny byśmy wykorzystali je odpowiednio, pytając przy tym ile czasu dziecko wpatruje się w różnego rodzaju monitory. Niesamowicie oddaje to obrazek na stronie obok (cała seria Pomocnych Elfów jest pięknie ilustrowana!). Czy ten rysunek z czymś ci się kojarzy?


Molly Wigand tłumaczy różnicę między odpoczynkiem aktywnym i biernym, zachęca by wstać i zrobić coś fajnego. Tłumaczy przy tym dlaczego tak ważny jest ruch i aktywność fizyczna – bardzo prosto, przekonywająco i przystępnie. Ucieszyłam się z tego, że mówiąc do dzieci, zauważa dorosłych – tych, którzy nie odrywają oczu od smartfona.
Może twoja rodzina mogłaby przeznaczyć jedną godzinę wieczorem jako czas odpoczynku od komórek, laptopów i tabletów albo mogłaby wybrać się gdzieś wspólnie, składając sobie przy tym obietnicę, że nikt w tym czasie nie będzie zaglądał do swojego smartfona. Nie pozwólcie, żeby elektroniczne gadżety przeszkodziły wam w umacnianiu więzi rodzinnych.
Autorka przekonuje, że wyłączenie gier wieczorem poprawia jakość snu i daje szansę na szczęście i odpoczynek. Mówi o przepięknym świecie realnym, który warto poznać i z niego korzystać (proponuje tutaj choćby złowienie śnieżynki na język – uwielbiałam takie zabawy w dzieciństwie!). Proponuje aktywność poza domem jako alternatywę dla oglądania telewizji, podaje przykłady tego gdzie można szukać ciekawych zajęć. Pięknie opisuje także realne spotkania z ludźmi – ostrzegając przy tym przed zawieraniem znajomości w sieci. Dotyka również tematu tego co dziecko ogląda – tak by nie nasiąkać przemocą czy wulgaryzmami.
Uczy także asertywności – gdy dziecko znajdzie się w środowisku rówieśników wpatrujących się w monitor.

Ile czasu spędzać przed technogadżetami? Autorka proponuje prosty test! Kiedy należy powiedzieć rodzicom, gdy coś w sieci niepokoi dziecięce serce, na co należy zwracać uwagę?
Nowoczesność nie jest zła! Molly Wigand proponuje choćby noc filmową w rodzinnym gronie, mówi o internecie jako kopalni wiedzy czy polu do dzielenia się z innymi wartościową twórczością. Jak to w życiu – wszystko potrzebuje równowagi. Do jej szukania zachęca autorka.
Rodzicu, przeczytaj tę książeczkę razem z dzieckiem. Być może pobudzi Twoje serce by więcej przytulać, a mniej uspokajać tabletem. By wyjść poskakać w kałużach, zamiast wpatrywać się w monitory. Być może i ty staniesz się bardziej wypoczęty i radosny!
Dziękuję Wydawnictwu PROMIC za lekturę!




Tytuł Oderwij się od technogadżetów. Jak się bawić w realnym świecie
Autor Molly Wigand

Wydawnictwo PROMIC
Liczba stron 32
Książkę można nabyć na stronie Wydawnictwa w cenie 14,90 zł (https://wydawnictwo.pl/pl/p/Oderwij-sie-od-technogadzetow.-Jak-sie-bawic-w-realnym-swiecie-/4662)

Drogi do szczęścia. Rozmowy z siostrami zakonnymi

Znam wiele sióstr zakonnych. Jedne są dla mnie wzorem, drugie wydają mi się być oderwane od rzeczywistości.

Wydawnictwo Bernardinum wydało publikację w formie wywiadu. Marzena Juraczko rozmawia z siedmioma niezwykłymi kobietami – pełnymi pasji, Boga, radości. Ta książka mnie zachwyciła, pokazała oblicze sióstr z nowej perspektywy – jako kobiety zwyczajne, po ludzku wątpiące i szukające, a przy tym spełnione i pewne, że są na dobrej drodze. W trakcie lektury opowiadałam mężowi co czytam, stwierdził, że też chce je poznać (a to największa rekomendacja!).


Każda z zakonnic to odmienna historia. Łączy je powołanie do życia konsekrowanego – dzieli droga, którą przeszły. Siostry żyją w różnych zgromadzeniach, pracują w innych miejscach, żyją niby podobnie, lecz każda na swój własny sposób.


S. Jolanta Glapka należy do zgromadzenia Sacré Coeur, które nie jest mi obce – znam jej współsiostry pracujące w Gdyni. S. Jolanta opowiada o tym, dlaczego wstąpiła do zakonu w wieku 33 lat i jak to się stało, że spotkała Matkę Teresę. Po co nosi przy sobie scyzoryk i dlaczego uważana jest za pionierkę? Na ile wiara pomaga z wychodzenia z nałogu i czy zakonnica może się zakochać? Ciekawa historia niesamowicie pozytywnej kobiety, która żyje pełną piersią. Zachwyciła mnie jej prostota, szczerość, radość życia i zaangażowanie całą sobą tam gdzie żyje i działa.


S. Tadeusza Frąckiewicz pracuje w Kamerunie. Niezwykle ciekawa jest historia zmagań i tego jak siostra trafiła na Czarny Ląd. Znam Bajki kameruńskie wydane przez siostrę, wspomina o nich również w wywiadzie. Dlaczego te bajki są tak ważne i co symbolizują? Czy zdarzają się groźne sytuacje i dlaczego ktoś chciał porwać zakonnicę? Dlaczego siostra uważa, że odwaga to łaska stanu i nie boi się stąpać po wężach i skorpionach? Jak wygląda codzienne życie, system szkolny, socjalny w Kamerunie? Skąd skomplikowane procedury by zdobyć tam wykształcenie? Jak Kameruńczycy budują domy? I dlaczego siostra nie chce wracać z obcego kraju do Polski na stałe? Kobieta, która mnie zaskoczyła. Tym, że można rzucić wszystko i ruszyć w nieznane, a potem…nie chcieć wracać!

 
S. Anna Maria Pudełko – nie ukrywam, że ten wywiad zrobił na mnie największe wrażenie. Niezwykła jest historia odnalezienia przez siostrę zgromadzenia, w którym żyje. „Niezwykłe” to słowo, które w tej historii można powtarzać często… Siostra pracuje pomagając odkrywać kobietom ich powołanie – również tym między 35 a 45 rokiem życia, co mnie osobiście urzekło. Dlaczego? Nie mówi się o tym, że kobieta w tym wieku może nadal zastanawiać się nad swoją drogą – często wychodząc z założenia, że nikt jej nie chce za żonę, albo coś jest z nią nie tak… S. Anna odpowiada bardzo konkretnie na pytanie co z osobą, która np. jest w małżeństwie, a czuje powołanie zakonne (albo na odwrót), czy co się dzieje z męskością i kobiecością, gdy ktoś zaczyna żyć w stanie konsekrowanym. Dotyka również tematu samotności – czy bycie singlem to izolacja i ucieczka, czy powołanie do bezżennosci? Rozmowa toczy się również wokół ideału rodziny, kobiecości, urody, zazdrości, obgadywaniu, kobiecej gadatliwości. To wywiad, który mnie samej bardzo wiele pokazał…


S. Ancilla Dziarska – zakonnica lekarz! Tak, w dodatku czynna zawodowo i chodząca w pracy w stroju „służbowym”. Czy lekarz – zakonnica leczy ciało czy też ducha? Jak toczyły się losy tej kobiety, skoro po studiach trafiła za klasztorną furtę? Co się stało, że nawróciła się dopiero jako nastolatka i zupełnie nie znała wcześniej Boga? Kto się do tego przyczynił? Dla mnie ta historia jest bardzo zadziwiająca – jak kręte są drogi, którymi może prowadzić Bóg.


S. Agnieszka Maria Miduch – artystyczna dusza, pisząca scenariusze do wystąpień na scenie (również dla zakładów karnych!). Katechetka w podstawówce. Siostra opowiada wiele o swojej pasji pisania i o nauczaniu religii. Jest w tym bardzo szczera, autentyczna i przekonywująca. Kobieta, która inspiruje… Z zapartym tchem czytałam jak przygotowuje dzieci do Pierwszej Komunii i spowiedzi – okazuje się bowiem, że można to zrobić bardzo twórczo i w formie idealnie dopasowanej do kilkuletniego odbiorcy. Co zaskoczyło siostrę w zakonie i jak jej rodzice zareagowali na pomysł zostania osobą konsekrowaną? I ostatnie zdanie wywiadu, do którego śmiałam się całą sobą – siostra jest w zakonie od 17 lat, a wygląda młodo. Jak to się stało?
Oj, próżność połechtało. Po prostu życie zakonne konserwuje. (śmiech) str.173

S. Maria Klara – to jedyny wywiad, w którym czułam, że dziennikarka rozmawia z zakonnicą. Dlaczego? Używa specyficznego słownictwa, przesiąkniętego życia za klauzurą, a właściwie…za kratą. S. Maria Klara żyje w zakonie klauzurowym – jest odcięta w znacznym stopniu od świata zewnętrznego. Siostra opowiada czym zajmuje się jej zgromadzenie, jak wygląda zwyczajny dzień „za zamknięciem”, czy można ją tam odwiedzać i dlaczego ludzie zwracają się do niej z prośbą o modlitwę. Czy nie brakuje jej podróży, co czuli rodzice jedynaczki wybierającej taką drogę życia? Coś co mnie niesamowicie mocno dotknęło to pokora… Prosta kwestia jak gust kulinarny jest zepchnięta na margines, smakować powinno wszystko i ze wszystkiego powinna wypływać radość. Dla mnie to radykalizm, z którym nie potrafiłabym żyć. I ostatnie pytanie Marzeny Juraczko, które mnie samej bardzo często narzucało się czytając historię tej kobiety…
Czuje się Siostra wolna?
Jestem zupełnie wolna! Moją wolnością jest Jezus, w którym żyję, poruszam się i jestem. Z mojej perspektywy to raczej wszyscy po tej drugiej stronie rozmównicy są za kratą. (śmiech) A wolność poprostu jest w nas!
Str.215

S. Edyta Wirtek to studentka finansów i rachunkowości i pracownica Domu Pomocy Społecznej w Warszawie. Bardzo poruszała mnie opowieść o odkrywaniu jej powołania i tym jak pięknie towarzyszył jej w tym zaufany kapłan. Jak to się stało, że siostra wysyłała z zakonu list do chłopaka? Czy rodzice pogodzili się z decyzją najstarszej córki o wstąpieniu do zakonu? S. Edyta opowiada o zakonnych zwyczajach, miejscach, o swojej roli w tym miejscu. Bardzo podobały mi się pytania o strój w tym zgromadzeniu – czy ta budka na głowie i bardzo długi welon są wygodne? Proste pytania, jeszcze prostsze odpowiedzi – czytałam jej z zapartym tchem! Rozśmieszyła mnie trochę studencka strona tego wywiadu – siostra jest jedyną zakonnicą na uczelni i niektórzy myśleli na początku, że jest przebierańcem… Jak żyje jej się wśród świeckich kolegów i wykładowców? Skąd pomysł by zjeżdżać na snowboardzie w habicie (i z budka na głowie!)? Czy siostra się czasem buntuje w zakonie? Czy od Boga dostała więcej, niż od chłopaka? Dlaczego korzysta z Facebooka?
Siedem różnych historii. Siedem kobiet. Opowieść wciągająca. Osobiście często nie myślę o tym, że wokół mnie żyją tak szalone kobiety. Szalone swoim spełnieniem i szczęściem. Dowodzą tego, że można być wolnym nawet wtedy, gdy jest się zupełnie zależnym od decyzji innych. Pokazują jak żyć twórczo i pełną piersią. Dają masę mądrych przemyśleń i nadzieję na to, że są na świecie ludzie, którzy kochają Boga tak mocno, że poświęcają dla Niego wszystko.

Polecam tę opowieść każdemu – bez względu na to czy wierzy, czy nie. Myślę, że warto spojrzeć czasem na świat z perspektywy innej niż moja. Ta książka takie spojrzenie daje z każdym kolejnym zdaniem. Polecam!

Dziękuję Wydawnictwu Bernardinum za lekturę!
Tytuł Drogi do szczęścia. Rozmowy z siostrami zakonnymi
Wywiady przeprowadziła Marzena Juraczko
Wydawnictwo Bernardinum
Liczba stron 256
Książkę można nabyć na stronie wydawnictwa w cenie 39,90 zł oraz w salonach EMPIK.

Królik Franek i dziecięcy świat

Ostatnio trafiły do naszego domu dwie niepozorne książeczki o małym przedszkolaku, Króliku Franku.
Wydawnictwo Wilga stanęło na wysokości zadania – duże litery, piękne ilustracje Eweliny Jaślan-Klisik, ale przede wszystkim mądre przesłanie podane w formie bardzo prostych opowieści.


Franek ma nowych sąsiadów. Okazuje się, że jednym z nich jest mały, nieśmiały miś. Rozgadany, przebojowy Króliczek chce jak najszybciej poznać nowego kolegę i się z nim zaprzyjaźnić. Pojawia się jednak problem… Jego sąsiad jest strasznie nieśmiały i ucieka od relacji z Frankiem. Opowieść kończy się piękną puentą, bardzo fajnie opisano tutaj emocje – zarówno Królika jak i Misia.
Idealna lektura dla dziecka, które wchodzi w nowe relacje.


Druga opowieść dotyczy kłamstwa. Jest fenomenalna!

Najpierw Franek oszukuje mamę i nie przyznaje się do zrzucenia doniczki, opowiadając jej zmyśloną historię.
Później zabiera telefon siostry bez pytania kogokolwiek o zgodę, a gdy widzi, że sprawa się wydała – kłamie by uniknąć kary.
Idealnie skomponowana fabuła. Świetne dialogi, pokazujące jak rozmawiać spokojnie z dzieckiem, które kłamie. Autorka w bardzo lekki i prosty sposób opisuje również uczucia Franka. Jak skończy się ta historia? Czy Króliczek przyzna, że kłamał? Jakie będą tego konsekwencje? Marta Krzemińska stworzyła niesamowite dzieło idealne dla małego odbiorcy.

Na końcu obu książeczek można znaleźć zestaw pytań – skonstruowane są tak, by móc na ich podstawie podjąć z dzieckiem temat nieśmiałości, kłamstwa, uczuć innych.


Książeczki są krótkie, idealne dla przedszkolaka. Wydawnictwo opublikowało dotychczas cztery części Króliczych przygód, planuje następne, które chętnie zaoferuję moim synom. Polecam dla dzieci w wieku 3+.

Do zakupy zachęca również niska cena – książki można nabyć w Empiku w cenie ok.7 zł.
Dotychczas ukazały się cztery części – zdjęcie poniżej należy do Wydawnictwa Wilga, pozostałe są mojego autorstwa.


poniedziałek, 2 lipca 2018

Chodzić po wodzie. O odnowie, charyzmatykach i duchowości ignacjańskiej

Gdy na początku maja odebrałam przesyłkę od Wydawnictwa eSPe, od razu rzuciła mi się w oczy twarz uśmiechniętego mężczyzny na jednej z okładek. Serce zabiło mocniej… Mimo, że miałam ochotę rzucić się od razu na tę lekturę, odłożyłam ją. Byłam zaraz przed wyjazdem na swoje rekolekcje ignacjańskie – nie chciałam czytać o nich z książki, ale przeżywać je tylko i wyłącznie po swojemu. Wróciły wspomnienia sprzed kilku lat, gdy to właśnie o.Remigiusz Recław SJ prowadził pierwsze rekolekcje, na których byłam w Porszewicach.

Ta książka to wywiad z o. Remigiuszem, który po mistrzowsku przeprowadzili Mariusz Czaja i Michał Wilk. Czyta się ją bardzo lekko, można pochłonąć jednym ciągiem mimo tego, że niektóre treści mogą wydawać się odbiorcy trudne.
Miałam okazję słuchać i obserwować jezuitę osobiście. Uważam, że jest odpowiednią osobą do tego, by opowiadać o charyzmatach w Kościele, o rozeznawaniu duchowym czy rekolekcjach ignacjańskich. Bez wątpienia to co mówi zakonnik budzi w niektórych bunt, niesmak, niedowierzanie. Ojciec Remigiusz mówi o tym, że często spotyka się z niezrozumieniem i hejtem. Jest człowiekiem, który pyta Ducha Świętego „co dalej?” i idzie – choćby to się nie podobało tłumowi.
Czym są charyzmaty i kto jest charyzmatykiem? Czy modlitwa językami i chrzest w Duchu Świętym są obowiązkiem w odnowie? Co to w ogóle jest?
Stykam się ze wspólnotami odnowy w Duchu Świętym od kilkunastu lat – do jednaj z takich wspólnot należę bardzo długi czas. Nie słyszałam jednak wcześniej, by ktoś tak prosto i konkretnie opowiadał np. o modlitwie w językach. Raczej stawiano na to, by ten dar „zdobyć” – jak punkt w indeksie. Ojciec Remigiusz mówi o tym jak to powinno wyglądać – żałuję, że przeczytałam to dopiero teraz, choć z drugiej strony cieszę się, że „lepiej późno niż później”. Dla mnie jego słowa były bardzo uwalniające…
Gdy On zaprasza do powstania nowej wspólnoty, zakładam ją. To Bóg daje takie doświadczenie w sercu. Charyzmatyk to osoba, która doświadcza tego, że Bóg do niej mówi. Kiedy na mszy w naszym kościele pytam: „Kto z was doświadczył, że Bóg do niego mówi?”, to większość osób podnosi rękę. Tak właśnie trzeba ludzi formować – żeby sami doświadczyli, że Bóg dzisiaj naprawdę do nich przemawia i że mogą Go słuchać. Str.6
Czy można i należy angażować świeckich w duszpasterstwo? Ucieszyłam się z opinii zakonnika, że świetnymi kierownikami duchowymi są ludzie świeccy i że dba się o nich w Łodzi – pomyślałam, że jest nadzieja! Wokół siebie mam wiele osób, które byłoby świetnymi towarzyszami w drodze do Boga – nikt ich jednak w tym kierunku nie formuje, a szkoda.
O tym, dlaczego wierzący nie powinni interesować się tak bardzo Szatanem słyszałam już wcześniej. Ucieszył mnie fakt, że ojciec odradza lekturę „Egzorcysty”. Wiem, że może to budzić pewnego rodzaju zdziwienie – myślę jednak, że warto posłuchać argumentacji kapłana.
Będąc pierwszy raz w Porszewicach miałam głębokie przekonanie, że o. Remigiusz jest praktykiem łączenia charyzmatycznej spontaniczności z bardzo uporządkowaną duchowością ignacjańską (na czym ona polega, czym jest i dlaczego jest tak bardzo uporządkowana – można przeczytać w wywiadzie). Rekolekcje ignacjańskie ściśle łączą się z ciszą, pracą ze Słowem Bożym. Pamiętam wprowadzenia jezuity do medytacji na Fundamencie (to jeden z etapów rekolekcji) i to z jaką lekkością mówił o rzeczach trudnych. Gdy później widziałam jak modlił się podczas mszy – widać było, że ją celebruje, a nie tylko odprawia. I choć pewnie wiele można mu zarzucić (jak każdemu z nas), to zgadzam się bardzo z tym, o czym opowiada podczas wywiadu.
Jeden temat obudził we mnie pewne kontrowersje i wątpliwości – związki niesakramentalne. Zachęcam by przeczytać co zakonnik opowiada o pracy z duszpasterstwem dla tych par. Zdziwienie? Owszem. Nie ma we mnie buntu. Podziwu też nie. Nie wiem czy potrafiłabym powierzyć niesakramentalnym tyle co kapłan – wątpię. Nie dlatego, że uważam ich za katolików gorszego sortu – zwyczajnie jest we mnie blokada, której na dziś nie byłabym w stanie przeskoczyć.
Ojciec Recław opowiada również o swojej codzienności i pracy w Łodzi. Wspomina o.Kozłowskiego SJ, który był założycielem wspólnoty Mocni w Duchu i zainicjował rekolekcje ignacjańskie połączone z odnową w Duchu Świętym.
W bardzo przystępny i prosty sposób odpowiada też na pytania o spowiedź, kierownictwo duchowe czy o formację jezuicką.
Polecam ten wywiad nie tylko osobom związanym z duchowością ignacjańską albo Odnową w Duchu Świętym. Myślę, że warto by sięgnął po nią przeciętny Kowalski i zobaczył, że można przeżywać chrześcijaństwo w bardzo mocny, świadomy sposób – że można z Jezusem chodzić po wodzie.

Dziękuję Wydawnictwu eSPe za lekturę!

Tytuł Chodzić po wodzie. O odnowie, charyzmatykach i duchowości ignacjańskiej.
Autor o. Remigiusz Recław SJ
Ilość stron 168
Książkę można nabyć na stronie wydawnictwa (boskieksiążki.pl) w cenie 18,30 zł. Widziałam ją również w księgarni Mocnych w Duchu – tam również można sprawdzić jej dostępność.

Pod niebem pełnym zapytania

Książkę Pod niebem pełnym zapytania złapałam w locie, biegnąc do przychodni. Wiedziałam, że mogę spędzić w kolejce do alergologa nawet dwie godziny. Pomyślałam, że jeśli zabiorę jakąś lekką powieść, to czas szybciej minie.

Zaczęłam czytać i miałam ochotę przepuścić w kolejce wszystkich czekających za mną! Opowieść wciągnęła mnie tak mocno, że nie byłam w stanie wyrzucić jej z serca. Tak, z serca! Poczułam ciepło, miłość, otulenie poruszającą historią…
Pomyślałam, że autorka musi mieć bardzo wrażliwą duszę. Spojrzałam na okładkę i…oniemiałam! Nie autorka, ale autor! Mężczyzna potrafi pisać i patrzeć na ludzkie serce tak głęboko? Poszukałam w internecie więcej informacji o pisarzu i wszystko stało się jasne…
Ks. Marek Chrzanowski to kapłan i poeta. Gdy moja siostra dowiedziała się co czytam, powiedziała: znam z Drabiny Jakubowej! I tutaj opowiedziała historię jak Orianista sam ciężko choruje, a mimo to opiekuje się innymi. To mi wystarczyło – wiem już skąd ta wrażliwa dusza.
Ks. Marek pisze piękne wiersze – można zapoznać się z całym jego dorobkiem zerkając na stronę autorską www.ksmarek.pl.
Pod niebem pełnym zapytania jest pewnego rodzaju połączeniem – jest tu proza i poezja (którą na łamach powieści tworzą bohaterowie).

Pod niebem pełnym zapytania to zbiór opowieści z „Hotelika dla dwojga”. Poznałam tam Magdę – dziewczynę, która uciekła z Polski do pracy w hotelu, po tym jak została zdradzona i opuszczona. Tutaj zaczyna żyć na nowo.
Na jej drodze pojawiają się też inni, bardzo barwni bohaterowie. Każdy z nich niesie za sobą bagaż doświadczeń. Jedni są pracownikami hotelu, drudzy gośćmi, których Magda podgląda i opisuje to co widzi i słyszy w swoim dzienniku. A są to spotkania niezwykłe…
Bohaterka poznaje nie tylko ludzi, ale i Boga. Jako dziecko nie miała szansy doświadczyć w domu Jego miłości. Tutaj spotyka ludzi, którzy nie tylko mówią o Nim otwarcie, ale widać w ich oczach, relacjach, sposobie bycia, że Nim żyją. Magdę zaczyna to pociągać.
Szukając odpowiedzi rozmawia z kapłanem – o samej rozmowie nie wiemy wiele, poza tym, że zamieniła się w spowiedź i przyniosła bohaterce nowe spojrzenie i chęć szukania dalej. Doświadczyła pewnego sacrum i chciała więcej… Pomaga jej w tym miłość, również ta ludzka. Nowa, trudna relacja – autor stworzył niebagatelną historię dwojga zagubionych ludzi, którzy uczą się ufać i rozmawiać. Czy im się uda?
Spodziewałam się innego zakończenia. Mam wrażenie, że powieść jest niedokończona… Czy jednak zawsze wszystko kończy się słowami „żyli długo i szczęśliwie”?
Polecam każdemu kto szuka przytulenia, ciepła, doświadczenia Boga w codzienności. Dla mnie ta powieść była modlitwą. Choć motyw wiary wcale się tu nie narzuca, czułam ciepło, które jest ponad ludzkim zasięgiem. Poczułam się poprowadzona przez meandry mojego serca do miejsca, w którym widać góry i morze, czuć zapach ciasta i kawy, spotkać można miłość i troskę – tak jak w „Hoteliku dla dwojga”. Byłam tam, naprawdę!
Księże Marku – dziękuję za tę podróż i życzę doświadczenia Bożego przytulenia w Księdza zmaganiach.
Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Bernardinum – dziękuję za nią bardzo!
Tytuł Pod niebem pełnym zapytania
Autor Ks. Marek Chrzanowski FDP
Wydawnictwo Bernardinum
Ilość stron 388
Książkę można nabyć na stronie wydawnictwa Bernardinum w cenie 44,90 zł.
W Empiku dostępna w cenie 35,49 zł.

Cud narodzin – recenzja książki

Cud narodzin to mała, niedługa publikacja napisana przez Jackie Mize. Choć wydawać by się mogło, że skoro krótka, to można obok niej przejść obojętnie, stwierdzam jednak: nie można. We mnie wywołała falę skrajnych uczuć. Z jednej strony zachwyt wiarą i cudami jakich doświadczyła autorka, z drugiej pewna ostrożność i patrzenie na to z perspektywy osób, które proszą, a nie otrzymują.

Cud narodzin nie jest poradnikiem. Stwierdziłabym raczej, że jest historią Jackie i jej męża. Gdy stracili pierwsze dziecko postanowili zaufać bardziej Bożemu Słowu. Wcześniej kobieta usłyszała od lekarzy, że nie będzie mieć dzieci. Jej mąż odpowiedział jej na to jednak: „kto to powiedział?”.
Doceniam lekarzy i nauki medyczne. Osiągnęli już bardzo wiele i mam nadzieję, że osiągną jeszcze więcej. Jednak to nie oni są dla nas źródłem, naszą odpowiedzią, naszym ostatecznym autorytetem. Bóg mówi, że możemy mieć dzieci. Będziemy mieć tyle dzieci, ile zechcemy. Str.22
Uwierzyli i otrzymali…. Tak bardzo się z nimi tu utożsamiłam – ja, według lekarzy niepłodna, zaufałam i mam dwóch synów. Można stwierdzić, że lekarze się mylą. Można też uznać to za Bożą interwencję… I choć ufam, że w moim przypadku to Jego Słowo miało największy wpływ, obawiam się po lekturze tej książki jednego. Co jeśli niepłodna kobieta będzie prosić Boga o potomstwo (tak jak autorka), a mimo to nie pocznie? Co jeśli poroni? Co jeśli dziecko urodzi się chore?
Autorka prosiła o wszystko – by począć, donosić ciążę, urodzić bez bólu. Wszystko otrzymała! We mnie wiele wątpliwości wzbudził poród bez bólu. Porównałam jednak to, jak rodziłam pierwszego, a jak drugiego syna. Nie prosiłam o poród bez bólu (nie miałam wtedy w sobie takiej wiary!), ale po traumatycznych doświadczeniach pierwszego porodu, modliłam się o poród świadomy (pierwszy był tak bolesny, że traciłam przytomność) i taki bym nie odniosła ponownie mocnych ran. Moja prośba została spełniona! Co byłoby gdybym prosiła o więcej? Zrodziło się we mnie jednak też pytanie – czy Jezus nie wie, że to boli? Prosząc o dobry poród nie mógł dać mi w gratisie ulgi w bólu? Takie pytania przewijały się we mnie przy każdym kolejnym rozdziale książki.
Jackie Mize opisuje jak krok po kroku uczyła się wiary. Miała przy sobie męża, który wspierał ją w wielu chwilach załamania. Uwierzyła, że Boże słowo ma moc i na nie się powoływała. Uczyniłeś nas płodnymi? Pozwól mi począć mi dziecko! Zbawiłeś nas od bólu? Daj mi tak urodzić? Chcesz naszego zdrowia i szczęścia? Pozwól by moje dziecko urodziło się o czasie, silne i zdrowe! Jej modlitwa była dla mnie czymś, na co sama pewnie bym się nie odważyła. Mówiła do każdej części swojego ciała by było posłuszne. Mówiła do dziecka. Prosiła przed poczęciem o konkretną płeć.
Dostała o co prosiła…
Bóg powiedział, że nie będzie niepłodnej. Zaufajmy mu wbrew rozsądkowi i opiniom lekarskim. Nie mam w sobie wiary Jackie. Boję się tak radykalnego podejścia. Zwyczajnie wiem, że były w moim życiu sytuacje, że prosiłam i nie otrzymałam. Czy modliłam się za mało? A może robiłam to źle? Może wola Boża była inna? Nie wiem…
Momentami czytając opowieść autorki, miałam wrażenie, że jest trochę oderwana od rzeczywistości. Szybko jednak spostrzegłam, że jest inaczej. Opisuje historię pewnej kobiety. Ta modliła się o dobry poród, chciała rodzić w domu. Zaczęły się komplikacje, ale bohaterka opowieści za wszelką cenę nie chciała jechać do szpitala – mówiła, że wierzy w Boże słowo. Na szczęście dowiedział się o tym mąż Jackie i zmusił męża kobiety, by ten zabrał ją do szpitala. Potrzebne było cesarskie cięcie, inaczej dziecko nie przeżyłoby porodu. Czy ta matka modliła się źle?
Na publikacje składa się również wiele świadectw kobiet, które doświadczyły cudu – poczęcia i porodu bez bólu. Książkę kończy kilka konkretnych propozycji modlitwy w odniesieniu do słów z Pisma Świętego.
Znam wiele kobiet, które pragną potomstwa. Jednak nie każdej z nich zaproponowałabym lekturę tej książki. Jeśli brakuje komuś zdrowego myślenia (jak w przypadku wyżej opisanej kobiety), można wpaść w błędne koło, że Bóg zrobi wszystko i ja nie muszę się już badać, leczyć etc., albo skrupuły prowadzące do samopotępienia. Pan Bóg bez wątpienia chce naszego szczęścia i uczy nas (również przez tę książkę) jak właściwie prosić. Mówi po raz kolejny co dla nas zaplanował. Czasem jest jednak tak jak pisze autorka – nasze ciała są chore. Zwyczajnie, po ludzku, trzeba czasem pójść do lekarza. Może właśnie w nim objawi się Boża interwencja?

Dziękuję Wydawnictwu Koinonia za tę lekturę. I masę pytań, na które wciąż szukam odpowiedzi.
Tytuł Cud narodzin
Autor Jackie Mize
Liczba stron 128
Wydawnictwo Koinonia

Książkę można nabyć na stronie wydawcy (koinonia.org.pl) w cenie 19 zł.
Dostępna jest również w salonach Empik.

Franciszek. Papież tysiąca uśmiechów – recenzja

Szukałam ostatnio wartościowych lektur dla dzieci. Znalazłam ich wiele.
Jedną z nich jest Franciszek. Papież tysiąca uśmiechów. Zdziwiłam się bardzo, że tak głęboką lekturę nie opublikowało wydawnictwo katolickie, ale świeckie wydawnictwo dla dzieci.
Franciszek. Papież tysiąca uśmiechów zachwyciło mnie na starcie.

Muszę przyznać, że Wydawnictwo Wilga bardzo zadbało o oprawę graficzną – piękna, sztywna, solidna okłada. W środku bardzo przejrzysty podział na rozdziały, wyraźne akapity, przypisy u dołu strony. Dla dziecka idealnie.

Przygodę z Papieżem Franciszkiem zaczynamy jeszcze przed jego urodzeniem.
Jolanta Reisch-Klose opowiada o rodzinie i piemonckich korzeniach rodziny Bergoglio, z której pochodzi Ojciec Święty. Prowadzi nas przez lata szkolne, opowiadając o różnych zdarzeniach z dzieciństwa późniejszego papieża. Tłumaczy dlaczego babcia Rosa Margarita jest bohaterką w oczach Franciszka i jaki jest powód tego, że do dzisiejszego dnia przechowuje listy, które od niej otrzymał.
Kto nauczył Franciszka gotować? Jaki jest jego ulubiony klub piłkarski? Dlaczego nie powiedział mamie wprost o tym, że chce zostać księdzem i dlaczego marzył o pracy misjonarza?
Bardzo podobają mi się dygresje na wyróżnionych stronach. Dowiadujemy się z nich czym jest Towarzystwo Jezusowe, poznajemy historię Argentyny, slamsy i papieża Benedykta XVI. Autorka poświęciła mu oddzielny rozdział, tłumacząc jak doszło do jego rezygnacji i dlaczego był to precedens w historii papiestwa. A wszystko to językiem przystępnym dla dziecka.
Poznajemy tu Franciszka, który jest bardzo ludzki. Wychodzi do ludzi w slamsach, odprawia msze dla ubogich, nie mieszka w papieskich apartamentach. Autorka przytacza wiele anegdot, które ukazują bardzo zwykłą, ludzką twarz tego pontyfikatu.

O samym pontyfikacie i tym, jak on wygląda czytamy wiele. Papież wychodzący do wiernych, który przysparza tym problemów swojej ochronie? Ojciec Święty, który prosi by zwracać się do niego „padre”, a nie „Nasza Eminencjo”. Bez wątpienia jest to papież „pierwszy raz” – rewolucjonista, do którego ciągną tłumy – takiego poznajemy go z lektury tej książki.
Autorka pokazała również papieską propozycję modlitwy metodą 5 palców, która mnie samej bardzo się spodobała. Podała też adresy na które można wysyłać listy do Ojca Świętego.
Czytając tę książkę miałam wrażenie, że autorka stworzyła dzieło kompletne. Opisała każdy możliwy aspekt życia Franciszka. Dołączone do publikacji fotografie, mapki, ilustracje pięknie wieńczą dzieła.
Polecam tę lekturę dzieciom w wieku wczesnoszkolnym i szkolnym – fantastyczna opowieść z historią i geografią w tle gwarantowana!
Dziękuję Wydawnictwu Wilga za możliwość recenzji!
Tytuł Franciszek. Papież tysiąca uśmiechów
Autor Jolanta Reisch-Klose
Liczba stron 128
Wydawnictwo Wilga
Książkę można zamówić na stronie wydawcy w cenie 34,99 zł (aktualnie w promocji 26,24 zł).
https://www.gwfoksal.pl/franciszek-papiez-tysiaca-usmiechow.html

Kochaj i stawiaj granice – recenzja

Rodzicielstwo jest rzeczą trudną. Coś co uważane jest za naturalne, staje się wyzwaniem wraz z kolejnym problemem do pokonania. A gdy problemów robi się coraz więcej, czuję się jak dziecko we mgle… Kiedy nic nie działa, czuję, że nie jestem wystarczająco dobrą matką… Też tak czasem masz? Nikt nie uczył mnie być rodzicem – mądrym, dobrym, dającym życie nie tylko fizycznie.
Teraz to ja mam wybór – poszukam pomocy czy stwierdzę, że jest jak jest i dam się ponieść na tarczy, płynąc z prądem i nie zważając na problemy? Ja wybrałam to pierwsze… Pomocy szukam na różne sposoby, głównie przez rozmowy z innymi matkami. Czasem jednak sięgam też po lektury dla rodziców, choć nie ukrywam, że robię to rzadko. Tym razem w moje ręce trafiło to…

Gdy przeczytałam o połączeniu miłości i dyscypliny, uśmiechnęłam się. Tak, kto śledzi tego bloga, wie o co toczyła się tu ostatnio burza… Sięgnęłam po tę książkę z nadzieją na dobrą przygodę i kilka dobrych rad. Nie zawiodłam się…
Przyznam, że na początku trochę irytowało mnie słowo „apostolstwo” i styl w jaki napisany był wstęp do książki. Czy apostolstwem można zastąpić dyscyplinę, posłuszeństwo – pragnieniem, kontrolę – więzią i nie wyręczanie – rozwojem? Bałam się, że to nie dla mnie – słabego człowieka. Matki, która nie panuje często nad swoim gniewem.
Jak ja mam to czytać? O tym autorki napisały w pierwszym rozdziale. Przyznam, że tutaj udało im się przekonać mnie – nawet jeśli nie do przyjęcia ich tez, to do dalszej lektury na pewno. Jak? Choćby przez zachętę by nie oceniać innych rodziców – bo mam wrażenie, że to plaga w rozumieniu rodzicielstwa.

Potem zrobiło się bardzo ciekawie i twórczo… Tak! Wciągnęło mnie! Autorki opowiadają autentyczne historie z życia swoich dzieci, wnuków i osób przychodzących po poradę. Każdy rozdział podzielony jest na kilka stałych części – bardzo mi się to spodobało, można łatwo wrócić do treści, które potrzebne są w danym momencie. Zaczyna się historią z życia i listami z prośbą o pomoc, które otrzymywała autorka. W każdym rozdziale pojawia się ramka z słowami – klucz dla danego rozdziału i opis apostolstwa w relacji z dzieckiem w danym obszarze życia, którego dotyczy rozdział. I to, co mnie osobiście podobało się najbardziej – praktyczne rady wyjścia z danej sytuacji. Rozdział kończy się krótką refleksją i modlitwą.
No właśnie… Modlitwa. Nie ukrywam, że ta książka może nie przypaść do gustu osobom, które nie traktują Boga na poważnie. Oparta jest na biblijnym nauczaniu, które jest filarem każdego rozważania. Czy da się jednak wyciągnąć coś dla osoby niewierzącej? Na pewno praktyczne rady są uniwersalne, reszta może odrzucić bądź zawieść. Choć ja osobiście cenię tę książkę bardzo za zdrowe podejście do wiary i Boga – nie ma tutaj ani fanatyzmu religijnego, ani udawania, że sacrum nie istnieje.
Autorki poruszają piętnaście różnych zagadnień, problemów, które mogą dotknąć chrześcijańską rodzinę:
  • brak opanowania dziecka i wzmocnienie samokontroli
  • perfekcjonizm i umacnianie wiary w Boga i zaufania do Niego
  • niewdzięczność i pogłębienie wdzięczności
  • oddalanie i zbliżanie się dzieci w stosunku do rodziców
  • wstyd i odrzucanie go
  • gniew i nauka jego powściągania
  • budowanie przyjaźni rówieśniczych
  • pomoc w sytuacjach, gdy przyjaciel dziecka się samookalecza
  • wdawanie się w konflikty i rywalizacja
  • swoboda i skromność
  • przemoc rówieśnicza
  • grzechy natury seksualnej i rozpusta
  • lęki i nauka odwagi
  • dziecko letniej wiary i sposoby na jej rozbudzenie.
Jak wspominają autorki, nie istnieje możliwość by napisać o każdym możliwym problemie. W książce ujęte zostały te, które wypływają najczęściej w rozmowach z innymi rodzicami. Mnie osobiście najmocniej dotknęły rozdziały dotyczące wyrażania emocji przez dziecko czy nauki życia w grupie rówieśniczej. Choć książka napisana jest tak, by dawać wskazówki co do zachowań dziecka, sama dla siebie wyciągnęłam wiele cennych myśli z rozdziału o gniewie.
Książka jako całość nie jest jeszcze na moim etapie – mam małe dzieci, więc wiele problemów jeszcze nas nie dotyczy. Myślę, że rodzice nastolatków skorzystają z niej w znacznie większym stopniu. Polecam ją bardzo – z nastawieniem, że można znaleźć w niej wiele cennych wskazówek, nawet jeśli jako całość nie do końca nas przekonuje.

Dziękuję Wydawnictwu eSPe za lekturę!

Tytuł Kochaj i stawiaj granice. Jak połączyć dyscyplinę i miłość w wychowaniu
Autor Erin MacPherson i Ellen Schuknecht
Wydawnictwo eSPe
Liczba stron 240
Cena na stronie Wydawnictwa (boskieksiążki.pl) to 34,90 zł (aktualnie w promocyjnej cenie 24,40 zł)

„Piotruś Pan i Wendy” – klasyka dziecięcej literatury


Znasz historię Piotrusia Pana, chłopca, który nie chciał dorosnąć?
Może znasz opowieść o małych piratach z kanałów TV dla dzieci – „Jacke i Piraci z Nibylandii”? Nie ukrywam, że nasza przygoda zaczęła się od bajki, którą moi synowie uwielbiają. Ciekawa byłam czy książka, która opowiada o samych początkach szalonych przygód też ich zaciekawi. Jaś nie zawiódł – klasyka wygrała!
Wydawnictwo Wilga wydało ostatnio kilka publikacji z serii klasyki literatury. Obecnie w sprzedaży widziałam siedem tytułów (dostępne w Empiku):
  • Ania z Zielonego Wzgórza
  • Przygody Alicji w Krainie Czarów
  • Przygody Tomka Sawyera
  • Piotruś Pan i Wendy
  • Mała księżniczka
  • Mały Książę
  • Doktor Dolittle i jego zwierzęta
Muszę przyznać, że jestem pod ogromnym wrażeniem kunsztu wydania tych publikacji…
Choć w ręku miałam tylko Piotrusia Pana i Wendy, w ciemno mogłabym również kupić resztę kolekcji. Solidna, ładna okładka. Piękne, czarno białe rysunki. Słowo „klasyk” można użyć nie tylko do opisu kolekcji – takiego wydanie nie powstydzi się najlepszy!

Lubię historię o Piotrusiu Panu – jest świetnym źródłem wielu psychologicznych analiz. Pamiętam jak na jednym z wykładów staraliśmy się wejść w jego skórę i zobaczyć dlaczego nie chce dorosnąć. To lektura idealna jako podłoże do rozmów o odpowiedzialności i podejmowaniu decyzji. To kawałek świetnej literatury z domieszką fantastyki, gdzie można poruszyć z dzieckiem temat oddzielenia świata baśni od realu.
To w końcu świetna przygoda grupy zwariowanych dzieciaków i piratów w Nibylandii. Warta zauważenia.
Polecam lekturę do czytania przez rodzica dla dzieci w wieku wczesnoszkolnym i do samodzielnej lektury przez dzieci starsze.
Idealny pomysł na prezent – polecam!